Niektóre miejsca RODZĄ SIĘ ZŁE. Filmowe lokacje, w których NIGDY nie chciałbyś się znaleźć

Kanał, Kanał
Czas na chociaż jeden polski tytuł, gdzie bohaterowie znajdują się w miejscu, do którego my, widzowie, nie chcielibyśmy trafić, gdyby było realne (a to było). Już początek filmu Andrzeja Wajdy informuje, że nikt z jego bohaterów nie ocaleje. Grupa powstańców warszawskich przedziera się miejskimi kanałami, żeby przedostać się nad linią wroga, niemieckiego okupanta, w bezpieczną część stolicy. Brodzą w ściekach, niektórzy ranni, jeszcze inni wymęczeni, w strachu, bliscy rezygnacji i postradania zmysłów. Większość traci orientację, gubi się kanałowych korytach, sytuacja staje się równie dramatyczna, nie mniej niż na powierzchni. Ściekami pływają zwłoki, brakuje tlenu, a powietrze może być zatrute dwutlenkiem węgla. W dodatku niektóre wyjścia zostały przez Niemców obłożone minami – wydostając się włazem, łatwo wpaść w pułapkę i dostać się prosto w ręce wroga lub bezpowrotnie zgubić. Duszne, nieprzyjemne, wręcz tragiczne miejsce staje się ostatnią drogą plutonu Armii Krajowej ku klęsce. Również w obrazie W ciemności Agnieszki Holland kanały mają być jedynym schronieniem przed wojenną zawieruchą, ale znaleźć się tam zamiast zginąć w mieście to wybór między młotem a kowadłem.
SERIALE
Czarna chata, Miasteczko Twin Peaks
Podobne wpisy
Czy ktoś miałby ochotę napić się kawy z demonicznym karłem i jego pomocnikiem Bobem w innym wymiarze rzeczywistości z wizji Davida Lyncha? Szczerze wątpię, czy nawet zagorzały wielbiciel tego serialu zamieniłby się miejscami z agentem Cooperem, gdy ten, chcąc rozwikłać zagadkę śmierci Laury Palmer odkrywa dostęp do miejsca, które nie śniło się filozofom. Logika nie ma tam zastosowania, a nasze wyobrażenia stykają się z koszmarami. To metafizyczny czyściec czy już piekło? Czerwone kotary skrywają meandry podświadomości; wystarczy okazać strach, aby zostać tam na zawsze. Za młodu ciarki przechodziły po plecach, gdy oglądałem wędrówkę Dale’a Coopera po drugiej stronie lustra, a i dziś emocje po latach są zbliżone. W końcu ciekawość to pierwszy stopień do piekła. „Coop” się o tym przekonał. Czy widz też by chciał?
Elektrownia jądrowa, Czarnobyl
Czarnobyl, miniserial emitowany przez HBO, zebrał zasłużone pochwały, zachwycając widzów i krytyków. Nic dziwnego, bowiem twórcy sprawnie i realistycznie przedstawili katastrofę jądrową na Ukrainie oraz jej przyczyny i następstwa. Kiedy oglądałem ten serial, od początku do końca w mojej głowie tliła się jedna myśl. Nie chciałbym tam być! Zwłaszcza w położeniu pracowników, którzy znaleźli się w centrum wydarzenia, i brygady, która została wytypowana do usunięcia skutków eksplozji. Pierwsza grupa musiała zakręcić zawór w skażonym obszarze elektrowni; drugą, składająca się z górników, wyznaczono do podkopów gruntów reaktora. Ale najbardziej utkwił mi w pamięci moment usuwania śmiertelnie toksycznego grafitu z zadaszenia budynku. Atmosferę można było kroić nożem. Niejeden film grozy mógłby brać lekcje od Czarnobyla. Chyba wolałbym do końca życia harować w kamieniołomach niż podjąć się któregoś z tych zadań. Pozostaje jeszcze szpital dla zakażonych, umierających w męczarniach nieszczęśników. Lekarzom i pielęgniarkom, którzy pozostali na stanowisku kosztem własnego zdrowia i życia, należy się wygrana w Lotto! Ja nawet za zgarnięcie najwyższej kumulacji totalizatora sportowego nie chciałbym znaleźć się w żadnym z napromieniowanych miejsc ukazanych w serialu.