Premiera: 1 listopada
Saga Elektronicznego mordercy doszła już chyba do punktu krytycznego i zarazem wyjścia. Prawa wróciły do Camerona, on do Sary Connor, a starzy aktorzy do ról sprzed ponad dwudziestu lat. Do tego oficjalnie postanowiono odciąć się od poprzednich koszmarków powstałych pod tym znakiem. Brzmi optymistycznie. A jednak pozytywnie nie nastrajają ani dotychczasowa promocja (względnie jej brak), ani fakt, że film dotąd nie ma tytułu czy nawet zarysu fabuły. Ponoć ma za to budżet sięgający aż 255 milionów. Czyli musiałby osiągnąć przychód znacząco przewyższający dokonanie słynnego T2, którego historię ma kontynuować (a było to ponad 520 milionów, w tym część z projekcji 3D). Cóż, o ile po drodze nie stanie się cud, to producenci już mogą szykować mu trumnę – na pierwszego listopada będzie, jak znalazł.
Premiera: 1 listopada
Ciekawe, że tego samego dnia do kin trafia jeszcze jeden rebucik skazany na szybką śmierć. I przy okazji kolejna pozycja na liście o nieznanym budżecie (raczej będzie to jednak mniej niż sto milionów). Jedynie niewielkie pieniądze stojące za projektem mogą go uratować, przynajmniej minimalnie. Bo patrząc na kontrowersyjną, w większości anonimową obsadę (z polskim akcentem, dodajmy), generalnie niepowalające na ziemię wyniki finansowe poprzednich filmów o Aniołkach (wypełnione przecież nazwiskami o wiele większego kalibru) czy w końcu zakończoną fiaskiem telewizyjną próbę ożywienia dawnej magii przed kilkoma laty, to naprawdę trudno zrozumieć decyzję o pakowaniu kasy w jeszcze jedne przygody tria uroczych detektywek, którymi świat najwyraźniej nie jest zainteresowany.
Premiera: 25 grudnia
Zapewne nie wiedzieliście, że w ogóle powstaje n-ta z rzędu ekranizacja powieści Jacka Londona – tym razem animowana komputerowo, w stylu nadchodzącego dubla Króla Lwa. Za kamerą twórca m.in. nadmienionego wcześniej Jak wytresować smoka. Na liście płac Harrison Ford, Dan Stevens i Karen Gillan. A na liczniku, jak na razie, 82 miliony martwych prezydentów USA. Wśród innych premier grudnia znalazły się takie hity jak Jumanji 3, Gwiezdne wojny IX, kolejne Małe kobietki i – w teorii – nowa wersja Władców wszechświata (którym też mocno pod górkę). Zatem dużych szans na zebranie odpowiedniej kwoty w kinowych kasach specjalnie nie ma – i to nawet pomimo świątecznego okresu. Nie zdziwiłbym się zresztą, gdyby w międzyczasie film przeniesiono na inną datę. Ale czy to mu jakoś pomoże? Kokosów raczej i tak nie zbierze. Za to wtopić może konkretnie.
Premiera: 8 listopada
Zaczęliśmy od polskiego filmu, to i polskim filmem kończymy, tym razem jednak o wiele bardziej ambitnym i niewyskakującym jak królik z kapelusza. O tym projekcie mówi się wszak od ładnych paru lat. Wygląda on też jak na razie całkiem nieźle, przynajmniej w teorii. Polska nie jest jednak już dawno krajem etosów narodowych, na które zagania się całe szkoły. A Piłsudski również nie podpada raczej pod definicję postaci magnetyzującej miliony obywateli, zwłaszcza młodszych – niezależnie od stojącej za nim twarzy Borysa Szyca. Nie jest to co prawda nierealna inwestycja, ale uważam, że łatwo nie będzie o zwrot tych 14 milionów złotych, które poszły na produkcję. W końcu dopiero co o wiele bardziej lotne filmy o polskich bohaterach poległy w starciu z rzeczywistością (i nietrafionym marketingiem). A przecież one nie musiały walczyć o uwagę z Krainą Lodu II, która także zawita do kin w listopadzie, bynajmniej nie ku chwale ojczyzny…