search
REKLAMA
Zestawienie

NAJLEPSZE i zaskakująco udane filmy SCIENCE FICTION 2023 roku

To zestawienie skupia się na najlepszych, według mnie, filmach SF 2023 roku.

Jakub Piwoński

1 stycznia 2024

REKLAMA

Wiemy już, jakie filmy science fiction były rozczarowujące. Czas na porcję pozytywnych wrażeń. To zestawienie skupia się na najlepszych, według mnie, filmach SF 2023 roku. Sprawdźcie, czy moje wybory pokrywają się z waszymi.

„Godzilla Minus One”

To było gigantyczne zaskoczenie. Z chwilą gdy na platformie Apple dość nieporadnie wystartował pierwszy serial aktorski ze świata MonsterVerse – Monarch: Dziedzictwo potworówze wschodu zaczęły napływać opinie, jakoby nowy film studia Toho ze świata Godzilli działał na widzów zdecydowanie silniej i miażdżył to, co miażdżyć powinien. Jest coś niebywale szyderczego w fakcie, że film za piętnaście milionów dolarów (sic!) został TAK nakręcony. Nie brakuje mu niczego. Mamy tu porywającą, dobrze udramatyzowaną historię wojenną, w której bohater boryka się z demonami przeszłości i próbuje ułożyć sobie życie, opiekując się pewną kobietą i dzieckiem. Jak sam w pewnym momencie zauważa, jego wojna się nie skończyła, dlatego postanawia skonfrontować się z tej wojny żywym wcieleniem – gigantycznym potworem zagrażającym Tokio. Są tu sceny zapierające dech (zwłaszcza te na wodzie), efekty wywołujące wstyd u speców z Marvela, muzyka trzymająca za gardło i ON, stary znajomy, wielki potwór otoczony kultem, który i tym razem wydaje się inny niż zawsze. Nie mam wątpliwości, że właśnie tym filmem Japończycy ponownie dali wyraz triumfu kina, na pohybel wyrobnikom z Hollywood.

„Zostaw świat za sobą”

Jako że fantastyka naukowa to pojemny gatunek, w jego ramach mieszczą się także wszelkie widowiska katastroficzne, w których mamy do czynienia z zagrożeniem JESZCZE niemającym w rzeczywistości miejsca. „Jeszcze”, to słowo-klucz w tym wypadku, bo wydaje się, że dramat, w jakim osadzeni zostali bohaterowie Zostaw świat za sobą, jest zdecydowanie bliższy rzeczywistości niż – dajmy na to – wydarzenia znane z Armageddonu. Pod względem budowania napięcia i pogrywania z przyzwyczajeniami widzów to zdecydowanie TOP tego roku. Cenię w tym filmie właśnie to, jak nieśpiesznie rozkręca się jego spirala paranoi, której w końcu ulegają bohaterowie. Na uwagę także zasługuje aktorstwo, które jest pierwszorzędne – mix Ethana Hawke’a, Julii Roberts i Mahershali Aliego (z dokładką Kevina Bacona) wypadł zaskakująco znakomicie, momentami teatralnie, przy założeniu, że rolę zmylenia naszych oczekiwań względem widza wypełnili bezbłędnie. Jest też tu także kilka scen, które zapierają dech, choć wydawać by się mogło, że kompletnie tego nie zwiastują. Finał tej historii może nieznacznie rozczarowuje (gdzie te czasy, gdy twisty w filmach były większe od nich samych), ale – prawdę powiedziawszy – dążenie do niego jest wystarczająco satysfakcjonujące.

„Nie ocali cię nikt”

Jeśli spojrzymy na ten film jak na metaforę, zdołamy docenić w pełni jego walory. Od dawien dawna opowieści z kosmitami w roli głównej służyły za krzywe zwierciadło naszych lęków. Nie ocali cię nikt zaczyna się jakby Shyamalan postanowił nakręcić Znaki 2. Nie ma czasu jednak na dawkowanie napięcia, bo bohaterka konfrontuje się z kosmitami już pierwszej nocy. Koncept trochę przywodzi na myśl Najeźdźców z Marsa, z racji inwazji mającej miejsce jakby we śnie, ale także przez to, co kosmici robią ze swoimi ofiarami. Porywanie dla eksperymentów to raz, ale w tym wypadku zgadza się także pomysł kontrolowania umysłów, tworzenia marionetkowych kopii swych ofiar (tu bliżej do Inwazji porywaczy ciał). Jedno jest pewne – na kobietę działa opresyjna siła, a ta musi sobie z nią radzić sama, bo mieszkańcy miasta nie wybaczyli jej jeszcze błędów z przeszłości. Nie ocali cię nikt trochę przypomina mi też Grawitację z racji tego, że bohaterka przerabia tu samodzielnie traumę. To ciekawy film, z kilkoma zaskakującymi momentami, nieco słabszym środkowym aktem, będący jednak w ogólnym rozrachunku widowiskiem spójnym i sprawnie nakręconym.

„Sklonowali Tyrone’a”

Bez dwóch zdań najbardziej zaskakujące i szokujące widowisko z tego zestawienia. Zazdroszczę tym, którzy podeszli do niego bez jakichkolwiek informacji, bo zabawy przyzwyczajeniami jest tu co niemiara. Dość powiedzieć, że to film o gangusie, alfonsie i prostytutce, którzy trafiają w sidła spisku, trochę przywodzącego na myśl koncept z To my Jordana Peele’ego. Ale wierzcie mi, w Sklonowaniu Tyrone’a jest znacznie więcej odniesień do popkultury, co stanowi jakościowy wyróżnik. Gatunki się mieszają, bo SF jest tu punktem wyjścia dla komedii i dreszczowca konspiracyjnego. Przede wszystkim jednak danie to zostało przyprawione sosem blacksplotation, bo to ewidentnie film o czarnych, dla czarnych, z białym – a jakże – antagonistą (swoją drogą, to przez to wyjątkowo „nieinkluzywny” film, ale kto by się tam tym przejmował). Przy użyciu charakterystycznie szorstkich zdjęć, wybornego aktorstwa (Jamie Foxx błyszczy, ale John Boyega i Teyonah Parris są także niczego sobie) ta komedia nagłych wypadków, częstych zwrotów akcji i niejednoznacznych społecznych refleksji jest najlepszym powiewem świeżości tego roku.

„Infinity Pool”

Można się obrażać na fakt, że to kolejna po Białym Lotosie, Menu czy W trójkącie satyra o bogactwie i uprzywilejowaniu rasy kaukaskiej. Ale JAK to zostało opowiedziane, JAK to zostało nakręcone. Pulsujący rytm tego filmu, wyznaczany syntezatorową muzyką, niejako formatuje nasze wrażenia już na starcie. Brandon Cronenberg po raz kolejny udowadnia, że jego nazwisko to zobowiązanie, które wypełnia z nawiązką, kontynuując długą tradycję horrorów science fiction jego ojca. I znowu fantastyczno-naukowy element fabuły (klony atakują) jest tylko punktem wyjścia dla eklektycznej całości, w której dreszcze na ciele wywołuje tak podniecające sceny orgii, jak i niezwykle krwawe sceny śmierci. Chciałbym też zwrócić uwagę, że wtórujący wizji młodego Cronenberga Alexander Skarsgård jest obecnie jednym z najciekawszych aktorów swojego pokolenia. Prawda? Nie byłem tego pewien jeszcze przy seansie Sukcesji, ale teraz mogę powiedzieć, że stałem się jego fanem. Zjawiskowy aktor. A Mia Goth? Jak to Mia Goth – zamknęła usta krytykom i chwyciła ich za krocza.

„To może boleć”

To może boleć

Dla fanów spokojnego, niewymuszonego, bezpiecznego kina z przesłaniem. Idealny film na seans z żoną, wrażliwą na science fiction spod znaku mocnych wrażeń. W To może boleć zamiast kosmicznych starć mamy do czynienia z przyziemnymi problemami. Czy jesteśmy w stanie dobierać się w pary tak, by mieć stuprocentową pewność, że trafiliśmy na właściwą osobę? Czy nauka pozwoli nam wyeliminować nutę niepewności, która stanowi przecież od zawsze element międzyludzkich relacji? Twórcy To może boleć z dużym przymrużeniem oka kreślą alternatywną rzeczywistość, w której pewna technologia pozwala na zmierzenie poziomu miłości. Jak to się odbywa? Wystarczy wsadzić do urządzenia przypominającego mikrofalę paznokcie dwójki zakochanych w sobie osób, a wynik wskaże, czy warto w ogóle tracić czas i pieniądze na randki. Myk w tym, że ten paznokieć trzeba faktycznie z palca ściągnąć, co odsyła nas do pracowników instytutu, specjalizujących się w zakresie pomocy parom, dobrze posługujących się obcęgami bohaterów tego filmu. Mimo że rozwiązanie tego melodramatu jesteśmy w stanie przewidzieć dość szybko, to ogląda się to na tyle bezboleśnie, że warto pozostawić włączony przycisk emisji na platformie Apple do samego końca.

„Strażnicy Galaktyki: Volume 3”

Cóż, będę z wami szczery. Nie przepadam za Marvelem, choć z ciekawości i redaktorskiej rzetelności oglądam od czasu do czasu to, co ze swej stajni wypuszcza. Według mnie to uniwersum ma już najlepsze lata za sobą, ale udało się Kevinowi Feige’emu wypuścić w ubiegłym roku jeden film, jeszcze w miarę interesujący tych zniechęconych widzów i z pewnością zachwycający wiernych fanów dogorywającego uniwersum. Trzecia odsłona przygód Strażników Galaktyki to perła, ale duża w tym zasługa faktu, iż od początku do końca jest to autorski projekt Jamesa Gunna, faceta, który podczas kręcenia tego filmu, już dogadywał z konkurencyjnym DC kontrakt na pokierowanie ich uniwersum. Swoją robotę jednak  trzeba to przyznać – wypełnił wzorowo. Ma to wciąż dużo pozytywnej, po prostu fajnej energii, na sceny akcji może już jesteśmy uodpornieni, ale zdecydowanie największym atutem tej opowieści jest chemia między postaciami. Perfekcyjne wplatanie popowych utworów do ścieżki dźwiękowej ponownie dało o sobie znać. Florence + the Machine w finale filmu – strzał w dziesiątkę.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/