PRZEMINIE z WIATRAMI, czyli historia PIERDZENIA w światowym kinie
Artystyczne gazy europejskie
Według Adama McKaya, autora filmu Bracia przyrodni (2008), w którym mamy do czynienia chyba z najdłuższym filmowym pierdnięciem w historii kina (15 sekund), europejskie wiatry – a w szczególności te artystyczne – są dla publiczności czymś uroczym i rustykalnym. Tymczasem większość tych w amerykańskim kinie cuchnie tandetą i wulgarnością. Trudno rzeczywiście się z McKayem nie zgodzić. Zwróćmy bowiem uwagę na obecność interesującego mnie elementu skatologicznego na przykład w twórczości europejskich mistrzów – Federica Felliniego i Ingmara Bergmana – oraz wykorzystaniu go w kontekście nostalgicznym. Mowa tu oczywiście o dziełach Amarcord (1973) oraz Fanny i Aleksander (1982), w których wymienieni reżyserzy przemieniają wspomnienia w sztukę. Fellini przepuszcza pamięć przez swoją szaloną wyobraźnię, przez co powstaje obraz na pozór chaotyczny, roztańczony, hałaśliwy, pełny slapstickowego humoru i skatologicznych gagów, który w niezwykły sposób staje się czystą poezją. U Bergmana żarty z pierdów nie są – jak u Felliniego – stałym elementem twórczości, ale w Fanny i Aleksandrze wykorzystuje je również w kontekście nostalgicznym. Figura puszczającego bąki i zdmuchującego za ich pomocą świece wuja nie tylko jednak oddaje irracjonalnego ducha dzieciństwa, lecz także w banalny sposób symbolizuje sztukę tworzenia spektaklu (filmu).
Podobnewpisy
Wykorzystywanie fart jokes to także europejski sposób na szokowanie odbiorcy w celu ukazywania dekadencji społecznej i kulturowej. Piewcami takiego rozwiązania byli Pier Paolo Pasolini oraz przede wszystkim Marco Ferreri w filmie Wielkie żarcie (1973). Przy okazji europejskich twórców należy również wspomnieć o twórcach komediowych stosujących humor skatologiczny w wersji soft. Mam tu oczywiście na myśli film Kapuśniaczek (1982) z udziałem Louisa de Funèsa, a także telewizyjne pierdnięcia Benny Hilla.
Amerykański fart
Chociaż dziś flatulistyczne żarty w kinie kojarzymy głównie z produkcjami amerykańskimi, to historia ich wykorzystywania za oceanem wcale nie jest długa. Głównym tego powodem był spisany w latach 30. XX wieku i odrzucony w latach 60. purytański kodeks Haysa, zajmujący się dopuszczalnością scen przedstawianych w filmach. Pierdzące standardy na amerykańskim ekranie wyznaczył dopiero w 1974 roku Mel Brooks słynną skatologiczną sceną przy ognisku z filmu Płonące siodła. Dźwięki puszczanych wiatrów imitował znany z piaskownicy trik polegający na umieszczeniu pod pachą wody z mydłem i poruszaniu nią. Bąki służą tu wyłącznie żartom, choć w obliczu wcześniejszych haysowskich zakazów scenę tę można także uznać za wyśmianie panującej wówczas obłudy i rozruszanie skostniałego kina. U Brooksa powraca ponadto nazwisko związane z początkami pierdzenia w kinie, czyli Le Pétomane. Tak właśnie nazywa się postać gubernatora grana przez samego reżysera.
Po pierdzącej symfonii przy ognisku Brooksa kino amerykańskie chętnie korzystało z omawianego flatulistycznego motywu. Co ciekawe, nie tylko w formach komediowych. Zwróćmy uwagę choćby na Amadeusza (1984) Miloša Formana, w którym jest scena przedstawiająca Mozarta (Tom Hulce) grającego na klawesynie i gromko pierdzącego na zakończenie utworu. Dla kontrastu sprawdźmy teraz Rain Mana (1988) Barry’ego Levinsona, gdzie autystyczny Raymond (Dustin Hoffmann) puszcza bąka w budce telefonicznej, w której znajduje się z bratem Charliem (Tom Cruise). Pierwszy przykład stanowi o pozycji człowieka, u którego nawet pierdy uznaje się za wirtuozerię. Wiatry w drugim filmie oznaczają natomiast brak zrozumienia społecznego kodu przez osobę zaburzoną.
Najinteligentniejszym z powstałych dotychczas filmów wykorzystującym żarty o bąkach jest Człowiek-scyzoryk (2016) Dana Kwana i Daniela Scheinerta. Pierdzące zwłoki mężczyzny o imieniu Manny (Daniel Radcliffe) pomagają powrócić Hankowi (Paul Dano) do cywilizacji, są dla niego również źródłem samoakceptacji i wolności. Film w grubiański, śmiały, ale skuteczny sposób ściąga ciasny gorset obyczajowości ograniczającej człowieka.
Ostatnim obejrzanym przeze mnie amerykańskim filmem, który posiada niezliczoną ilość fart jokes, jest Lighthouse (2019) Roberta Eggersa. Wydawać by się mogło, że stosowanie tego typu żartów w dziele sklasyfikowanym jako horror jest co najmniej dziwne. Tymczasem dla mnie kuriozalna jest raczej tego filmu gatunkowa klasyfikacja. Oczywiście Lighthouse zawiera elementy, które pozwalają mówić o nim jako o filmie grozy, jednak przede wszystkim jest to przecież wyjątkowa, czarna jak smoła komedia. Dźwięki wydobywające się przede wszystkim z układu trawiennego Willema Dafoe to elementy skomplikowanego dowcipu Eggersa.
Damy też pierdzą
Podobnewpisy
Jak widać na podstawie wcześniejszych przykładów, motyw pierdzenia w kinie zazwyczaj przypisywany jest płci męskiej. Wynika to zapewne z niesprawiedliwych i nierealnych oczekiwań, jakie społeczeństwo składające się przecież z obu płci nakłada do dziś na kobiety. Tymczasem panie również pierdzą i też pokazuje się to na ekranie. Można tu wyróżnić dwa rodzaje wiatrów. Motyw pierdzącej przypadkowo kobiety wykorzystywany jest więc przede wszystkim w niskich lotów komediach jako element mający wywoływać salwy śmiechu. Czasami też pokazuje się, jak panie obalają społeczne normy kobiecości, wywołując wiatry specjalnie.
Najwięcej znaczącym damskim pierdem wydaje się być jednak ten należący do Carrie Bradshaw (Sarah Jessica Parker) z Seksu w wielkim mieście (1998–2004). Do tego przypadkowego incydentu dochodzi, gdy główna bohaterka leży w łóżku z miłością swojego życia – Bigiem (Chris Noth). Carrie ze wstydem ucieka od kochanka. Za pomocą powyższej sceny epizod popularnego serialu stara się powiedzieć widzom, że tak oto para przechodzi z etapu płomiennego romansu do bardziej realistycznej fazy związku. Dziwne, że tak uniwersalny płciowo przypadek może mieć aż tak kolosalne znaczenie dla relacji dwojga ludzi.
Wygląda na to, że posługiwanie się tzw. “fart jokes” w kinie wcale nie musi skazywać filmu na niższe noty u krytyków i widowni. Wystarczy tylko wykorzystywać je umiejętnie. Pierdzenie to przecież jedna z najbardziej ludzkich rzeczy. Ba! Zjawisko to pozostaje z nami również po śmierci. Powyższe przykłady dowodzą jedynie, że wielcy mistrzowie kina dostrzegli i wciąż widzą w motywie flatulistycznym coś więcej, aniżeli zawstydzającą reakcję organizmu. Pierdzenie może więc posiadać zarówno skromny, jak i doniosły potencjał.