search
REKLAMA
Artykuł

POLSKIE AKCENTY w zagranicznych FILMACH i SERIALACH

Jacek Lubiński

11 listopada 2019

REKLAMA

Ponoć Polaków można spotkać wszędzie, jak Ziemia długa i okrągła – również w kinie, w którym pojawiamy się nie od dziś w przeróżnych postaciach. Oczywiście kinematografia rodzima to jedno, a zachodnie postrzeganie drugie. Dlatego też poniższa rzecz tyczy się tylko i wyłącznie kina zagranicznego, które, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie ma nic wspólnego z Polską.

Nie uświadczycie tu więc osławionej Listy SchindleraPianisty czy ostatnich dokonań Stevena Seagala. Krótko mówiąc, niemal każdy film, który powstawał w naszym kraju bądź korzystał z rodzimej ekipy, nie ma tu racji bytu (chyba że znalazło się w nim coś naprawdę wartego wzmianki). Faktem jest, że w niektórych z poniższych przykładów występują polscy aktorzy, a za jeden z nich odpowiada reżyser polskiego pochodzenia – niech to jednak będzie dopuszczalne minimum.

Wybrane tytuły są moim zdaniem najciekawsze, najbardziej wyraziste i zapadające w pamięć nam, Polakom. Niektóre w taki czy inny sposób mają wpływ na to, co dzieje się na ekranie, bądź też dobitnie zaznaczają się w świadomości odbiorcy. I choć nie wszystkie miałem okazję obejrzeć, to ich sława sprawiła, że także pokusiłem się o krótki opis. Kilka z nich ma wydźwięk komediowy, kilka całkiem poważny, a nad innymi aż trzeba się zastanowić. Nie oceniam żadnego, a po prostu czysto obiektywnie zwracam na nie uwagę. Kolejność filmów dla ułatwienia jest alfabetyczna (mniej więcej, ale tylko czasem mniej, a czasami więcej).

Dalej X-Meni, którzy są przypadkiem dyskusyjnym, albowiem poza początkiem filmu w Auschwitz, o Polsce nie ma zupełnie nic. Czemu więc wymieniam ten film? Ano dlatego, że po pierwsze: w prologu, podczas oddzielania małego Erica od rodziny, słychać kilka polskich zdań; a po drugie zawsze dobrze jest mieć świadomość, że jeden z najpotężniejszych mutantów ma polskie korzenie (choć pewnie bardziej polsko-żydowskie). Inna sprawa, że nasz kraj znów zobrazowano jako ponure miejsce, gdzie dokonywano wszelkich możliwych mordów.

akcenty_xmen

Co ciekawe, 16 lat później Singer pociągnął ten temat w X-Men: Apocalypse, gdzie Magneto nie tylko znowu mierzy się z mroczną przeszłością, ale też z realiami komunistycznego Pruszkowa, w którym incognito pomieszkuje, mówiąc i nawet śpiewając (!) po polsku. Nie ma jednak szczęścia do naszego kraju i znowu jest uczestnikiem łamiących mu serce wydarzeń.

Z kolei w piątym odcinku, dziewiątej serii popkulturowego fenomenu, jakim jest Z Archiwum X, w jednej ze scen agent Doggett przynosi agentce Reyes polskie kiełbaski – ta zaś odpowiada, że czuje się „jakby znowu była w Gdańsku”. Tym samym powiedzonko „przez żołądek do serca” nabiera nowego znaczenia.

Przy czym polskiej kiełbasie można by poświęcić cały osobny artykuł, bo dzięki rzeźnikom z dzielnicy Chicago, Jacków, Amerykanie od dawna uwielbiają ten przysmak i w takiej czy innej formie pojawia się na ekranie bardzo często.

Tymczasem w pierwszym odcinku duńskiego serialu kryminalnego Zabójcy pierwszą ofiarą mordercy jest polska prostytutka, Adriana Zaleski. Potwierdzeniem jej pochodzenia jest między innymi mleczko kosmetyczne firmy Ziaja znalezione w jej torebce. Raczej kiepski to product placement…

Jednym z dość znacznych akcentów jest też postać szeregowca Abrahama Krotoshinskiego z telewizyjnej produkcji Zaginiony batalion. Już na początku filmu Abe jest wyzywany od „polaczków”, co go bardzo denerwuje. Potem, gdy tytułowy oddział dostaje się pod ostrzał nieprzyjaciela, przytulony do swojej broni Krotoshinski (Arthur Kremer) niemal płaczem reaguje na kolejną obelgę – wciąż powtarza, że mieszka w Stanach i przyznali mu obywatelstwo, więc jest Amerykaninem. Później można jeszcze czasem usłyszeć coś podobnego do naszego języka.

akcenty_landlostTymczasem w Zaginionym lądzie zadowolony Will Ferrell po (nieudanej) ucieczce przed tyranozaurem, kończy swój wywód na temat wielkości mózgu dinozaura słowami: „Zapomnijcie o Polakach. To T-Rexy są najgłupsze na świecie”. I biorąc pod uwagę, że po chwili ten pocieszny gad omal nie dopada bohaterów, to nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać.

W adaptacji powieści Johna Grishama – Zaklinacz deszczu – pojawia się kolejny akcent, w osobie Jackie Lemanczyk (Virginia Madsen). Ta była specjalistka ds. odszkodowań w potężnym towarzystwie ubezpieczeniowym, jest tu ważnym świadkiem oskarżenia. Dowiadujemy się między innymi, że swoje stanowisko osiągnęła, sypiając z zarządem firmy, oraz że ma słowiańskie korzenie („mamy problem z tą Polką”). Fabularnie to kluczowa postać, aczkolwiek ogółem to tylko kolejna ciekawostka, których – jak Polek – wiele.

akcenty_zaklinacz

W 1968 roku powstał natomiast jeden z wielu spaghetti westernów, Zawodowiec, w którym Franco Nero wciela się w… Siergieja Kowalskiego – płatnego zabójcę polskiego pochodzenia. Jego nemezis stanowi meksykański rebeliant, który z kolei ma na nazwisko… Roman. Ponieważ to włoska produkcja, toteż naszego języka stricte nie uświadczymy, aczkolwiek w jednej ze scen Kowalski przechwala się, że kumplował się z samym Chopinem. No i na piersi nosi fikcyjny order – w założeniu przypuszczalnie rodzimych wojsk, które oficjalnie wtedy wszak nie istniały. Co ciekawe, po latach Nero zagrał też innego Kowalskiego w Jonathanie zwanym Niedźwiedziem (1994).

akcenty_zawodowiec

W osadzonym w Hollywood lat 70. Zeroville polski akcent sprowadza się natomiast do nawiązania do Polańskiego, a także do specyficznej anegdoty o hierarchii w filmowej branży. Według producenta Polka jest na tyle głupia, żeby (dla sławy) przespać się ze scenarzystą, ale nawet ona nie pójdzie do łóżka z montażystą, który jest jeszcze mniej ważny. Co na to nasze Orlice za oceanem?

Tymczasem w Złodziejskim trakcie Julesa Dassina mamy solidny epizod z udziałem polskich sadowników, państwa Polansky. Sprzedają oni jabłka jednemu z bohaterów, ale zostają wykiwani na kasę i wywiązuje się sprzeczka, podczas której pada sporo zdań wypowiedzianych piękną polszczyzną. Nie dziwi to, wszak w panią Polansky wcieliła się Kasia Orzazewski. Co ciekawe, rok wcześniej Orzazewski oraz główne gwiazdy filmu – Richard Conte i Lee J. Cobb – zagrali wspólnie w Dzwonić Northside 777, którego akcja dzieje się częściowo pośród chicagowskiej polonii. Conte wcielił się tam w oskarżonego o morderstwo policjanta Franka Wieceka, a Orzazewski w jego matkę, która oferuje nagrodę pieniążną każdemu, kto udowodni niewinność jej syna. Na drugim planie pojawiają się też takie postaci, jak Wanda Skutnik, Jan Gruska, Anna Felczak i Tomek Zaleska – żadne nie odegrane jednak przez autentycznych Polaków. Całość oparto z kolei na faktach z czasów prohibicji.

akcenty_porucznik

Policyjną odznakę nosi tytułowy Zły porucznik w osobie Harveya Keitela, który ani dobrocią, ani wiarą, ani tym bardziej polskością nie grzeszy. Ale gdy w jednej ze scen widzimy go na miejscu zbrodni w jednym z wielu nowojorskich kościołów, za jego plecami wyraźnie da się dostrzec drogę krzyżową z lechickimi podpisami. I choć to tylko przypadek, to aż chce się rzec, że „nasi tu byli!”.

akcenty_znikajacyZ kolei głównym bohaterem kultowego filmu drogi z lat 70. –Znikający punkt – jest tajemniczy Kowalski (Barry Newman), który reprezentuje tu wolność jednostki. Nie poznajemy jego imienia (zyskał je dopiero w telewizyjnym remake’u z Viggo Mortensenem), ale nie ulega wątpliwości, że jest Polakiem. W jednym z wywiadów reżyser filmu przyznał się do inspiracji słowiańską krwią, mówiąc, że Kowalski jest odzwierciedleniem natury Polaków, którzy nie pasują ani do Wschodu, ani do Zachodu – tym samym idealnie wpisują się w sedno historii. Zastanawiający fakt.

Co ciekawe, Kowalski to statystycznie chyba najczęściej wykorzystywane przez kino nazwisko z naszego kraju. Oprócz wszystkich wyżej wymienionych do puli można dorzucić jeszcze jednego z replikantów z Łowcy androidów – Leona (poczciwy Brion James) z wąsikiem a la bania u Cygana – ponętną Kristy Swanson, która wciela się w pilota o takiej godności w Hot Shots! oraz George’a Clooneya jako kochającego wódkę Matta Kowalskiego z niedawnej Grawitacji. Protoplastą ich wszystkich oczywiście Stanley Kowalski, którego w poszczególnych adaptacjach Tramwaju zwanego pożądaniem odgrywali kolejno Marlon Brando, Treat Williams i Alec Baldwin.

A na koniec jeszcze opowieść Celine z Przed zachodem słońca, która w barze mówi Jesse’emu o swoim pobycie w Polsce (co aktorka oparła zresztą na własnych doświadczeniach wyniesionych z wizyty w naszym kraju podczas kręcenia Tragarza puchu):

„Jako nastolatka pojechałam do Warszawy. Był jeszcze reżim komunistyczny, którego wcale nie popieram. Ale w tym pobycie znalazłam coś interesującego. Po paru tygodniach coś się we mnie zmieniło. Miasto było szare i ponure. Ale po jakimś czasie oczyścił się mój umysł. W pamiętniku pisałam o ideach mi dotąd nieznanych… Zajęło mi trochę czasu, zanim połapałam się, dlaczego tak jest. Pewnego dnia spacerowałam po cmentarzu żydowskim. Zdałam sobie sprawę, że ostatnie dwa tygodnie spędziłam z dala od większości swoich nawyków. Telewizja w niezrozumiałym języku, nic do kupienia, żadnych reklam. Więc tylko spacerowałam, myślałam i pisałam. To było jak odpoczynek dla mózgu. Wolność od wartości konsumpcyjnych. Czułam się prawie jak na haju. Wewnętrzny spokój, żadnej potrzeby bycia gdzie indziej. Może na początku było to jak wyrok, ale szybko stało się bardzo pomocne.”

Niejako kontynuowane to było w Przed północą, gdzie Celine sprzecza się z Jessiem o… Lecha Wałęsę – co trzeba obejrzeć samemu.

akcenty_celine

*****

Jak więc widać, zestawienie wyszło całkiem obszerne, choć i tak pewnie niekompletne, bowiem filmów naznaczonych polskością jest znacznie, znacznie więcej (i jeszcze trochę). Mam jednak nadzieję, że udało mi się wyłuskać te najlepsze i najważniejsze. Chciałem zresztą podziękować wszystkim, którzy dołożyli (i cały czas dokładają) do niej coś od siebie – bez tych wszystkich maili, komentarzy, uwag i poprawek, jakie dostaję, z pewnością byłby to o wiele uboższy tekst.

P.S. Okazuje się, że poza nazwiskami i przekleństwami, najczęściej używanym polskim motywem jest powiedzonko „na zdrowie” – czego dobrym dowodem jest jeszcze choćby Człowiek z Ziemi, w którym toast ten pojawia się nagle, od tak zwanej czapy, bo zupełnie bez związku z fabułą i bohaterami. A więc na zdrowie! I niech Teresa Orlowski będzie z wami!

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA