search
REKLAMA
Zestawienie

PRZERAŻAJĄCE filmy, które NIE SĄ HORRORAMI

Jakub Piwoński

5 marca 2019

REKLAMA

Scena zbrodni

Wbrew oczekiwaniom żądnego krwi widza w filmie dokumentalnym z 2012 roku nie uświadczymy scen zbrodni. Te pojawią się jednak w naszej wyobraźni. Joshua Oppenheimer nie dotarł do ofiar masakry dokonywanej na ludności Indonezji w czasach antykomunistycznej czystki. Lokalne władze stanęły mu na drodze, nie chcąc szerzyć złej reputacji. Zamiast tego dokumentalista przeprowadził wywiad z oprawcami. Bezdusznymi gangsterami działającymi na usługach państwa, tworzącymi tzw. szwadrony śmierci. Przerażające jest to, z jak wielką swobodą i wielkim spokojem potrafią po latach opowiadać o dokonywanych morderstwach, wierząc w wyjątkowość misji, jaka została im powierzona. Jakby tego było mało, na prośbę reżysera aranżują oni sceny, w których przed laty brali udział, robiąc to na modłę swoich ulubionych produkcji hollywoodzkich. Co nie mniej przerażające i warte podkreślenia, bohaterowie filmu w przeszłości często torturowali i zabijali także niewinnych ludzi, posiadających jedynie łatkę komunisty, dopuszczali się również gwałtów, czego sami w ogóle nie ukrywają. I to wszystko przy milczącej aprobacie rządu. Echo tego wstrząsającego dokumentu Oppenheimera rozniosło się po całym świecie. Film zdobył kilka znaczących nagród, był też nominowany do Oscara. Jeśli ktokolwiek z was uważa, że nazistowskie zbrodnie wyczerpały limit zła na świecie, Scena zbrodni uzmysłowi wam, w jak wielkim błędzie jesteście.

Pasja

Abstrahując od religijnego znaczenia poświęcenia, na jakie zdobył się niejaki Jezus Chrystus, trzeba przyznać, że dostarczono mu ogromnych pokładów bólu. Wbrew temu, jak mógłby tytuł filmu interpretować laik, Pasja nie opowiada o zamiłowaniu Jezusa do umierania. Pasja to czysta męka, pasja to niefiltrowane cierpienie. Czyli dokładnie to, co wpisane jest w żywot każdego z nas. Mel Gibson doskonale wiedział, co zrobić, by uzmysłowić nam znaczenie aktu najwyższej ofiary, jaką złożył Chrystus. Reżyser ukazał ukrzyżowanie w sposób niezwykle plastyczny, nawiązując przy tym do technik formalnych horrorów spod znaku gore. Wielu się z tego powodu obraziło, zarzucając Gibsonowi pójście na łatwiznę i przesadne epatowanie przemocą. Prawda jest jednak taka, że na skutek tego zabiegu bardzo trudno jest przejść obok historii Jezusa obojętnie. Bardzo trudno jest nie pobrudzić się jego krwią. Wszystko to działa jakby na przekór religijności, na przekór bajkowej, uwznioślonej, wygładzonej, w rezultacie także odrealnionej tradycji kina biblijnego.

Człowiek pogryzł psa

O tym filmie wspominałem niedawno przy okazji przytaczania przykładów fałszywych filmów dokumentalnych. Napisałem wtedy, że „nigdy wcześniej i nigdy później nie widziałem w kinie tak realistycznej, silnie oddziałującej na moją emocjonalność przemocy”. I chciałbym to raz jeszcze podkreślić. Paradokumentalna formuła jest tylko jedną z dwóch cech belgijskiego filmu wpływających na jego wyjątkowość. Drugą jest tematyka, mająca na celu jawną gloryfikację przemocy. Bohaterem jest seryjny morderca, który wymyślił sobie, że jego fach jest tak wyjątkowy, że wypada nakręcić o nim film. Kamera śledzi zatem jego poczynania w imię tradycji cinéma-vérité, a my, widzowie, nie możemy uwierzyć w to, że pozbawianie kogoś życia może być tak banalne, jak banalne jest zajadanie się ostrygami. Film wywołał szereg kontrowersji i do dziś uznawany jest za jeden z najbardziej okrutnych filmów w historii kinematografii. Wystarczy jeden rzut oka na scenę otwierającą (w której główny bohater beznamiętnie zabija w przedziale pociągowym kobietę ku uciesze kamery), by nie mieć wątpliwości, że to, z czym będziemy obcować w pozostałej części seansu, nie będzie ani niczym przyjemnym, ani łatwym w odbiorze.

Zniknięcie

Nie wiem, jak wy do tego podchodzicie, ale dla mnie lęk przed niespodziewaną utratą bliskiej osoby to jedno z tych negatywnych uczuć, które stosunkowo często ma okazję we mnie zaistnieć. Zawsze gdy żona wychodzi z domu, a ja zostaję na chwilę sam z własnymi myślami, przynajmniej raz pojawia się w mojej głowie refleksja, że mogę już żony nie zobaczyć. I nie ma w tym wypadku znaczenia fakt, że myśl ta ma zwykle bardzo krótki żywot, gdyż szybko zabita zostaje zdrową racjonalizacją. Ważne, że w ogóle się pojawia. Ważne, że przy splocie wyjątkowo niesprzyjających okoliczności możliwość nagłej utraty bliskiej osoby zawsze będzie realna. George Sluizer postanowił pójść za tym lękiem i rozwinąć go do rozmiarów filmu. W swoim Zniknięciu przedstawił on, wydawać by się mogło, nieprawdopodobną sytuację, wyjętą jakby z koszmaru, która na nieszczęście bohatera jednak okazuje się prawdziwa. Lata mijają, a on nadal nie rozumie, co stało się na stacji benzynowej, gdzie podziała się jego ukochana. Sytuację wyjaśnia sam porywacz, doprowadzając do budzącego grozę spotkania oraz jeszcze bardziej wstrząsającego finału.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA