NIEDOCENIONE FILMY, które w przyszłości staną się KULTOWE
Wiele osób zastanawia się, czym takim są kultowe filmy? Jak się okazuje, nie ma ani jednoznacznej definicji tegoż zjawiska, jak i sztywnych reguł wyznaczających kultowość danego dzieła. W zestawieniu skupiam się na produkcjach, które co prawda w momencie wejścia do kina były niedoceniane czy to przez widzów, czy krytyków filmowych, jednak mają zadatki na to, by za kilkanaście lub kilkadziesiąt stały się kultowe.
Dogville
Podobne wpisy
Larsa von Triera albo się kocha, albo nienawidzi, choć większość przychyla się do drugiej opcji. Ja jednak mam sentyment do jego pierwszych prób, dlatego pokochałam Dogville. Jest to dzieło wyjątkowe, teatralne, mocne, a jednocześnie pokazujące, że von Trier potrafi szokować formą. Całość skupia się na bohaterce (genialna Nicole Kidman), która, uciekając przed gangsterami, postanawia schronić się w małym miasteczku. Jednak jak się okazuje, nic nie ma za darmo, a władza, jaką mają mieszkańcy nad przybyszką, zdaje się powoli wymykać spod kontroli. To jedna z lepszych produkcji sygnowanych nazwiskiem Duńczyka. Niestety widownia nie była aż tak entuzjastyczna. Wiele osób było przekonanych, że to wyłącznie film na jeden seans. Pojawiły się także oskarżenia o to, że Dogville w nieodpowiedni sposób portretuje Amerykanów. Moim zdaniem mamy do czynienia z filmem na chwilę obecną bardzo niedocenianym. Jednak prędzej czy później, gdy opadną wszelkiego rodzaju kontrowersje, zostanie on zaliczony w poczet dzieł kultowych takich jak chociażby Przełamując fale czy Tańcząc w ciemnościach.
Equilibrum
Jest to jeden z tych dziwnych filmów, które oglądałam z zapartym tchem. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że to typowy akcyjniak pomieszany z kinem kopanym, na którym trzeba wyłączyć myślenie. Nic bardziej mylnego. Patrząc na to, co dzieje się we współczesnym świecie, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach, przesłanie filmu pozostaje jak najbardziej aktualne, mimo iż powstał on w 2002 roku. Jest to o tyle przerażające, że ludzie wcale nie stają się mądrzejsi. Jak to w swoim skeczu powiedział członek grupy Darwina: skąd dzieci mają cokolwiek wiedzieć o świecie, skoro ich rodzice nie wiedzą wiele więcej od nich? Mamy więc bezpośrednie nawiązania do dystopijnych opowieści, dużo gun-fu i oczywiście Christiana Bale’a jako nieustraszonego antybohatera. Choć produkcja całkowicie przepadła w box-offisie, wydaje się, że spełnia wszystkie wymogi do tego, by w przyszłości stać się pozycją kultową.
Umrzeć powtórnie
Na mojej liście nie mogło zabraknąć sir Kennetha Branagha, który w tym filmie występuje w roli detektywa mającego odkryć tożsamość pewnej tajemniczej kobiety. Na pierwszy rzut oka produkcja wydaje się klasycznym sztampowym thrillerem z elementami romansidła, jednak nic bardziej mylnego. Rok 1991 przyniósł bowiem światu film mający zadatki na dzieło kultowe. Jeżeli po dzień dzisiejszy zachwycamy się Wichrowymi wzgórzami, to Umrzeć powtórnie znajduje się o jeden poziom wyżej. Mamy więc morderstwo, intrygę i gorący romans. Dodatkowo każde dzieło sir Kennetha Branagha musi być bardziej teatralne od poprzedniego. I nie ma w tym nic złego, gdyż uwielbiam ten jakże cudaczny styl, nadający dziełu wyjątkowości. Reżyser udowadnia, że jest w stanie opowiadać historię z suspensem w tle w stylu samego Hitchcocka, idealnie łącząc elementy tak z przeszłości, jak i teraźniejszości, dając widzom szansę na przeżycie niezwykłej przygody.
Valhalla: Mroczny wojownik
Mam duży problem z ostatnimi filmami Refna, które są dla mnie zwykłym przerostem formy nad treścią i do samego końca będę się tego trzymać. Jednak produkcja z Madsem Mikkelsenem w roli głównej okazuje się przebłyskiem geniuszu reżysera, który pokazuje, że często mniej znaczy lepiej. I ja to całkowicie kupuję, gdyż tak naprawdę pierwszy raz oglądając bardziej objechanego Refna, czułam, że wszystko jest na swoim miejscu i nic nie jest sztuczne. Produkcja jest brutalna, artystyczna i ma zadatki na to, by za kilka lat być takim samym kultowym produktem jak chociażby Conan Barbarzyńca. Refn czerpie pełnymi garściami z dzieł wyreżyserowanych przez Francisa Forda Coppolę czy Ridleya Scotta i przerabia je na klasyczną dla siebie modłę, podejmując temat wiary oraz przemocy.
25 godzina
Spike Lee tworzy dzieło kompletne, gdzie na pierwszym miejscu jest historia oraz fantastyczny występ Edwarda Nortona. Produkcja już teraz w wielu kręgach jest pozycją kultową, co do tego nie ma wątpliwości. Film Spike’a Lee zachwyca pod każdym możliwym względem. Historia, styl, aktorstwo – każdy z tych elementów wydaje się doprowadzony do skrajnej perfekcji. To, co sprawiło, że 25 godzina w 2002 roku była niedoceniana, to fakt, iż reżyser skupiał się na bohaterach i opowiadaniu historii, a nie na wymyślnym montażu, fajerwerkach oraz nijakości. Przyczyniło się do tego także to, że całość została opatrzona kategorią R, która w tym kontekście była czymś zupełnie innym, aniżeli oczekiwała tego publiczność. Jak dla mnie to jednak produkcja, która w najbliższym czasie może uzyskać pełnoprawny tytuł dzieła kultowego.