search
REKLAMA
Artykuł

Produkcyjne PIEKŁO. Filmy, które NIE MIAŁY PRAWA się udać

Mikołaj Lewalski

7 sierpnia 2019

REKLAMA

Wrota niebios

To film, który miał być magnum opus Michaela Cimino, epicki western przyćmiewający poprzednie dzieło reżysera, Łowcę jeleni. Ogromne ambicje miały swoje odzwierciedlenie w budżecie, który nawet pierwotnie robił wrażenie (film miał kosztować tyle, ile pierwsze Gwiezdne wojny), a ostatecznie okazał się czterokrotnie większy niż planowano. Winę za to ponosił przede wszystkim Cimino, który był opętany obsesją na punkcie perfekcjonizmu. Dążąc do bliżej niesprecyzowanego ideału Cimino kazał burzyć całe plany filmowe i budować scenografię od nowa, aż do zadowalającego go skutku. Przekonany o swojej nieomylności, reżyser co rusz zwalniał podlegających mu ludzi za słowa sprzeciwu i jakiekolwiek popełniane błędy. Równie źle traktowane były zwierzęta, co poskutkowało śmiercią kilku z nich i w efekcie doprowadziło do większego nadzoru nad wykorzystywaniem zwierząt na planie. Cimino kręcił dziesiątki (setki?) godzin materiału, poświęcając ogromne pokłady czasu na kolejne niepotrzebne duble; podobno potrafił nawet wstrzymywać całą pracę i czekać na odpowiedni kształt chmury na niebie, by kontynuować ujęcie.

Po zakończeniu pracy na planie reżyser nie dopuszczał nikogo do montażu i samodzielnie konstruował film zgodnie ze swoją wizją. Zmontowana przez niego i zaprezentowana studiu wersja trwała grubo ponad 5 godzin i wg. Cimino była raptem 15 minut krótsza od finalnego filmu. Naturalnie, jego rozmówcy popukali się w czoło i nakazali gruntowne skrócenie całości, co spowodowało opóźnienie premiery. Trwające trzy i pół godziny Wrota niebios zadebiutowały pod koniec 1980 roku i spotkały się z miażdżącą krytyką. Ta wersja została wycofana raptem po tygodniu, a Cimino zaczął pracować nad kolejną, krótszą o godzinę. Nie zrobiło to większej różnicy; krytycy rozszarpali na strzępy praktycznie każdy aspekt filmu, a frekwencja w kinach okazała się bardzo rozczarowująca. Dzieło życia Michaela Cimino przyniosło straty liczone na ok 150 milionów dolarów (po uwzględnieniu inflacji) i praktycznie zarżnęło jego karierę. Co ciekawe, w ostatnich latach film ten zdobywa coraz więcej sympatyków, którzy chwalą nowatorski charakter produkcji. Najnowsza wersja pochodzi z 2012 roku, a jej odbiór jest znacznie bardziej pozytywny niż podczas pierwotnej premiery. Być może w szaleństwie Cimino była jakaś metoda?

Ishtar


Ishtar to jedna z największych finansowych porażek lat 80. Podstawowym problemem, podobnie jak w przypadku Wodnego świata, okazała się lokalizacja wybrana na kręcenie filmu. Sahara przysporzyła wielu problemów nie tylko z powodu warunków pogodowych; ryzyko porwania, potencjalne zagrożenie w postaci min lądowych oraz szalejąca w okolicy wojna domowa zmieniły kręcenie filmu w stresującą udrękę. Jedna ze scen wymagała udziału sępów, przez co dookoła Dustina Hoffmana wyłożono kilogramy surowego mięsa; ku przerażeniu aktora scena była powtórzona pięćdziesiąt razy. Rozliczne konflikty na planie (między innymi między reżyserką a producentem) i rzeczywistość kręcenia drogiej produkcji w trudnych warunkach okazały się zbyt dużym wyzwaniem dla niedoświadczonej w roli reżysera Elaine May. Budżet szybko dwukrotnie przekroczył planowaną kwotę, a liczba dubli doprowadziła do takich kuriozów jak atak serca i śmierć kobry wykorzystywanej w jednej ze scen. Również postprodukcja nie była wolna od komplikacji, a złożenie filmu ze stu godzin materiału okazało się niemałym wyzwaniem. Nad montażem pracowały trzy ekipy (każda tworzyła własną wersję dzieła), a efekt końcowy został zmiażdżony przez krytyków. Dochód z kin wyniósł mniej niż 1/3 budżetu, a May dostała Złotą Malinę za swoje reżyserskie wysiłki. Nieco lepszy odbiór filmu w ostatnich latach nie umniejsza monumentalnej skali porażki, jaką był Ishtar.

Wilkołak

Wilkołak okazał się problematyczną produkcją jeszcze na długo przed rozpoczęciem zdjęć. Po roku pracy nad projektem, z funkcji reżysera zrezygnował Mark Romanek; zastąpił go Joe Johnston, który sam później przyznał, że tak późne dołączenie go do produkcji znacząco utrudniło mu pracę. Późne zmiany wymusiły poleganie na CGI zamiast na bardziej przekonujących praktycznych efektach specjalnych, co z kolei przełożyło się na gorszą stronę wizualną filmu. Zatrudnienie nowego scenarzysty do napisania alternatywnego zakończenia oraz pięć tygodni dokrętek (które miały na celu zmienić wizerunek wilkołaka) zwiększyły koszta produkcji do zawrotnych 150 milionów dolarów. Chaotyczny charakter zdjęć, zmiany wizji i ciągnące się w nieskończoność prace nad scenariuszem odcisnęły swoje piętno na Wilkołaku. Film oczywiście został zjechany przez krytyków, a wpływy z kin okazały się niższe niż budżet, co przełożyło się na kolosalne straty dla studia.

REKLAMA