NAJZABAWNIEJSZE EKRANOWE SCENY ŚMIERCI
Poszukiwacze zaginionej Arki (1981)
Jedna z ikonicznych scen, być może nie tylko filmu, lecz także całej historii kina. Słynny moment, gdy Indiana Jones nonszalancko strzela do przeciwnika, który chwilę wcześniej obnosił się ze swoimi umiejętnościami operowania mieczem, wzbudza śmiech poprzez swoją nieprzewidywalność i kontrast między rywalami i ich podejściem do pojedynku. Pierwotnie scena ta miała jednak wyglądać inaczej. W scenariuszu Jones wyrywał przeciwnikowi miecz z ręki za pomocą swojego bicza, lecz sztuka ta była wyjątkowo trudna w praktyce, a to z powodu zatrucia pokarmowego, jakie dopadło część ekipy, w tym samego Harrisona Forda. Po kilku nieudanych próbach złapania miecza Ford zaproponował, by przeciwnika po prostu zastrzelić, na co od razu przystał Steven Spielberg. Bardzo słuszna decyzja!
Monty Python i Święty Graal (1975)
Film słynnej grupy kipi wręcz od absurdalnych, przezabawnych scen, do których zalicza się również sekwencja z mostem śmierci, przez który można przejść, jedynie udzielając wcześniej strażnikowi odpowiedzi na trzy pytania. Ofiar pada w tej scenie kilka, ale z odejściem każdej wiąże się znakomity sytuacyjny gag związany z zadawanymi pytaniami – co najwspanialsze, nie ma tu mowy o powtarzalności, bo każdy żart różni się od siebie pomimo podobnego schematu. Bardziej niż sposób, w jaki umierają postaci (wyrzucenie w powietrze i upadek w przepaść), bawi tu element zaskoczenia i abstrakcyjne poczucie humoru charakterystyczne dla Monty Pythona, bo któż mógłby przypuszczać, że w momencie decydującym o życiu lub śmierci bohater zostanie zgładzony, gdyż zapomni, jaki jest jego ulubiony kolor?
Karate Girl (1973)
O ile poprzednie wymienione tu ekranowe śmierci były rzeczywiście zabawne, to ich walory komediowe wynikały głównie z umiejscowienia w fabule i groteskowej aranżacji. Powyższa scena jest z kolei tak uroczo nieudolna, że aż trudno uwierzyć w poważne zamiary jej twórców. Przez dosłownie minutę oglądamy, jak przeciwnik głównej bohaterki pada ofiarą jej strzałów, krzycząc przy tym wniebogłosy, a jakby tego było mało – wszystko oglądamy w zupełnie zbędnym slow motion. Nieporadność tej sceny jest znakomita na tyle, że pomimo jej fatalnego poziomu trudno nie docenić przypadkowych walorów humorystycznych. Chyba nie da się dobitniej pokazać, że ktoś umarł na ekranie. Trzeba zobaczyć.
Żywy cel (1987)
Popularny film ery VHS właściwie w całości opiera swój koncept na mordowaniu ludzi. Taki jest zresztą punkt wyjściowy – grupa najemników urządza sobie safari, na którym polują na ludzi porwanych z ulicy. Ku ich nieszczęściu jedną z ich potencjalnych ofiar staje się Mike Danton weteran wojny w Wietnamie, któremu nie po drodze stawać się zwierzyną, zatem aby uniknąć własnego niezadowolenia, postanawia rozprawić się z całą dżunglą przeciwników. Idzie mu to bardzo dobrze. On biega, inni biegają, on przeżywa, inni nie. W międzyczasie sprawa robi się niezwykle osobista, a gniew Dantona wzrasta z każdą sekundą. Upust temu daje w scenie, w której atakuje jednego z przeciwników maczetą, odcinając mu ramię i wykorzystując je do zatłuczenia ofiary na śmierć. Absolutnie najjaśniejszy punkt filmu, który bawi i paradoksalnie robi wielkie wrażenie samym pomysłem, na nowo definiując powiedzenie „zginąć z własnej ręki”.
Wejście ninja (1981)
Podobne wpisy
Film z Franco Nero, znanym między innymi ze spaghetti westernu Django z 1966, stanowiącego oczywistą inspirację dla Quentina Tarantino i jego wymienionego w tym tekście filmu. Wejście ninja doczekało się dwóch sequeli i traktowane jest jako film, który rozpoczął w latach osiemdziesiątych boom na filmy o tej tematyce. Wpasowująca się w temat śmierć z tego filmu jest kolejnym przykładem fatalnej realizacji, tutaj głównie pod kątem aktorskim. Po otrzymaniu ciosu shurikenem w pierś antagonista bohatera w ciągu kilku sekund przechodzi przez co najmniej kilka etapów radzenia sobie ze śmiercią, by od pierwszego szoku i bólu (oczywiście w slow motion) prędko dotrzeć niemalże do wzruszenia ramionami i gestu „zdarza się i tak”. Łatwo rozbawić się jego ostatnim wyrazem twarzy, który prędzej wyraża niemożność odpowiedzenia na pytanie zadane przez matematyczkę w liceum niż śmierć w bólu.
Jak wspomniane zostało we wstępie, powyższe dziesięć przykładów absolutnie nie wyczerpuje tematu, choć zbiera kilka odmian zabawnych filmowych śmierci – takich, które celowo zostały zaaranżowane jako humorystyczne i takich, w którym czynnikiem decydującym okazała się nędzna realizacja. Chętnie poczytam kolejne propozycje takich właśnie scen, zatem zachęcam do komentowania.