CZŁOWIEK POGRYZŁ PSA. Fałszywy dokument, prawdziwe okrucieństwo
Jest to z pewnością jeden z najbardziej intrygujących i wstrząsających filmów, jakie powstały w przeciągu ostatnich kilkunastu lat. Nie boję się również powiedzieć, że z pewnością dzieło młodych Belgów należy do najważniejszych obrazów lat dziewięćdziesiątych. Natężenie przemocy jest jedną z głównych tendencji w kinie rozrywkowym, a analiza obecnej eskalacji brutalności, gwałtów i filmowego okrucieństwa w moim przekonaniu jest bardzo potrzebna. Wynika to z przemian współczesnej dziesiątej muzy, która wyzbywa się bardzo szybko wszelkich tematów tabu, zakazów, nakazów i ograniczeń, co jest poniekąd wynikiem naturalnego kierunku rozwoju cywilizacji. Film to towar. Więcej, bo rozrywka to towar: biernie pochłaniany, ślepo pożądany i w pełni akceptowany przez widzów. Można nazwać to wynaturzeniem wyobraźni, jej spłyceniem, bowiem twórcy prześcigają się w szaleńczym biegu ku masowym, lichym gustom publiczności.
Wyliczenie dzieł uczestniczących w opętańczym wyścigu o ilość przelanej krwi nie jest zadaniem trudnym, o czym zdaje się pamiętać Rafał Syska w świetnej książce Film i przemoc (szczerze polecam!), gdzie autor poddał analizie dziesiątki obrazów bardziej lub mniej pławiących się w przemocy. Fotograficzna dokładność w prezentowaniu ekranowych mordów jest dla wielu twórców jednym z ważniejszych celów, jest jedynie prostym ornamentem, wabikiem bez określonych skutków i motywów (dajmy na to Doberman, Teksańska masakra piłą mechaniczną, Bad Boys 2). Trzej twórcy: Andre Bonzel, Remy Belvaux i Benoit Poelvoorde stworzyli film o przemocy, o perwersyjnej przyjemności uczestnictwa w aktach okrucieństwa. Pod przykrywką dokumentu nakręconego z ręcznej kamery, na nieoświetlonej lub prześwietlonej taśmie rejestrują poczynania seryjnego zabójcy. Chodzą za mordercą, rozmawiają z nim, wsłuchują się w jego wypowiedzi, “uczą się” zbrodniczego fachu, poznają jego najbliższych. Ben spowiada się ze swoich mniejszych i większych grzechów, lęków, odczuć, opowiada o swoim dzieciństwie, młodości, wcześniejszych doświadczeniach. Realizatorzy pomagają w ukrywaniu zwłok, stają się nie raz alibi mordercy, a także uczestniczą biernie w popełnianych zbrodniach. Mają też okazję wzięcia udziału w zbiorowym gwałcie i prowokowania innych zdarzeń.
Kpiarski dokument Poelvoorde, Belvaux i Bonzela operuje konwencjami i schematami budującymi złudzenie, że to, co widzimy na ekranie, jest kontemplacją autentycznych zdarzeń, miejsc i postaci. Czarno-biała taśma, liczne błędy montażowe, niedoskonały dźwięk i obraz, naturalne wnętrza i plenery, ekipa wchodząca w plan, bezpośrednie zwroty do widza, niedopracowana narracja, pogubione wątki, przypadkowe intrygi – to wszystko sugeruje rzeczywisty zapis dokumentalny, którego zadaniem jest oszukanie, zaniepokojenie widza. Człowiek pogryzł psa doskonale parodiuje współczesny wizerunek filmowej przemocy. Publiczność uwielbia ciekawych morderców, nieprzeciętnych, jak Hannibal Lecter czy John Doe. Sprytni, przystojni, inteligentni, elokwentni. Jeśli szaleni, to i w swym szaleństwie niezrównani i ekspresyjni. Widz jest bezpiecznie odgrodzony od fikcji, bo najczęściej zdaje sobie sprawę z bajkowej estetyki i narracji dzieła. Okrucieństwo jest spektaklem, czymś nierzeczywistym, znaną wszystkim atrakcją.
Nie pochwalam masowych morderstw, ale gdybym był seryjnym mordercą, chciałbym być taki jak Mickey i Mallory, mówi jedna z epizodycznych postaci Urodzonych morderców Olivera Stone’a. Gloryfikacja zachowań destrukcyjnych jest zjawiskiem powszechnym, w kinie szczególnie panuje sprzyjający tego typu tendencjom klimat.
Radować się morderstwami Bena chyba nie można, gdyż zabójca nie wpisuje się w filmowe stereotypy. Nie sposób go polubić, bo to jedynie, jak zwraca uwagę wspomniany autor “Filmu i przemocy”, marna kalka doskonałości. Ben jest brzydki i próżny. Snobuje się na intelektualistę, choć z jego ust płyną rzeki banałów. Uważa siebie za natchnionego literackim duchem, mimo że jego wiersze są po prostu żenujące, prymitywne i pretensjonalne. Chwali się swymi światłymi poglądami politycznymi, po czym widzimy go jak zabija Murzyna argumentując w prostacki, ksenofobiczny sposób. Zaprasza gości do restauracji przesadnie chwaląc się swym doskonałym smakiem, po czym udowadnia swą trywialność nie potrafiąc zamówić wina i rzygając pod i na stół po zjedzeniu kilku małż. Mówi o swej wybornej potencji, choć jego kontakty z kobietami są żałosne, tym bardziej, że jego kochanką okazuje się być starsza, otyła prostytutka. Co więcej, jego zbrodnie nie wpisują się w konwencjonalne i oczekiwane przez widza modele zbrodni. Ben zabija staruszki mieszkające w starych kamienicach. Tutaj popisuje się pomysłowością, bo straszy je głośnym krzykiem, co wywołuje zawał serca. Później je obrabia i czyha na następną ofiarę, na przykład listonosza. Morderca przechadza się po wielkich blokowiskach, fabrykach, opuszczonych halach, pustych ulicach. Sporadycznie gwałci, ale już nikogo nie torturuje, nie profanuje ani nie ćwiartuje zwłok. Nie jest klasycznym szaleńcem znęcającym się nad sobą i innymi w przemyślny sposób jak wielu mu podobnych w amerykańskich filmach. Zna swój fach, ale to tylko zastrzelenia, zaduszenia, zadźgania, ukręcenia karku, obrabowania i wrzucenia trupa do opuszczonego kamieniołomu.
Podobne wpisy
Człowiek pogryzł psa przeczy więc popularnym obrazom morderców czyli wyrafinowanych sadystów-estetów pochodzących z klasy drobnomieszczańskiej, zabijających jeśli nie przypadkowo, to misyjnie. Przeczy także wizerunkowi morderców tkwiących w niezrozumiałym amoku. Z kinowego ekranu spoglądają złowrogo setki podobnych do siebie postaci, odrealnionych i atrakcyjnych. Film Belgów zaciera niejako bezpieczna granicę między widzem, a przedstawianym widowiskiem strasząc obserwatora reportażu, szokując go już samym tytułem – TO SIĘ ZDARZYŁO W TWOIM SĄSIEDZTWIE. Ben z pewnością chciałby stać się gwiazdą filmową. Zainteresowanie realizatorów jego osobą wzmacnia poczucie własnej wartości, staje się więc przyjacielem filmowców, ich towarzyszem. Pożycza pieniądze na dalszą realizację filmu, analizuje pod kątem efektowności swoje – wcześniej zarejestrowane – zbrodnie. Dodatkowo zabija konkurencyjną ekipę filmową, która podąża za innym mordercą. Natomiast twórcy reportażu w coraz większym stopniu angażują się w swój projekt, ulegają zbrodniczej fascynacji prowokując Bena do popełniania dalszych, efektowniejszych zbrodni.
Film młodych Belgów dba o zachowanie pozorów autentyzmu, ale nie wydaje się być ta narracyjna strategia rzeczą najważniejszą. Z pewnością Człowiek pogryzł psa nie jest tanim filmem sensacyjnym pławiącym się w werystycznym ukazywaniu okrucieństwa, mimo perwersyjnej, przewrotnej i niepokojącej radości oglądania i słuchania chrzęstu łamanego kręgosłupa. Belvaux, Bonzel i Poelvoorde próbują raczej uprzytomnić widzowi charakterystyczne dla kina mechanizmy, wykpić, wyśmiać i skompromitować proces fascynacji psychopatycznym mordercą i jego okrutnymi zbrodniami. To nie jest film zabawny, sympatyczny, rozluźniający. To ważny głos w dyskusji o przemocy w kinie, fascynacji zbrodnią i zbrodniarzami. Dlatego wymaga od widza pewnej dojrzałości i – szczególnie – mocnych nerwów.
Tekst z archiwum film.org.pl