search
REKLAMA
Zestawienie

Nie tylko GLADIATOR – hity sprzed lat, które powinny dostać SEQUEL

Skoro Mel Gibson kręci sequel „Pasji”, to już wszystko jest możliwe.

Odys Korczyński

27 kwietnia 2023

REKLAMA

„Ratatuj”, 2007, reż. Brad Bird

Moda na sequele ominęła tę cudowną opowieść o szczurze, który zna się na kuchni. Bardzo to abstrakcyjny pomysł i stojący w sprzeczności z postrzeganiem szczurów w naszej kulturze. Przecież to szkodniki i nosiciele niebezpiecznych chorób, a tu dopuszcza się je do gotowania w restauracji. Pomysł taki jednak chwycił, chociaż szczur Remy nie zyskał statusu popkulturowej gwiazdy, jak np. stało się ze Shrekiem. Być może kolejna odsłona jego przygód naprawiłaby to drobne niedopatrzenie? A pomysł na nią mógłby opierać się na problemach z nieuczciwą konkurencją i utrzymaniem restauracji w obliczu napierającej zewsząd industrializacji.

„Interstellar”, 2014, reż. Christopher Nolan

I żyli długo i szczęśliwie na innej planecie. Jak to brzmi tak wyjęte z kontekstu, zwłaszcza w odniesieniu do twórczości Christophera Nolana. No ale czy jego artyzm, filmowa dojrzałość, powaga, wykluczają szczęśliwe zakończenia? Wreszcie, cóż to za szczęśliwe zakończenie, patrzeć na starość i śmierć własnego dziecka, dysponując takim darem od obcych w postaci przedłużonego życia? Cena więc, jaką zapłacił Cooper za „szczęśliwe” życie z Brand, jest niesprawiedliwa, dyskusyjna i niewyobrażalna. Chciałbym więc zobaczyć tę historię w innym świecie, czy będzie ona faktycznie szczęśliwa, czy będzie Nolanowską epopeją o samotności, znacznie lepszą, niż udało się to pokazać w Marsjaninie. A poza tym wypada się dowiedzieć, kim są CI KOSMICI. Sequel Interstellara powinien rzecz jasna być wyreżyserowany i napisany przez Christophera Nolana.

„Mechaniczna pomarańcza”, 1971, reż. Stanley Kubrick

Wiem, że trudno sobie wyobrazić sequel Mechanicznej pomarańczy, ale sam Anthony Burgess nie planował zakończyć przygód Alexa DeLarge’a na jednej książce. Drugiej części jednak nigdy nie dokończył, a znaleziony w jego domu manuskrypt liczy około 325 stron maszynopisu. Zapewne trzeba by było zrobić jego głęboką redakcję i nadać mu formę skończoną poprzez dopisanie zakończenia, a może i samego rozwinięcia. W tej chwili to szkielet, zbiór notatek, refleksji, pomysłów bardziej niż jednolita powieść. Dlatego ten, kto będzie zajadle protestował przeciwko sequelowi, niech uzna wolę pisarza, który uznał, że Mechanicznej pomarańczy należy się kontynuacja, zwłaszcza w kontekście ekranizacji Stanleya Kubricka.

„Ja, robot”, 2004, reż. Alex Proyas

Produkcja stała się klasykiem, jednym z lepszych filmów science fiction w XXI wieku, chociaż – co ciekawe – nie ma statusu filmu kultowego, ciągnącego za sobą całą franczyzę. Tym lepiej więc dla sequela, który mógłby rozwinąć kilka wątków, i po tylu latach, które minęły od premiery „jedynki”, narysować dokładniej świat po roku 2035, a to zawsze pobudza wyobraźnię. 20 lat okresu wyczekiwania na kontynuację to rozsądny okres. Dzisiaj więcej wiemy o robotach i sztucznej inteligencji, i może inaczej moglibyśmy spojrzeć na postać V.I.K.I. i Sonny’ego. Jak pamiętamy, to nie ona zabiła Alfreda Lanninga, tylko jego najdoskonalszy twór, dzieło życia, które wypuścił w świat jak swoje dziecko. I o tym dziecku powinien traktować sequel.

„Pretty Woman”, 1990, reż. Garry Marshall

Najpierw przypomnijmy sobie zakończenie. Po chwilowym rozstaniu Edward decyduje się jednak odnaleźć Vivian. Robi to w ostatniej chwili, bo dziewczyna jest już spakowana i wyjeżdża. Chce zacząć życie od nowa. Skończyć szkołę, znaleźć pracę i zapomnieć. Wcześniej nie przyjęła prezentu od Edwarda, co go zaskoczyło, ale i mu zaimponowało. Przybywa więc z kwiatami pod jej dom, mimo makabrycznego lęku wysokości wchodzi po schodach pożarowych z bukietem kwiatów trzymanym w zębach i całuje swoją miłość. Film się kończy. Co jednak było dalej? Czy jej przeszłość i jego pozycja nie okazały się problemem? Te i inne wątpliwości powinien rozwiać równie romantyczny co pierwsza część sequel.

Obiecałem, że do Mela Gibsona jeszcze wrócę, lecz w tej chwili nie przychodzi mi do głowy nic lepszego, ponad to, co kiedyś o nim napisałem. Będzie więc to autoplagiat: Patrząc na to, jaki charakter posiada Mel Gibson i jak przebiegało jego życie osobiste, trudno sobie wyobrazić innego aktora, który mógłby z takim pietyzmem odegrać ikoniczną postać Williama Wallace’a. To, jak w swoim życiu poczynał sobie Gibson i czy było to dobre lub złe, nie ma tu kompletnie znaczenia, bo chodzi o specyficzny rodzaj zaangażowania w to, co się robi – pryncypializm, agresywną pedanterię, ideologiczny fanatyzm. A tych aktorowi nie brakowało. William Wallace również posiada owe cechy. Pomimo kryształowej moralności nie potrafiłby bez nich zbudować swojej charyzmatycznej pozycji w oczach zniewolonych przez Anglików Szkotów. Pod względem charyzmy zaś mało która z postaci występujących w filmach historycznych, i to w całej historii kina, dorównuje Wallace’owi poziomem. W jakimś sensie również Gibsonowi. Stanowi to dowód na to, że aktorowi udała się rzecz arcytrudna w kinematografii – stworzył ponadczasowy film z ponadczasowym, doskonałym bohaterem, który na zawsze znalazł swoje miejsce w światowym kinie.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA