PRZERAŻAJĄCE filmy, które NIE SĄ HORRORAMI
Przyzwyczailiśmy się do tego, że jeżeli chcemy się w kinie przestraszyć, wybieramy seans horroru. To opowieści tego gatunku filmowego bazują na drzemiącym w człowieku uczuciu lęku, wyrażanym w stosunku do otaczającego świata. Są jednak takie filmy, które potrafią być przerażające, nie będąc właściwie horrorami. Generowana przez nich groza zdaje się jakby… prawdziwsza, mniej odrealniona.
Idź i patrz
Nie ma drugiego tak mocnego uderzenia w kinie wojennym. Radziecki film ukazujący losy szesnastoletniego chłopca, który na ogarniętej wojną Białorusi musi uciekać przed niemieckimi oprawcami, jest niesamowicie sugestywny w ukazywaniu przemocy i bólu. Reżyser Elem Klimow nie idzie z widzem na żadne ustępstwa, każąc mu się przyglądać największemu okrucieństwu, jakie człowiek człowiekowi był zdolny zadać niczym wygłodniały wilk. Pamiętam dobrze mój pierwszy i zarazem ostatni seans Idź i patrz. Obejrzałem go razem z kolegą w domowym zaciszu. Pozornie bezpieczna przestrzeń nie była w stanie uodpornić mnie na emocje, które zadziałały niczym uderzenie obuchem w twarz. Na napisach końcowych nie bardzo wiedzieliśmy z kumplem, co do siebie powiedzieć, czując na sobie ból ofiar wojennej rzezi. Jeśli ktokolwiek uznał, że Smarzowski w Wołyniu przekroczył granicę dobrego smaku w ukazywaniu przemocy, powinien obejrzeć film radziecki z 1985 roku. Znamienne, że Elem Klimow zakończył karierę reżyserską po zrealizowaniu tego filmu. Lepiej ze sceny zejść nie mógł.
Noc myśliwego
Podobne wpisy
Choć nie jest to ani horror, ani klasyczny dreszczowiec, Noc myśliwego potrafi napełnić nasze serca niepokojem za sprawą stworzenia możliwości do pogrążenia się w mroku ludzkiego zła. Film Charlesa Laughtona opowiada o psychopacie nękającym dzieci w celu wydobycia od nich informacji o ukrytych przez ich ojca pieniądzach. Mnóstwo jest tu symboliki chrześcijańskiej. Nie bez kozery czarny charakter, w który wcielił się Robert Mitchum, jest samozwańczym kaznodzieją. Najbardziej niesamowite i zapadające w pamięć jest to, w jaki sposób psychopata jest przez kamerę filmowany. Schowany w półcieniach, skąpany w czerni i bieli, jedzie spokojnie na swym koniu w kierunku ofiar. Uosabia grzech, który nie boi się swoich dzieci, gdyż wie, że prędzej czy później i tak je odnajdzie i otoczy wątpliwą troską. Swego czasu krytyk filmowy Pauline Kael określiła Noc myśliwego mianem “jednego z najbardziej przerażających obrazów, jakie kiedykolwiek nakręcono”. To mocne stwierdzenie, które trudno przełożyć na dzisiejsze, przesiąknięte przemocą realia. Dla wielu film z 1955 roku może bowiem nie mieć takiej siły oddziaływania, jaką miał w roku premiery. Oddając mu jednak sprawiedliwość, trzeba przyznać, że jest w swej ocenie natury ludzkiej, w tym seksualności, brutalnie prawdziwy.
Siedem
Słynnego filmu Davida Finchera nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. To produkcja głośna, którą wielu z nas zdołało już przetrawić. Jednak mimo upłynięcia od premiery filmu dwudziestu czterech lat (sic!) wciąż na myśl o koncepcie, jaki wziął na warsztat Fincher, a już zwłaszcza na myśl o pamiętnym finale tego konceptu, przechodzą mnie ciarki. Bardzo trudno jest pozostać z boku tej historii, nie zaangażować się w nią. Jednym prostym zabiegiem, ukrytym w pudełku, za którego sprawą najwyższą karę ponosi niewinność, Fincher przebił serce każdego z nas i wywołał w nas trwały szok. Najbardziej przerażające w filmie Siedem jest jednak to, że postać grana przez Kevina Spaceya nie myli się w gruncie rzeczy w swej radykalnie pesymistycznej ocenie otaczającego nas świata. Świata, w którym ludzkość na skutek grzechu pierworodnego nie może nawet doskoczyć do poprzeczki, jaką wyznaczył jej Bóg. Świata pozbawionego nadziei, pogrążonego w dekadencji, dążącego do moralnego upadku. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto z nas jest bez winy.
Kieł
Pamiętam, jak swego czasu na studiach, na zajęciach z psychologii społecznej, film ten został użyty jako przykład radykalnej, w pełni szkodliwej indoktrynacji. Film Lantimosa oparty został na niezwykłym i wstrząsającym pomyśle. Grecki reżyser nie bał się pofilozofować i zadać trudnego, z punktu widzenia socjologii, pytania: co by się stało, gdybyś wychowując swoje dziecko w całkowitej izolacji, wywrócił do góry nogami całą dostarczaną mu wiedzę o świecie? Domowy reżim autorytarny, jaki w ten sposób byś wprowadził, miałby tę przewagę, że twoi „poddani” nie potrafiliby dostrzec dokonywanych na nich aktów terroru, nie wiedzieliby także, przeciwko czemu mieliby się buntować. Nie mogliby upomnieć się o wolność i godność, nie znając znaczenia tych słów. Byliby jak ten kanarek, który wykluty w klatce z miejsca uznaje ją za jedyną właściwą przestrzeń do życia, akceptując wszystkie ograniczenia z nią związane. Popsuć plan mogą w tym wypadku jedynie jakimś trafem dostarczone informacje ze świata zewnętrznego. Ale i bez tego sytuacja wydaje się dogłębnie przerażająca i, jakkolwiek by patrzeć, nieludzka.