AVATAR: ISTOTA WODY. Waleczne serca [RECENZJA]
Welcome back to Pandora. Avatar: Istota wody ma ten sam realizacyjny majestat, co słynny poprzednik, ale jest opowieścią znacznie bardziej kameralną. Brzmi to paradoksalnie w kontekście gigaprodukcji za wszystkie pieniądze świata, i z naprawdę bombastycznym prologiem, ale proszę, uwierzcie. Zaczynamy z wysokiego C, ale później film wyraźnie zwalnia i wyciszą się. Zmiana narracyjnej optyki na pewno wiąże się z faktem, że mamy przecież do czynienia z jedynie nowym rozdziałem rozpisanej na lata sagi. Na tym etapie nie wisi nad nami ani widmo finalnej katastrofy ani rozstrzygającego triumfu. Gdy nie ma ekstremów, przypominają o sobie niuanse (w wymiarze światotwórstwa i, co szczególnie istotne, psychologicznych rysunkach postaci). Spokojniejszy ton i brak fabularnego pośpiechu pracuje na korzyść Istoty wody. Zazgrzytacie zębami przy kilku scenopisarskich faulach („Coś się kończy. Coś zaczyna”), ale w swoich założeniach to nie kino słów, ale Obrazów.
Minęło kilkanaście lat od kiedy plemię Na’vi odparło inwazję chciwych na zasoby planety Ziemian. Jake pozostaje wodzem, szczęśliwym mężem Neytiri i ojcem czwórki dzieci. Wszyscy dostali już dość czasu, by przyzwyczaić się do spokoju, ale oczywiście ten stan nie może trwać wiecznie. Stary wróg powróci ze zdwojoną siłą a nasi bohaterowie będą musieli uciekać. Opuszczą ukochany las i skierują się na nowe terytoria. Ich przystanią, i tymczasowym azylem, zostanie wioska na archipelagu wysp. Jake cieszy się zasłużoną renomą, więc wódz Tanawari wraz z żoną Ronal, przyjmą jego rodzinę z honorami. Wystosują do nich tylko jedną prośbę. „Jeśli razem mieszkamy, to musicie poznać nasze zwyczaje, żyć tak jak my, pokochać naszą rafę i życiodajny wodny świat”.
Avatar: Istota wody dużymi partiami odwraca uwagę od Jake’a oraz Neytiri a skupia się na ich dzieciach, które poznają nowe środowisko w towarzystwie synów i córki Tanawariego. Ci drudzy raczej są ku nim niechętni, często zaznaczają swoją wyższość czy nawet rasową czystość. Dzieci Jake’a niejednokrotnie wyzywane są od mutantów czy dziwolągów (po ojcu mają pięć palców). Cameron rozpisuje siatkę zasadnych napięć, konfliktów charakterów, pretensji i ambicjonalnych przepychanek. W ruch pójdą pięści, gdzieś może zakiełkuje miłość, na jaw wyjdą niespodziewane podobieństwa i bliźniacze doświadczenia. Wszystko to wpisane w zapierający dech krajobraz i mistyczny podwodny świat. Avatar: Istota wody jest prominentnym reprezentantem kina, które co chwila gwarantuje estetyczne objawienia i przyjemne wrażenie, że obcujemy z czymś nowym albo nie do końca jeszcze odkrytym. To prawda, że kino bywa wehikułem magicznym.
Podobne:
Inscenizacyjna finezja
Znalezienie wspólnego języka i docieranie się dwóch rodzeństw jest pierwszoplanową dramaturgiczną osią filmu, ale James Cameron zastanawia się również nad rolami ojców i matek. Jake nie potrafi znaleźć wychowawczej równowagi w kontakcie ze swoimi synami. Wyrazy bezgranicznej miłości musi przeplatać kategorycznymi rozkazami. Częściej słyszy „yes, sire!” niż „tak, ojcze”. Na szorstkie relacje stara się wpływać wrażliwsza Neytiri, ale poczucie zagrożenia ciągle sprawia, że dyscyplina wydaje się ważniejsza niż wyrazy rodzicielskiej miłości. Między bohaterami i w ich głowach naprawdę dużo się dzieje. W planie motywacji, potrzeb postaci, ewolucji konfliktów i przyjaźni Istota wody to naprawdę dynamiczne kino. Korespondują z tym jeszcze dwie intrygujące pary (ojciec-syn, matka-córka), ale niech one pozostaną dla was tajemnicą. To filozoficznie złożone sploty siły natury, technologii i rodzicielsko-dziecięcej miłości. Konkretna propozycja dla fanów cyberpunku.
Oczywiście w odpowiednim czasie przypomną o sobie karabiny i ofensywne uzbrojenie. Technologia pochwali się najnowocześniejszymi osiągnięciami i dojdzie do kilku oczekiwanych konfrontacji. James Cameron wrzuci tylko na chwilę piąty bieg: przecież też to lubi i wie, że wszyscy na to czekają. Istota wody wzniesie się wtedy na wyżyny inscenizacyjnej finezji (wrócą wam wspomnienia z Titanica) a przyrodniczo-obyczajowe kino fantasy ponownie przemieni się w wojenny spektakl. Pierwszorzędna choreograficzna robota. Brawurowy popis inżynierski, operatorska ekwilibrystyka i montażowa precyzja. James Cameron właściwie przestawił proporcje. W Avatarze poznaliśmy planetę. W Istocie wody naprawdę zbliżamy się do jej mieszkańców.