10 MUZ X MUZY. Damy dużego ekranu z dawnych lat
Piękne, ponętne, ponadczasowe i z klasą – z okazji Dnia Kobiet przybliżamy dziesięć aktorek starego Hollywood. Ekranowych bogiń, których największa sława przypadła jeszcze na okres czarno-białej taśmy, lecz śmiało oraz z sukcesem romansujących także później i z kolorowym medium. Tych ikonicznych, ale też mniej znanych – zwłaszcza współczesnym widzom – a bywa, że po latach wręcz zapomnianych. Oto gwiazdy, którymi ekscytowały się kiedyś całe pokolenia. A których odpowiedników próżno szukać wśród dzisiejszych nazwisk z pierwszych stron gazet. Kolejność alfabetyczna.
Joan Fontaine
Urodzona w Tokio Joan de Beauvoir de Havilland, to, jak nietrudno się domyśleć, młodsza siostra słynn(iejsz)ej Olivii (panie nie dogadywały się zresztą zbytnio, stąd inne personalia artystyczne). Klasyczna piękność o delikatnej cerze i niewinnym, acz nobliwym obliczu była obsadzana dokładnie w takich rolach – młodych, niezbyt doświadczonych i nieśmiałych dam. Pozornie kruchych kobiet w opałach (co ciekawe, w 1937 roku zagrała obok Freda Astaira w filmie o takim właśnie tytule – A Damsel in Distress), lecz ostatecznie samoistnie wychodzących z opresji, nie potrzebujących ratunku od ekranowych, z reguły starszych niż ona partnerów. Zadebiutowała jeszcze w latach 30. XX wieku – w No More Ladies z Joan Crawford, z którą później dzieliła ekran także w świetnych Kobietach George’a Cukora – a jej kariera trwała pięć dekad (ona sama dożyła zresztą pięknego wieku 96 lat).
Jednak to kolejne dziesięciolecie uczyniło z niej gwiazdę i obiekt westchnień. Wpierw dzięki znakomitym rolom u Alfreda Hitchcocka w Rebece i Podejrzeniu (owocującymi kolejno nominacją i jak najbardziej zasłużonym Oscarem, którego przyznano jej kosztem siostry), a następnie występami w takich klasycznych tytułach melodramatycznych, jak Wierna nimfa (kolejna nominacja), Dziwne losy Jane Eyre czy, zwłaszcza, List od nieznanej kobiety. Potem były jeszcze między innymi filmy noir, Ponad wszelką wątpliwość Fritza Langa i Kiss the Blood Off My Hands, gdzie pojawiła się u boku Burta Lancastera, oraz kolorowy etos rycerski Ivanhoe, w którym musiała zmierzyć się z urodą młodziutkiej Elizabeth Taylor (i pojedynku tego bynajmniej nie przegrała). Wtedy jednak jej ekranowa sława zaczęła już powoli przygasać, a ona sama chętniej pojawiała się na deskach teatru i w telewizji niż w kinie. Jej pożegnaniem z dziesiątą muzą był horror z 1966 roku The Witches, który również współprodukowała. Oficjalnie na emeryturę przeszła natomiast w połowie lat 90. [Jacek Lubiński]
Ava Gardner
Pochodząca z Północnej Karoliny Wigilijna Dziewczyna (urodziła się w grudniu), nazywana również Śnieżyczką i Aniołem, była prawdziwym objawieniem amerykańskiego przemysłu filmowego oraz jedną z jego najjaśniejszych gwiazd okresu 1946–1964 (choć schyłek jej kariery nastąpił dopiero w latach 80., na krótko przed śmiercią). Zjawiskowa, mimo iż z początku – wedle słów samego Louisa B. Mayera – nie potrafiła śpiewać, tańczyć ani mówić. Za sprawą występu w Zabójcach Roberta Siodmaka – debiucie wspomnianego Lancastera – stała się niekwestionowaną boginią celuloidu. Była tam naturalnym wampem kuszącym nienaganną sylwetką, błyskiem w oku i czarną jak smoła burzą loków, a czarowała zmysłowością oraz seksownym głosem. Przy czym budziła nie tyle oczywiste pożądanie, co podziw – dla jej piękna, ale też niezależności. Ta aura towarzyszyła praktycznie jej wszystkim ekranowym występom – w Statku komediantów, Samotnej gwieździe z Clarkiem Gable, Ostatnim brzegu z Gregorym Peckiem, Słońcu też wschodzi, Siedmiu dniach w maju Johna Frankenheimera, gdzie towarzyszyła z kolei Kirkowi Douglasowi, oraz znacznie późniejszemu Mayerling i dwóm produkcjom katastroficznym: Trzęsieniu ziemi i słabiutkim, lecz pełnym nazwisk jej kalibru Skrzyżowaniu Kassandra. Mimowolnie pozostała również najjaśniejszym punktem generalnie niezbyt udanego fresku 55 dni w Pekinie, na planie którego ostro dawała się we znaki Charltonowi Hestonowi. Znamienne, że w jednej ze scen tego dzieła wszystkie oczy zwrócone są właśnie na nią.
Podobnie trudno oderwać od niej wzrok w Śniegach Kilimandżaro (też z Peckiem), Mogambo Johna Forda (ponownie u boku Gable’a; nominacja do Oscara) i Nocy Iguany Johna Hustona, gdzie z Richardem Burtonem stworzyła wyborny duet życiowych wykolejeńców. Wraz z wcześniejszą, znakomitą aktorsko Bosonogą Contessą Josepha L. Mankiewicza to jej najlepsze oraz chyba najbliższe sercu i charakterowi role. Prywatnie żona między innymi Mickeya Rooneya i Franka Sinatry, znana była z podobnie bezkompromisowego co jej bohaterki podejścia do życia, niewybrednego języka, humoru i olbrzymiego luzu. Ale też jako trudna we współpracy, kapryśna, nieprzewidywalna osoba, niestroniąca w dodatku od alkoholu – co z czasem poważnie odbiło się na jej zdrowiu i wyglądzie. Lecz nawet z podkrążonymi oczami i nadwagą emanowała niezaprzeczalną, magnetyzującą siłą. Zresztą to właśnie fragment Contessy najlepiej podsumowuje boską Avę:
Ten strumień pasji, ten gorący płomień, który tlił się z ekranu, był iście nietykalny.
[Jacek Lubiński]