search
REKLAMA
Zestawienie

AKTORKI O NIESAMOWITYCH OCZACH. Ranking subiektywny

Jacek Lubiński

9 maja 2018

REKLAMA

Kristin Kreuk

Ulubiony kolor Hulka to zarazem znak firmowy znanej z Tajemnic Smallville i Chucka Kanadyjki. Nie jest to co prawda zieleń równie mięsista, co u wspomnianego bohatera Marvela, ale wraz z lekko azjatyckimi rysami twarzy zainteresowanej (Kreuk ma w sobie chińską krew ze strony matki) potrafi jej amatorów dosłownie rozłożyć na łopatki. Oby więcej takiej przemocy!

 

Evangeline Lilly

Zieleń to również barwa gwiazdy serialu Zagubieni (a obecnie marvelowskiej Osy). I to zieleń bardzo ciepła, tak jak i cała jej właścicielka emanująca dużą pogodą ducha, gorącym, acz ujarzmionym temperamentem oraz… odrobiną grzesznej pokusy – i to takiej czystej, wyjętej wprost z kart Biblii. Cóż, jesteśmy gotowi iść w ślady Adama, bez względu na konsekwencje.

 

Sophia Loren

Jeszcze za czasów młodości słynąca z restrykcyjnego podejścia do scen rozbieranych Sofia uwodziła całe pokolenia kinomanów przede wszystkim swoim uśmiechem oraz powodującym nadciśnienie tętnicze wzrokiem – zawsze idealnie podkreślonym ciemnym makijażem. Ci, którzy jako pierwsi padli ofiarą jej zaklęcia nie mieli nawet pojęcia, że legendarna dama X muzy spogląda na nich iście piwnymi oczętami. Jakże szczęśliwi musieli być za to Niemcy, gdy do głosu doszła kolorowa telewizja, a następnie VHS. Grazie!

 

Michelle Pfeiffer

Inna ikoniczna twarz kina takiego czarno-białego problemu z taśmą filmową już nie miała, więc w będących świadkami narodzin jej sławy, kolorowych latach 80. męska część populacji zgodnie tonęła w jej niebiesko-szarym spojrzeniu. Tym bardziej wyróżniającym się na nieprzyzwoicie wręcz młodej, nieociosanej jeszcze twarzyczce. A jednak latka lecą, operacje plastyczne tu i ówdzie dają o sobie znać, lecz oczy Michelle dalej niezmiennie paraliżują. Oby jak najdłużej.

 

Aishwarya Rai

Bollywoodzka bogini oferuje natomiast swoim licznym wyznawcom zielono-szary zestaw do wychwalania pod niebiosa. Jednak siła jej dużych oczu drzemie nie tyle w dość mało w sumie fascynującym połączeniu barw. Raczej w idealnej symbiozie rozmiarówki, błysku i dobywającego się z nich połączenia drapieżności z delikatnością; seksu z niewinnością. Taki miks miękczy każde serce – zwłaszcza podczas trzygodzinnej produkcji pełnej piosenek i tańców.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA