search
REKLAMA
Recenzje

FANTASTYCZNE ZWIERZĘTA: TAJEMNICE DUMBLEDORE’A. Czarodziejski remiks

„Tajemnice Dumbledore’a”, podobnie jak poprzednicy, nie tyle rozwijają oryginalny świat, co remiksują już dobrze znane jego elementy, nie oferując wiele poza ładnymi obrazkami.

Tomasz Raczkowski

8 kwietnia 2022

REKLAMA

Pamiętam, że gdy w Polsce ukazywały się pierwsze wydania książek o Harrym Potterze, jednym z motywów ich promocji było podkreślanie, że saga J.K. Rowling przyczynia się do popularyzacji i kultywowania czytelnictwa wśród dzieci i młodzieży. Pomimo że cykl został szybko zutylizowany przez Hollywood w postaci popularnej serii ekranizacji, wydaje się, że dziedzictwo Potteromanii jest zapisane przede wszystkim za pomocą książek. W tym kontekście nieco ironiczny jest fakt, że aktualnie stworzone przez Rowling uniwersum rozwijane jest w zasadzie wyłącznie w obrębie kina w formie cyklu Fantastyczne zwierzęta. Uwiedzeni przez literacką kreację fani i fanki na całym świecie, by wrócić do ulubionego świata, chcąc nie chcąc muszą zaufać budowanej pod nadzorem Davida Yatesa serii. Serii, która po nieporadnym początku (2016) i nabraniu bardziej konkretnego kształtu (2018) powinna w końcu stanąć pewniej na nogach wraz z wchodzącym właśnie na ekrany trzecim filmem.

Pretekstowa fabuła

Choć punktem wyjścia jest dość pobieżny przypis z głównej sagi, Fantastyczne zwierzęta stanowią w czarodziejskim uniwersum pełnoprawny prequel, rozwijający zasygnalizowaną w głównej sadze historię starcia z czarnoksiężnikiem Gellertem Grindelwaldem. Ponieważ wiemy, że kluczową rolę odegrał w tym starciu mentor Harry’ego, Albus Dumbledore, naturalne jest, że po Zbrodniach Grindelwalda przyszedł czas na Tajemnice Dumbledore’a. Napisana przez J. K. Rowling oraz Steve’a Klovesa historia śledzi kolejny etap czarodziejskiego konfliktu – złowrogi Grindelwald, wspierany teraz przez obdarzonego potężną mocą obscurusa Credence’a i uwiedzioną wizją przełamania uwierających ją ograniczeń Queenie Goldstein, kontynuuje swoje dążenia do dominacji nad społecznością czarodziejów i rozpoczęcia wojny z mugolami. W tym celu realizuje złożony plan obejmujący ingerencję w odbywające się właśnie wybory na lidera Międzynarodowej Federacji Czarodziejów oraz wykorzystanie źrebięcia quilina, magicznej istoty potrafiącej rozpoznać ludzki charakter. Powstrzymać maga stara się zebrana i dowodzona przez Dumbledore’a (niemogącego walczyć z dawnym przyjacielem osobiście ze względu na magiczny pakt krwi) drużyna, w której skład wchodzą: szef brytyjskiego Biura Aurorów Tezeusz Scamander, nauczycielka szkoły czarodziejstwa Ilvermorny Eulalie Hicks, mugol Jacob Kowalski, senegalsko-francuski arystokrata Yusuf Kama oraz oczywiście specjalista od tytułowych magicznych stworów Newt Scamander i jego asystentka Bunty.

Jeśli po powyższym opisie sądzicie, że fabuła Tajemnicy Dumbledore’a jest pretekstowa, to jest to dobre wrażenie. Zarówno plan Grindelwalda, jak i dowodzony przez Dumbledore’a projekt jego pokrzyżowania służą głównie uzasadnieniu przesuwania bohaterów z miejsca na miejsce i budowania kolejnych pomniejszych sekwencji akcji, przeplatanych sytuacyjnym i charakterologicznym humorem. Magiczny quilin to z kolei typowy MacGuffin, mający głównie uzasadniać kluczową rolę Newta w całej historii. Zasadniczym daniem ma tu być jednak nie sama intryga, ale stanowiąca dla niej kontekst historia Dumbledore’a i jego wspólna przeszłość z Grindelwaldem. Tytuł jest jednak nieco mylący – tytułowe tajemnice okazują się w przeważającej większości faktami, które doskonale znamy z ostatniego aktu sagi o Harrym Potterze. W nowej scenerii Rowling opowiada więc ponownie tę samą historię młodzieńczej fascynacji dwóch czarodziejów i będącej jej pokłosiem tragedii. Jedynymi nowościami, jakie dostajemy w Tajemnicach Dumbledore’a, jest kilka detali (jak dokładniejsze wyjaśnienie, dlaczego Albus nie chce stanąć do konfrontacji z dawnym partnerem) oraz potraktowany jakby od niechcenia, okrutnie generyczny w swojej esencji wątek Credence’a i jego powiązań z familią Dumbledore’ów (w świetle ostatnich doniesień na temat aktora trudno mi oprzeć się wrażeniu, że grana przez Ezrę Millera postać została częściowo wypisana z fabuły). To jednak w ostatecznym rozrachunku ledwie ciekawostki – żeby nie powiedzieć fabularne zapychacze. Z ciekawszych rzeczy dostajemy jeszcze nieco bardziej bezpośrednie odniesienie do uczucia łączącego Albusa z Gellertem i mikroportret psychologiczny zmagań tego pierwszego z długimi cieniami przeszłości, ale to dalej jedynie żonglowanie już znanymi wcześniej tematami i dopowiadanie już dostatecznie czytelnych motywów.

 

Nie takie fantastyczne zwierzęta

Trzeci film potwierdza to, co widoczne było już w Zbrodniach Grindelwalda, a mianowicie że centralna rola tytułowych fantastycznych zwierząt jest pomysłem przestrzelonym. Związane z nimi wątki nie wnoszą nic ciekawego do głównej historii i w większości zamiast organicznie się z nią łączyć, są elementem wymuszonym scenariuszowo. Newt Scamander w przerysowanej i manierycznej kreacji Eddiego Redmayne’a jest zaś znów okrutnie irytującym protagonistą. Jako postać jest ratowany nieustannie przez swoich zwierzęcych towarzyszy, zapewniających filmowi sympatyczny, podszyty obficie slapstickowym humorem oddech. Niestety w Tajemnicach Dumbledore’a scenarzyści kontynuują zapoczątkowany w drugiej części wątek mentorsko-przyjacielskiej relacji Scamandera z Dumbledore’em, będącej niczym innym jak próbą uczynienia z Newta nowego Harry’ego – oba duety powtarzają tę samą dynamikę podziwu, zaufania i rozwoju młodszego bohatera wobec starszego autorytetu. Można to co prawda przy odrobinie dobrej woli uznać za pokazanie schematu zażyłości tworzonych przez Dumbledore’a, ale ja widzę tu bardziej lenistwo przejawiające się w pisaniu postaci według sprawdzonych wzorców. Zwłaszcza że w co najmniej kilku miejscach przyjaźń Newta i Albusa jest nie tyle budowana na ekranie, co narzucana przez deklaratywne dialogi. Szczęśliwie w Tajemnicach Dumbledore’a Scamander zostaje nieco zdjęty z pierwszej linii na rzecz pozostałych wątków, dzięki czemu jest bardziej znośny niż w poprzednich filmach – być może również dlatego, że trzeci film jest niemal pozbawiony jego kiczowatych, romansowych interakcji z aurorką Tiną Goldstein.

Pierwotnie Fantastyczne zwierzęta miały być trylogią, na etapie produkcji rozszerzoną do pięciofilmowego cyklu – nie mam wątpliwości, że ze względów komercyjnych, a nie obfitości fabularnej. Wyraźnie widać, że Tajemnice mogłyby być (i powinny) finałem opowieści o Grindelwaldzie. Podobnie jak poprzednie części, trzeci film z serii jest niewiarygodnie wręcz rozdmuchiwany – znaczną część ponaddwugodzinnego metrażu wypełniają nieistotne (i nieciekawe) wątki poboczne, a fabuła jest do przesady przeciągana. Sygnująca scenariusze poprzednich części samodzielnie Rowling tym razem do współpracy zaprosiła weterana Potterowych skryptów Klovesa i widać to w pewnej poprawie filmowej narracji, która stała się bardziej spójna i dynamiczna. O ile jednak do pewnego momentu film ogląda się całkiem dobrze, to gdy nadchodzi ostatni akt, wszystko się sypie. Mocno naciągana intryga broni się jeszcze, gdy prowadzi od jednej przygody do drugiej. Przestaje się bronić, gdy akcja nienaturalnie się zatrzymuje, a Rowling i Kloves piętrzą kardynalne scenopisarskie błędy – Grindelwald wygodnie dla wszystkich stoi i czeka (dosłownie!), by jego plan został zdemaskowany i pokrzyżowany, rozwiązania problemów wyskakują w ostatniej chwili z rękawa, a wszyscy zachowują się tak, jakby chcieli po prostu minimalnym nakładem sił przeczekać finał i przejść do kolejnej części. Na domiar złego dostajemy jeszcze ciągnący się w nieskończoność, przesłodzony epilog.

Co ratuje całość?

Najjaśniejszymi punktami Tajemnic Dumbledore’a, częściowo ratującymi całość, są wcielający się w tytułowego bohatera i głównego antagonistę Jude Law i Mads Mikkelsen. Law świetnie rozwija młodszą wersję kreowanej na kartach powieści i w filmach figury mentora: jego Dumbledore jest bodaj najbardziej charyzmatycznym ekranowym wcieleniem tej postaci, bardziej ludzkim, pozbawionym etosu starego mędrca, ale równocześnie charyzmatycznym i budzącym szacunek. Aktorska aura Lawa świetnie współgra zaś z podszytym atawistycznym erotyzmem urokiem Mikkelsena. Zastąpienie przez niego Johnny’ego Deppa w roli Grindelwalda (skądinąd dobrego w Zbrodniach…) ostatecznie wyszło chyba filmowi na dobre. Mikkelsen świetnie odnalazł się w roli wyrachowanego, ale charyzmatycznego czarnoksiężnika, a do wydobycia specyficznej zażyłości dawnych kochanków lepiej pasuje proponowana Duńczyka charakterystyka intrygującego geniusza niż bliższa komiksowym złoczyńcom delikatna psychoza Deppa.

Tajemnice Dumbledore’a krystalizują charakterystykę Fantastycznych zwierząt jako serii opartej na nadmiernym rozciąganiu każdego w miarę ciekawego motywu, byle tylko zbudować wieloczęściową sagę i przykrywaniu bylejakości scenariusza efektownym CGI oraz slapstickowym urokiem wybranych stworków. Składające się na nią filmy są dzięki wprawnemu oku Davida Yatesa – niezawodnego gwaranta utrzymywania panującej w uniwersum od czasów Zakonu Feniksa przeciętności – niezmiennie przezroczyste stylistycznie, a naprawdę udane fragmenty roztapiają się w ogólnej bezcelowości narracji. Nowy film jest najlepszym z trzech dotychczas powstałych, jednak jednocześnie rozwiewa już chyba ostatnie wątpliwości co do tego, że głównym i jedynym paliwem napędzającym rozwój Świata Czarodziejów (bo tak oficjalnie nazywa się teraz uniwersum Pottera) jest chęć wyciśnięcia z franczyzy jak największej liczby dolarów. J.K. Rowling nie można oczywiście odmówić prawa do eksploatowania stworzonego przez siebie świata. Prawem krytyki jest jednak wytknięcie jej, że robi to w kiepskim stylu – następującym po zakończeniu oryginalnej sagi powrotom do uniwersum (oprócz Fantastycznych zwierząt również poronionemu Przeklętemu Dziecku) brakuje zarówno oryginalnego pomysłu, jak i rzetelnego napisania. W efekcie Tajemnice Dumbledore’a, podobnie jak poprzednicy, nie tyle rozwijają oryginalny świat, co remiksują już dobrze znane jego elementy, nie oferując wiele poza ładnymi obrazkami.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA