search
REKLAMA
Zestawienie

Największe PORAŻKI FINANSOWE 2022 roku. Stracone miliony dolarów

Które zeszłoroczne filmy okazały się największą finansową klapą?

Mary Kosiarz

13 stycznia 2023

REKLAMA

Rok 2022 to istne odrodzenie w branży kinowej – po dwóch latach zapaści spowodowanej pandemią koronawirusa spragnieni bliskiego spotkania z kulturą wreszcie wyszliśmy z domów, dzięki czemu podupadły filmowy rynek ponownie może pochwalić się świetnymi wynikami ze sprzedaży biletów. Nie zapominajmy, że to właśnie 2022 zapisze się w historii dzięki hitom takim jak zapowiadana latami kontynuacja Avatara czy wyczekiwany Top Gun: Maverick, które razem zarobiły na świecie niemal 3 miliardy dolarów. Nie zabrakło jednak i produkcji, które wzorem covidowego letargu nie przyciągnęły do siebie szacowanej liczby odbiorców, co mocno odbiło się na ich finansowej płaszczyźnie. Które filmy wypuszczone do kin w 2022 roku (według polskiej daty premiery), nawet mimo przychylnych ocen krytyków, nie dały rady się spłacić, a co dopiero wyróżnić spośród pozostałych box office’owych gigantów?

1. „Amsterdam” (reż. David O. Russell)

David O. Russell, twórca hitów takich jak American Hustle, Joy czy Poradnik pozytywnego myślenia, zasłużony prowodyr oscarowych gali, tym razem nie porwał publiczności tak, jak miał do tej pory w zwyczaju. Jego Amsterdam z dobrze zapowiadającego się kryminału wiążącego ze sobą wątki zaczerpnięte z historii i barwną, ubraną w wyraziste zdjęcia i estetykę lat 30. XX wieku fikcję zarówno krytykom, jak i publice nie przypadł do gustu. Nie dość, że wybitny reżyser, który po raz kolejny zgromadził na planie znamienite grono aktorskie (Margot Robbie, John David Washington i Christian Bale to jedynie początek tej listy) zaliczył dotkliwy wizerunkowy upadek, mocno dostało mu się również pod kątem finansowym. Film kosztował ekipę aż 80 milionów dolarów, a jego zarobki wyniosły nieco ponad jedną trzecią tej kwoty, czyli około 30 milionów. Z wynikiem marnych 33% w serwisie Rotten Tomatoes i tak wyraźną pieniężną dysproporcją, Amsterdam stoi na czele rankingu najbardziej rozczarowujących produkcji minionego roku.

2. „Fantastyczna zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a” (reż. David Yates)

Niedawne doniesienia o mniemanym remake’u Harry’ego Pottera bawią jeszcze bardziej, kiedy przypomnimy sobie jakość ostatniej produkcji z uniwersum Rowling, czyli trzeciej z zaplanowanych pięciu części Fantastycznych zwierząt. Filmowi zarzucano już powielanie starych, przewidywalnych schematów w ekranizacjach o młodych czarodziejach, które ciekawe dla oka i trzymające w napięciu były może i dziesięć lat temu, kiedy do kin wchodził pamiętny finał oryginalnej sagi, jednak współczesnego odbiorcy zupełnie już nie ruszają. Tajemnice Dumbledore’a to według fanów niemal kopiuj-wklej drugiej części, co skutecznie odstraszyło spore grono miłośników świata magii od powiedzenia: „sprawdzam” na kinowych fotelach. Film spotkał się z najmniejszym jak do tej pory zainteresowaniem z serii o Newcie Skamanderze, a co za tym idzie, jego końcowy box office niepokoi i nie wróży zbyt wiele. Z 200-milionowego budżetu skończył on na zarobkach w okolicach 400 milionów. Gdy w grę wchodzą tak pokaźne sumy, na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, iż produkcja w jakimkolwiek stopniu zaliczyła porażkę. Analizując jednak dochody poprzednich dzieł potterowskich – pierwsze Fantastyczne zwierzęta zarobiły bowiem na świecie ponad 600 milionów, a najmniej opłacalny Harry Potter i więzień Azkabanu zarobił 660 milionów – wyraźnie dostrzegamy tendencję spadkową zarówno w randze produkcji, jak i jej finalnych dochodach. W takim wypadku pod wielkim znakiem zapytania stoi przyszłość 4. i 5. części sagi, która z każdym kolejnym filmem coraz bardziej oddala się jakością od zapoczątkowanego przez Rowling fenomenu.

3. „Śmierć na Nilu” (reż. Kenneth Branagh)

Biorąc pod uwagę świetny wynik sprzedażowy poprzedniej ekranizacji powieści Agathy Christie, czyli Morderstwa w Orient Expressie zakładano, iż podobny sukces spotka i nowe dzieło Kennetha Branagha. Niestety, najbardziej do wielkiego niewypału Śmierci na Nilu przyczynił się skandal z Armiem Hammerem, oskarżonym w 2021 roku o kanibalizm, a następnie o molestowanie seksualne, w tym brutalny gwałt. Obecność aktora w filmie z całych sił starano się tuszować, chociażby poprzez jego minimalny udział w zwiastunie i niemal zerowy – w trasie promocyjnej tytułu. Jednak nawet i te rozpaczliwe próby odwrócenia uwagi opinii publicznej od swądu, jaki od tamtej pory unosił się nad produkcją, której niechcący dostało się w tym wszystkim najdotkliwiej, nie poprawiły jej ostatecznego finansowego statusu. Podczas gdy Morderstwo… stało się niekwestionowanym kasowym hitem, Śmierć na Nilu przy 90 milionach włożonych w wyprodukowanie filmu zarobiła tylko 50 milionów więcej.

4. „Moonfall” (reż. Roland Emmerich)

Chyba najbardziej stratny tytuł na przełomie ostatnich miesięcy. Gigantyczny budżet potrzebny na stworzenie filmu głównie opartego na efektach specjalnych wyniósł całe 150 milionów, a sam Moonfall – zarobił ich nieco ponad 67. To nieprawdopodobna strata wizerunkowa reżysera Dnia Niepodległości, który po raz kolejny porywa się z motyką na słońce i wypuszcza w świat dzieło o ambitnych planach, z jakich ostatecznie zostaje tylko poczucie zmarnowanego potencjału. Niespójna i nielogiczna mieszanka, po trochu czerpiąca ze wszystkich poprzednich dzieł Emmericha nie zaskoczyła ani podniosłą tematyką, ani napięciem, ani nowatorskością, a co najwyżej odstraszyła sypiącymi się na film niepochlebnymi recenzjami już chwilę po premierze.

5. „Wiking” (reż. Robert Eggers)

To niemałe zaskoczenie, patrząc na to, iż według rzeszy odbiorców Wiking to jedno z najciekawszych dzieł zeszłego roku. Wykonany z mistrzowską precyzją, w pełni oddający realia Islandii z X wieku spotkał się z feedbackiem dużo mniejszym od pierwotnie zakładanego. Nie pomogła tu ani świetna rola Aleksandra Skarsgårda, ani udział reszty doborowej obsady, ani oprawa kostiumowa czy zapierające dech w piersiach zdjęcia. Zysk Wikinga przy budżecie 60 milionów wyniósł zaledwie 6 milionów.

6. „Bros” (reż. Nicholas Stoller)

Komedia romantyczna tym razem z nieco innej perspektywy – zazwyczaj śledzimy perypetie pary damsko-męskiej, której na drodze do szczęścia staje kilka drobnych potykaczy, jakie ostatecznie okazują się przecież tylko błahostką, bo miłość głównych bohaterów przetrwa przecież wszystko. Bros postawiło jednak odważny krok dalej, fabułę opierając na związku dwóch mężczyzn lekkoduchów, Bobby’ego i Aarona. Przyjemna, niewymagająca szczególnego skupienia, relaksująca komedia nie wpisała się jednak w trendy i mimo dobrych zapowiedzi, skończyła jako finansowy krach. Choć zagraniczne recenzje nie zablokowały filmowi drogi do rozprzestrzeniania swego sukcesu, wręcz przeciwnie, potraktowały go po prostu jako jeden z wielu podobnych schematycznych przedstawicieli gatunku. Bros, być może i ze względu na kiepską promocję, nie poruszyło przeciętnego widza. Produkcja rom-komu kosztowała wytwórnię 22 miliony dolarów, w box office uzyskując 14,8 miliona.

7. „355” (reż. Simon Kinberg)

355 – utrzymany w koncepcji podobnej do Ocean’s 8, w którym to dla odmiany kobiety przejęły rolę gangsterek ubranych we wdzięk i niewinność – to raczej zlepek klisz i próba wprowadzenia do amerykańskiego kina nieco więcej feminizmu, podjęta jednak w banalny i kompletnie nieefektowny sposób. Nazwiska takie jak: Lupita Nyong’o, Jessica Chastain i Diane Kruger nie zdołały uratować scenariusza opartego na szablonowej budowie bohaterek, ich cechy szczególne uszczuplającego do koloru skóry czy narodowości. Film Simona Kinberga już na początku roku otworzył listę jego największych finansowych rozczarowań, w ostatecznym rozrachunku tracąc prawie 50 milionów dolarów.

8. „Nieznośny ciężar wielkiego talentu” (reż. Tom Gormican)

Nicolas Cage po kilku latach zawodowej stagnacji powrócił na języki w możliwie najbardziej spektakularny sposób – robiąc film, w którym cała fabuła to on, główna postać to on; wszystko po to, by odpokutować za erę występów w niskobudżetowych produkcjach i ponownie znaleźć się na samym szczycie. Zamierzenie nad wyraz szlachetne, jednak kompletnie zignorowane w zeszłym roku przez publikę. Zarys oparty na nadaniu samemu sobie filmowego alter ego kojarzyć możemy chociażby z Być jak John Malkovich, który już ponad dwie dekady temu zarobił na świecie 23 miliony, Nica Cage’a zostawiając daleko w tyle. Nieznośny ciężar wielkiego talentu, mimo pozytywnego odbioru przez grono szczęściarzy, które miało okazję z produkcją się zapoznać, zgromadził w box office 29 milionów dolarów przy 30-milionowym budżecie.

9. „Jednym głosem” (reż. Maria Schrader)

I znowu mamy do czynienia z filmem dobrze zrealizowanym, poruszającym do bólu (i słusznie) nagłośniony temat ruchu #metoo zapoczątkowanego oskarżeniami wobec wieloletniego dobrego wujaszka Hollywood, Harveya Weinsteina i to w dodatku ze świetnymi rolami Zoe Kazan i Carey Mulligan, a ostatecznie i tak potraktowanym po macoszemu. Podobnie jak Fabelmanowie (wielki zwycięzca tegorocznych Złotych Globów!),  którzy pomimo ogromnego potencjału wcale nie zgromadzili przed ekranami spodziewanej widowni, Jednym głosem to dzieło wartościowe, ale z różnych przyczyn nieumiejące wybić się ponad resztę. Zekranizowana prawdziwa historia dwóch dziennikarek „The New York Timesa”, które jako pierwsze zajęły się ryzykowną sprawą zarzutów, jakie wobec Weinsteina wystosowały wielkie nazwiska świata filmu, to pokłosie zarówno samych rewolucyjnych wydarzeń, jak i bestsellerowej książki opowiadającej o śledztwie Megan Twohey i Jodi Kantor. Jednym słowem nie przyjęło się jednak ani w Stanach, ani nigdzie indziej z takim zainteresowaniem jak literacka publikacja, kończąc kinową dystrybucję z jedynie 10-milionowym box office’em, przy stracie wynoszącej ponad dwa razy tyle.

 

Oglądaliście któryś ze wspomnianych filmów? Czy według was faktycznie zasługiwały one na tak dotkliwe finansowe straty?

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA