NAJLEPSZE POLSKIE FILMY. Osobisty ranking filmów z Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni 2022
1.
Cóż, nie był to festiwal wybitnych filmów. Było sporo dobrych, a nawet bardzo dobrych filmów oraz kilka ewidentnych wtop – na pewno nie było aż takiego nasycenia dobrymi filmami, które zmusiły dyrektora programowego, Tomasza Kolankiewicza, do zwiększenia ilości filmów w Konkursie Głównym (z 16 do 20). Tak obszerny konkurs było obietnicą, która według mnie okazała się niespełniona.
2.
Niewiele tytułów prezentowanych w Konkursie niesie wartości typowo komercyjne – w polskim kinie jest dużo artyzmu i historii robionych z potrzeby zaspokojenia własnych twórczych potrzeb, a niewiele patrzenia w stronę widowni, w kierunku światowych trendów czy kina gatunkowego. Czy to dobrze? Polskie kino mówi dużo, ma problem w przekonaniu odbiorców, że mówi coś ważnego i że mówi ciekawie, zajmująco. Fatalne wyniki polskich filmów w box office przemawiają za tą tezą. Ale to nie wina filmów, tylko pomysłów na ich promocję oraz odpowiedniego wbicia się w kalendarz kinowy. Innymi słowy świadomości tego, że film to również produkt, nie tylko efekt twórczej ekspresji. Jedynym tytułem, który bezwzględnie można określić mianem kina skazanego na sukces kasowy, to Apokawixa, która bardzo znacząco wyróżniła się na tle innych filmów festiwalu (tematyką, formą) – to jedyny film, który miał tzw. word-of-mouth.
3.
Z drugiej strony mam poczucie, że wiele filmów ma w sobie ten uniwersalny gen, który powoduje, że fabuła może być rozumiana na całym świecie, nawet mimo zaczepienia w polskich problemach. I jest kilka tytułów, które mogą się za granicą spodobać, będą rozumiane, będą budzić ciekawość niekoniecznie jakiegoś typu egzotyką doświadczeń. Nie, Kobieta na dachu, Chleb i sól, IO, Słoń – to nie przypadek, że o tych tytułach mówi się najczęściej gdy mowa o międzynarodowej obecności.
4.
Motyw samotnej matki, samotnego ojca, rozbitych rodzin, utraconych bliskich, porzuconych, nieobecnych. Odnoszę wrażenie, że ta figura była obecna w co najmniej połowie filmów.
A to mój krótki ranking najlepszych filmów, które zobaczyłem (w sumie 14, z czego dwa z mikrobudżetów).
1. Kobieta na dachu
Mam poczucie kompletności, spełnienia, szczególnie pod względem reżyserskim. To wspaniała historia, która ma przejmujący początek, nieoczywisty rozwój i idealny finał – i jest przy tym niebanalna wizualnie, odpowiednio współgrająca z tym, co dzieje się na ekranie. Ma wspaniałą główną bohaterkę – cudownie zagraną przez Dorotę Pomykałą (dałbym jej wszystkie nagrody aktorskie) – której osobowość jest ulepiona z oczywistych elementów (starość, depresja), ale podana w totalnie empatyczny sposób. Film kładzie akcenty na intensywne, niełatwe emocje, ani razu jednak nie przekracza granicy krzykliwości – dzieje się dużo, ale w ciszy, w milczeniu, w szepcie. A jak przy tym trzyma w garści, jak ściska serce. Kawał przejmującej historii. 9/10
2. Chleb i sól
To przeciwieństwo Apokawixy. O tych samych młodych ludziach, ale tym razem z blokowiska małego, prowincjonalnego miasta. Tutaj życie toczy się między kebsem a kolejnym blantem; polega na ciągłym szlajaniu się bez celu, na nieplanowaniu niczego, na unikaniu dyskusji o przyszłości. Jakby zatrzymali się w pół kroku. Jakby przestali marzyć, działać po wyjrzeniu przez okno. Nie ma w nich ambicji, tylko zaczepienie w przeciętności, tymczasowości, tym bardziej gdy tak łatwo można się znieczulić. Jest w nich dużo agresji, nas bazie której budują swoją pozycję, wzmacniają w sobie poczucie sprawczości w tak prymitywny sposób. Znamy to.
To strasznie surowy, wręcz dokumentalny obraz powtarzalnych epizodów z życia młodych ludzi, których zazwyczaj nie widać. Gdzieś na zetknięciu indywidualizmu (główny bohater, który wyrwał się, wrócił na krótkie wakacje) i grupowego doświadczenia. Trochę więc socjologii, ale jednak więcej emocji, nostalgii, czułych momentów.
Obok naturalnych i spontanicznych dialogów, sporo miejsca zajmuje cisza oraz… liryzm. Jest on co prawda głęboko schowany pod warstwą wulgaryzmów, śmiechów, rasizmu i sosu czosnkowego, ale wreszcie wybrzmiewa. I to mocno zaskakująco, bo w Chopinie. Nie pasuje, ale właśnie – nawet nie powinno pasować, musi być inne, wyrwane z tego świata.
Znakomity film, mocno wczepiający się w mózg. Wciąż o nim myślę, wiercę się na wspomnienie, mimo kilku seansów w międzyczasie. Ma w sobie tyle autentyczności i z tego powodu bardzo wiele osób może „Chleb i sól” odrzucić – w kinach rządzi bowiem totalny eskapizm (nawet w historiach na faktach), a tutaj mamy do czynienia z bardzo namacalnymi, znanymi emocjami. 8+
3. Apokawixa
Apokawixa miała wszystko to, co mogło budzić obawy. Bo polscy filmowcy nie umieją w popkulturę, bo jeśli już z nią romansują, to wychodzi z tego jeden wielki cringefest. A tutaj udało się wszystko – począwszy od całej bezpretensjonalnej koncepcji na komediowy horror o zombie, przez autentyczny portret generacji Z, aż po porządną realizację. Jest energia i jest dużo humoru! Świetny film. 8+
4. Tata
Prawdziwe kino drogi jakby wyrwane prosto z festiwalu w Sundance. Trochę Mała Miss, odrobina The Florida Project – ale w mocnym kontekście polsko-ukraińskim, o tyle jeszcze ciekawszym z powodu wojny za naszą wschodnią granicą (choć twórcy zaczęli oczywiście prace nad filmem o wiele wcześniej). Eryk Lubos zabiera do tira swoją córkę i jej ukraińską przyjaciółkę i razem jadą na Ukrainę do matki tej drugiej. Kilka perturbacji po drodze, kilka spotkanych osób i ten rodzaj dojrzewania wszystkich bohaterów, który jest oczywiście spodziewany i prowadzący do katharsis. Tu wszystkie elementy świetnie do siebie pasują, odpowiednio dobrze budują nastrój trochę nostalgiczny, trochę komediowy, trochę dramatyczny. Nawet jeśli struktura filmu ma swoje problemy i potknięcia, szczególnie pod koniec, to jednak historia zostaje w sercu, dobrze je masuje – szczególnie gdy ma się tak świetnego aktora jak Eryk Lubos i dwie rewelacyjne dziewczyny (a wszyscy wiemy, jak sztywno i słabo zazwyczaj grają dzieci w polskich filmach – to na szczęście nie ten przypadek). Lekki, pozytywny film o tym, co w życiu ważne. 8
5. Filip
Tak zupełnie z zaskoczenia, nie wiedziałem prawie nic, Filip okazał się bardzo dobrym kinem o wojnie, szczęściu w tragedii (i tragedii w szczęściu). Na bazie powieści Tyrmanda bardzo sprawnie i zajmująco opowiedziano historię polskiego Żyda, który ucieka z warszawskiego getta i udaje Francuza w hitlerowskim Frankfurcie. Znakomicie sportretowano głównego bohatera, który łączy w sobie cechy przedwojennego bawidamka, ulicznego cwaniaka i samozwańczego mściciela – Eryk Kulm, którego do tej pory nie znałem, jest świetny w tytułowej roli i urasta do miana faworytów festiwalu gdy mowa o najlepszych męskich rolach. To dojrzała, wymagająca rola, w której chłopak mógł pokazać wiele twarzy, a nawet trochę poszarżować – i wychodzi obronną ręką w każdej sytuacji (tak jak bohater).
Dobra historia, solidna aktorsko, bardzo porządnie zrealizowana od strony technicznej (muzyka, scenografia, kostiumy). 7+
6. Śubuk
Odnoszę wrażenie, że takie filmy jak ŚUBUK powstają w Polsce bardzo regularnie. Jeśli już pojawia się kino zaangażowane społecznie, to z twarzą, na której maluje się złość i rozczarowanie systemem. To taki rodzaj opowieści o różnego typu siłaczkach, które niosą na swych barkach niezawiniony ciężar, w tym przypadku – jakkolwiek brutalnie to brzmi – balastem jest dziecko z autyzmem. Ważne jest tutaj tło – początek lat 90. który nie sprzyjał odpowiednim diagnozom, a walka o prawo do edukacji dziecka wymagała wręcz fizycznego starcia z władzą.
Jest to więc film zrodzony i ze złości (do czego przyznaje się sam reżyser i scenarzysta), ale również z nadziei, że się da zmieniać rzeczywistość, choć cena za to jest bardzo wysoka, a nagroda trudniejsza do zdobycia, o ile w ogóle osiągalna.
To dobry i ważny film podnoszący problemy, które są doświadczeniem tysięcy ludzi w tym kraju próbujących walczyć o zdrowie / edukację własnych dzieci. Całe szczęście Śubuk nie jest manifestem, nie użala się nad ciężkim losem samotnych matek. To wcale nie tak jednoznaczny dramat, odpowiednio niuansujący wiele kwestii, nie bojący się trudnych uczuć. Ze świetną Małgorzatą Gorol w roli głównej. W kinach w listopadzie i naprawdę warto dać mu szansę. 7/10
7. Orzeł. Ostatni patrol
Chyba najbardziej wyczekany ze wszystkich, bo już ponad 2 lata temu był gotowy, tylko przez pandemię musiał czekać naprawdę długo na premierę.
Temat jest prosty – wojna, okręt podwodny, marynarze. Od razu skojarzenia idą w kierunku Das Boot, które jest ikonicznym tytułem dla tego podgatunku. Czy Polacy dali rady? Czy ORZEŁ. OSTATNI PATROL dowozi? I tak, i nie – zależy na co patrzymy, jaki sposób opowiadania i wartościowania jest nam bliski. Mi ten duszny, ciasny kawałek życia na okręcie bardzo przypadł do gustu, mimo że twórcy uciekają od hollywoodzkiego blichtru. To jest spektakl ale w skali mikro. 8/10
8. Zadra
Millenialsi mieli swoje Jesteś Bogiem, Zetki mają Zadrę – hiphopowy i szczery portret blokowej ambicji, ale ery internetów i jutubowego fejmu. O dziewczynie, której się chce, choć jej nie wychodzi. A jak wychodzi, to nie tak jakby chciała. Więc próbuje dalej w stałej kontrze nie tylko do szarej rzeczywistości i biedy, ale przede wszystkim do własnych słabości i błędów. Ot takie rodzime Narodziny gwiazdy, które zamiast folkowego popu z amerykańskiej wersji ma hiphop. Niestety w dwóch wersjach: jedna to ta wersja ‘true’, z zaangażowanymi tekstami i intensywnymi emocjami, druga to ta z list przebojów, o dupach, blantach i kasie. Twórcy stawiają między nimi znak równości, bo tak robią fani, co mnie trochę dziwi (ale to może z tego powodu, że to nie moje rejony muzyczne, nie moja wrażliwość i jednak już jakieś boomerstwo). Strasznie mi to zgrzyta gdy te pozy i blichtr zestawi się ze skromnością i szczerością uniesień głównej bohaterki. Świetna w roli głównej Magdalena Wieczorek. 7/10
9. Słoń
Bardzo odważne kino, wsparte przez PISF, a jego obecność dowodzi tego, że klucz polityczny w rozdawaniu kasy na budżety filmowe nie odgrywa aż tak wielkiej roli (a o to oskarża m.in. Agnieszka Holland). Bo mamy tu bowiem rasowy dramat LGBT, świetnie poprowadzony, mocno realistyczny – można byłoby go docisnąć emocjonalnie, zrzucić gdzieś w rejony drastyczności (tym bardziej że dzieje się wszystko na rolniczym Podhalu, więc można pójść w wojnę światopoglądową), ale debiutujący reżyser trzyma ten film na wodzy. Ot historia jaka wydarza się pewnie w całym kraju, w jej zwykłości i bez natrętnych symbolizmów.
Bardzo dobra aktorsko, szczera, prawdziwa. Nie wiem czy będzie kiedykolwiek w kinach (bo to debiut, bo mikrobudżet, brak zapowiedzianej premiery), ale jak gdzieś wypatrzycie, to pamiętajcie, że mówiłem dobrze. Dobrze że takie filmy w tym kraju powstają. 7/10
10. Broad Peak
Najważniejsze pytania, na jakie oczekiwałem odpowiedzi w BROAD PEAK, brzmiały: dlaczego oni chcą tam wchodzić, zimą, przy -40st, na 8 tys. metrów? Co ich motywuje prócz samego faktu zdobycia szczytu? Co im się dzieje pod kopułą, co nakręca? Choćby było to irracjonalne, to jak sobie to racjonalizują ci wszyscy himalaiści, a szczególnie Berbeka, który mocno ryzykował nie tylko swoim życiem?
No niestety, wciąż nie wiem, bo ten film nie odpowiada na żadne z tych pytań, co mnie strasznie rozczarowało. Są majestatyczne góry, ale nie ma w nich ludzi, nie ma ich emocji. Jest jedynie chęć pokonania góry i rodzaj beznamiętnej ambicji, której ja, kompletny laik, nie rozumiem, nowe czuję, nie nawiązuję żadnej więzi z bohaterami. Oni mi nic nie mówią, albo ja jestem głupi na zrozumienie oczywistych (?) rzeczy.
Realizacyjnie pierwsza klasa (w tym muzyka Targosza), cieszę się, że zobaczyłem to w kinie, nie na Netflixie (gdzie już jest dostępny). Ale zimno jak w Himalajach. 5/10
11. Johnny
Mam z tym filmem o tyle spory kłopot, bo jest on kompletnie niekompatybilny z moim mentalem. Rozjechałem się z nim na poziomie kreacji rzeczywistości, która jest złożona z wyraźnie rozstawionych figur, jak i podejścia do zbawień, które tutaj przyjmują formę naiwno-dosłowną. Niby feel good movie z kilkoma śmieszkującymi grypsami, ale jest w tym jakaś sztuczność, która stawia barierę między mną a moim postrzeganiem świata. Ale może się podobać, bo takie filmy są lubiane. 5/10
12. IO
IO to piękne, imponujące ćwiczenie stylistyczne – można uczyć się kompozycji kadru, estetycznie westchnąć nie raz i nie dwa. Ale o co tutaj chodzi to ja nie wiem, a ewentualnie o coś chodzi, o jakąś filozofię, która rodzi się dzięki perspektywie osła. Ale że ludzie są głupi i źli, a zwierzę bezbronne? Że są brutalni i chciwi? Że istnieją też czuli i kochający? No ok, ale co z tego, co tu świeżego, oprócz patrzenia na świat oślimi oczami (w których jednak nie dostrzegam czegoś oprócz czucia, emocje to tylko dopowiedzenie na zasadzie chciejstwa)? Trafiłem nawet na określenia, że IO to oniryczny traktat o ludzkości. O mamuniu, jestem teflonowy na takie określenia po tym co zobaczyłem albo zbyt głupi (który to już raz), żeby zrozumieć i docenić zamysł artysty. Co więcej, zachwyt nad oślą perspektywą może być całkiem ok, gdyby nie to, że dzieje się tam sporo poza wzrokiem osła – i te fragmenty, nie tak znowu nieliczne, są najgorsze, mało autentyczne (choćby epizod z Huppert).
Jak dla mnie to najbardziej pretensjonalny seans festiwalu. Kino artystyczne oparte na formie, ciekawym koncepcie, rozczulającej mordce osiołka (lubimy zwierzęta!), ale bez… ciekawej, inspirującej treści. 5/10
13. Brigitte Bardot Cudowna
Rodzaj autoterapii – film o inspiracjach twórcy, zrobiony przez tego twórcę i zanurzony po uszy w pamięci, wspomnieniach twórcy, które raz są alegorią, innym razem czymś dosłownym, namacalnym. Ogląda się to w miarę lekko, ale nie odnoszę wrażenia, żeby całość dokądkolwiek innego prowadziła jak tylko do wiwisekcji tego, co pan artysta chce pokazać, co przypomnieć. Film ma podobne flow jak O północy w Paryżu Allena, ale nie jest tak przystępny, jest pozbawiony jakiejkolwiek lekkości (choć humoru ma trochę). Lech Majewski nie umizguje się do widzów, robi od lat (od zawsze?) takie kino, jakie on chce, bez oglądania się na mody i trendy. Jak rozrzuca klocki (filmowe, filozoficzne), to sam je sobie układaj, on nie ma zamiaru pomagać.
Czy ja muszę to lubić? No nie za bardzo moje lubienie lub nielubienie go obchodzi. To idealny film dla miłośników Majewskiego, dla jego biografów. Nie dla mnie. 4/10
14. Algorytmika
Dramat w sztafażu SF? Śmierć, cierpienie – i algorytm, który w jakiś sposób staje się remedium na życiowy dramat. Niewiele wiedząc o samym filmie spodziewałem się jakiejś próby zmierzenia się z kinem gatunkowym spod znaku science fiction Alexa Garlanda, a dostałem cienką historię z banalnym wykorzystaniem fantastyki. Bo wiadomo, jak komputer, to muszą być wizualizacje 3D wyglądające jak efekty specjalne sprzed 30 lat, przetworzone metaliczne odgłosy i próba zawładnięcia nad światem spersonifikowanej AI. I jeszcze ten ponury nastrój, ta teatralna depresyjność. Ech. To mogła być niezła krótkometrażowa etiuda, a zrobiono pełnometrażowy film, w którym każdy element zawodzi. 3/10
Bardzo żałuję, że nie udało mi się zobaczyć The Silent Twins Agnieszki Smoczyńskiej. Nie widziałem również 7 innych filmów z Konkursu Głównego, ale podobno wiele nie straciłem.