Ponoć Polaków można spotkać wszędzie, jak Ziemia długa i okrągła – również w kinie, w którym pojawiamy się nie od dziś w przeróżnych postaciach. Oczywiście kinematografia rodzima to jedno, a zachodnie postrzeganie drugie. Dlatego też poniższa rzecz tyczy się tylko i wyłącznie kina zagranicznego, które, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie ma nic wspólnego z Polską.
Nie uświadczycie tu więc osławionej Listy Schindlera, Pianisty czy ostatnich dokonań Stevena Seagala. Krótko mówiąc, niemal każdy film, który powstawał w naszym kraju bądź korzystał z rodzimej ekipy, nie ma tu racji bytu (chyba że znalazło się w nim coś naprawdę wartego wzmianki). Faktem jest, że w niektórych z poniższych przykładów występują polscy aktorzy, a za jeden z nich odpowiada reżyser polskiego pochodzenia – niech to jednak będzie dopuszczalne minimum.
Wybrane tytuły są moim zdaniem najciekawsze, najbardziej wyraziste i zapadające w pamięć nam, Polakom. Niektóre w taki czy inny sposób mają wpływ na to, co dzieje się na ekranie, bądź też dobitnie zaznaczają się w świadomości odbiorcy. I choć nie wszystkie miałem okazję obejrzeć, to ich sława sprawiła, że także pokusiłem się o krótki opis. Kilka z nich ma wydźwięk komediowy, kilka całkiem poważny, a nad innymi aż trzeba się zastanowić. Nie oceniam żadnego, a po prostu czysto obiektywnie zwracam na nie uwagę. Kolejność filmów dla ułatwienia jest alfabetyczna (mniej więcej, ale tylko czasem mniej, a czasami więcej).
W Nagim mieście polskość zaznacza się natomiast tylko raz, ale za to bardzo dosadnie. Oto w prologu filmu Julesa Dassina zostaje zamordowana młoda dziewczyna, Jean Dexter. Wkrótce wychodzi na jaw, że naprawdę nazywała się… Batory. Reszta filmu skupia się oczywiście na tropieniu morderców przez detektywa o irlandzkich korzeniach. I to tylko jedna z ośmiu milionów historii Nowego Jorku.
A w zdedydowanie świeższej Najdłuższej podróży (2015 rok), główna bohaterka – Sophia Danko – jest przypuszczalnie córką polskich emigrantów albo też wywodzi się z rodziny o słowiańskich korzeniach. W jednej ze scen pyta się bowiem chłopaka, czy jadł kiedyś polskie pierogi, kołduny? Gdy ten odpowiada, że nie, Sofia zaczyna zachwalać takie właśnie wyroby swojej mamy. W końcu przez żołądek do serca…
Angielski miniserial z 2016 roku New Blood. Jednym z dwóch głównych bohaterów jest Polak, Stefan (Mark Strepan), mówiący niestety łamaną polszczyzną. Postać pozytywna, bez stereotypu. W tle często pojawiają się także inni Polacy – już naturszczyki – pijący w barze „The Gołąbki” (sic!) … czysty spirytus. Butelki ze spirytusem mają ciekawą etykietę – wzór polski, jedynie inny kolor napisu, bo czerwony.
Z kolei stary, czechosłowacki film Niebiańscy jeźdźcy pokazuje nam to, czego od lat nie możemy doczekać się ze strony Hollywood – czeskich i polskich lotników w RAF. No, ale w końcu film reżyserował Jindrich Polak…
Także twórcy kultowego Nieśmiertelnego zadbali o odpowiedni temat. Gdy policjanci zatrzymują MacLeoda vel Nasha, na komisariacie pada nazwisko Osta Vasilek – Polaka, którego zabito jakieś dwa dni wcześniej w New Jersey (ściął go Kurgan), co, biorąc pod uwagę żywotność nieśmiertelnych, nie brzmi aż tak dziwnie.
W telewizyjnej produkcji Nieuczciwi Jeff Daniels gra nauczyciela pochodzenia polskiego (doktor Gerald Plecki), który przygotowuje uczniów do corocznej olimpiady wiedzy. Całość dzieje się w college’u, do którego uczęszczają głównie emigranci, w dużej mierze z Polski. Mamy więc Agnieszkę Maryniarczyk (graną przez Annę Raj) i Dominika Wesolowskiego (Dominik Podbielski) oraz kilka swojskich dialogów. Cała historia oparta jest zaś na prawdziwych wydarzeniach z roku 1994.
Ninoczka z boską Gretą Garbo to następna pozycja na liście. Szwedzka diwa w roli radzieckiej wysłanniczki w Paryżu w jednej ze scen wspomina swoje wojenne przygody – a konkretnie spotkanie z polskim ułanem, który pozostawił jej po sobie pamiątkę w postaci blizny na karku. W zamian za to ona… pocałowała go, gdy dogorywał po starciu. Coś za coś.
W jednej ze scen słynnego Nosferatu – wampir główny bohater zatrzymuje się w gospodzie, w środku której wszyscy są zaszokowani wiadomością, że udaje się on do pobliskiego zamku. W pewnym momencie, do zajmowanej przezeń izby wchodzi stara baba i daje jakąś książkę o wampirach, mówiąc po polsku: „Proszę założyć, proszę, proszę pięknie. Proszę czytać książkę, ciekawa… proszę, ciekawa jest książka, proszę czytać”. Dziwne, zważywszy, że cała reszta filmu wypełniona jest Cyganami lub innymi mniejszościami z tamtych rejonów.
O jeden most za daleko, czyli ponownie kino wojenne w starym stylu. Tutaj na uwagę zasługuje kreacja Gene’a Hackmana, który zagrał generała Sosabowkiego – jednego z dowódców polskiej armii na zachodzie, postać jak najbardziej autentyczną. Hackman jest bardzo nerwowy, kłótliwy i w ogóle nieco gburowaty, ale daje się lubić. W jednej ze scen wypowiada jedyne polskie słowo w całym filmie, czyli pamiętny „śnur”. Sam film jest niestety o wiele bardziej przekłamany od Bitwy o Anglię, choć Polacy pokazani są raczej bez skazy.
Następnie Obcy – decydujące starcie Jamesa Camerona. Tylko bowiem on mógł wpaść na pomysł, aby jednego z marines w sci-fi o dalekiej przyszłości ochrzcić Wierzbowskim. Co więcej, każe on wymawiać to nazwisko innym. I tak właśnie narodziła się scena, w której nie kto inny jak Hicks (Michael Biehn) krzyczy: „Łezbowsky!! Łezbowsky!!” w czasie walki z obcymi w gnieździe. Samego Wierzbowskiego w filmie prawie nie widać. Jego facjata pokazana jest tylko w kilku scenach, a on sam nic nie mówi. Wspomnienie jednak pozostaje. Poza tym liczy się fakt, że nie odejdziemy tak szybko do lamusa. Wierzbowski miał nawet własną witrynę internetową (Wierzbowski Hunters), gdzie obok innej mało znanej postaci tego filmu – Crowe’a – broniło się jego dobrego imienia.
Znacznie ciekawszym przypadkiem jest natomiast Olej Lorenza, w którym badania polskich naukowców na własnych szczurach (bo wiadomo, że nie można badać zagranicznych) okazują się przełomowe dla leczenia rzadkiej choroby – pada nawet nazwa gazety „Polski przegląd biologiczny” z konkretnymi danymi bibliograficznymi: rok 1979, tom II. Przykład bardzo pozytywnego wizerunku naszego kraju, zasłużonego dla ogólnoświatowej nauki.
W debiucie reżyserskim Natalie Portman, Opowieść o miłości i mroku, mamy – z racji osadzenia akcji wsród Żydów – kilka wzmian o Polsce i jej mieszkańcach. Niestety nie są to specjalnie ciepłe wzmianki, aczkolwiek obywa się i bez wytykania palcami. Szkoda tylko, że ani nasz język się nie pojawia (przy obecności chociażby rosyjskiego i osobie Sławomira Idziaka za kamerą), ani też realia niezbyt solidnie odwzorowano (w jednej ze snutych na ekranie historyjek pojawia się polski oficer w stroju sugerującym raczej przynależność radziecką, podczas gdy wspominane są raczej czasy międzywojenne). Ale film ładny.
Orzeł wylądował kontynuuje listę tzw. war movies. Kolejny rozmach, kolejna gwiazdorska obsada (Michael Caine, Donald Pleasence, Donald Sutherland i Robert Duvall) i kolejni Polacy… no, nie do końca. Ten klasyk kina opowiada bowiem o pomyśle zlikwidowania Winstona Churchilla przez Niemców podczas II wojny światowej. Starannie opracowany plan uwzględnia więc, aby w tym celu największe orły III Rzeszy założyły na siebie piórka polskich oddziałów współpracujących z Anglikami. I tyle w temacie – resztę można sobie dopisać, choć lepiej rzecz jasna obejrzeć sobie film.
W Osaczonej Maxa Ophülsa (1949) jednym z wątków pobocznych jest zatrucie się małej dziewczynki. Gdy lekarz rozmawia z rodziną nagle ta zaczyna porozumiewać się po polsku. Dodajmy, że z na tyle niezłym skutkiem, iż nie potrzebujemy napisów, aby ich zrozumieć – co jest o tyle zaskakujące, że w członków rodziny Rudetzki wcieliła się dwójka Austriaków i Amerykanka (z Chicago, ale jednak). Żeby było śmieszniej, użycie naszego języka nie ma żadnego uzasadnienia pod względem fabularnym i służy chyba jedynie celem osobliwego zróżnicowania społecznych nizin, w których porusza się pan doktor.
I dość nieoczekiwany akcent w Osobliwym domu pani Peregrine. Gdy Jake dostaje od dziadka stare pieniądze, wśród nich można zobaczyć dawny polski banknot z Romualdem Trauguttem, czyli 20 złotych. Ciekawe tylko, co dziadek chciałby, żeby sobie wnuczek kupił za ten kawałek papieru.
Ostatnie metro Françoisa Truffaut, czyli Francja podczas II wojny światowej, Żydzi, te sprawy… W tym kontekście przywołany w dialogu zostaje pewien Polak, który także się ukrywa, bo choć Żydem nie jest, to jego okropny akcent i słaba znajomość języka Moliera z pewnością wpędziłyby go w kłopoty. Jakże życiowe…
Również w Ostatnim skaucie znalazło się miejsce dla niewielkiego akcentu. A nawet nie tyle akcentu, co dialogu z akcentem w środku. W jednej ze scen Joe Hallenbeck (czyli rzecz jasna Bruce Willis) rzuca do Jimmy’ego Dixa (czyli Damona Wayansa) zdanko: „I forgot to tell you. »Bom« means »fuck you« in Polish” („Zapomniałem ci powiedzieć. »Bom« to po polsku »pieprz się«.”). Oczywiście ze znajomością kontekstu całej sceny (której tu już nie będę przytaczał) jest to jeszcze śmieszniejsze, a przy tym – zupełnie nie wiedzieć czemu – przyjemnie odprężające. Warto przypomnieć, że w tym samym roku Willis zagrał (świetnie zresztą) w Motywach zbrodni niejakiego Jamesa Urbańskiego – niezbyt sympatycznego pijaka i ćpuna, który bije żonę (Demi Moore – wtedy jego faktyczna małżonka) i kończy dość marnie.
W pierwszym sezonie Ostrego Dyżuru pojawia się sprzątaczka o imieniu Bob, która okazuje się być polską lekarką o imieniu… Bogdana. Dr. Bogdanilivestsky Romansky – jak prawi lista płac – gra aktorka polskiego pochodzenia, Małgorzata Gebel. Bob chce nostryfikować dyplom, ale nie zna angielskiego. Niestety wątek ten bardzo szybko się urywa. Akcja serii toczy się natomiast w Chicago, zatem polskie wątki nie należą tu do wyjątków.