Recenzje
TO MOŻE BOLEĆ. Antyromantyczne science fiction [RECENZJA]
W „To może boleć” Christos Nikou pochyla się nad romantycznym wymiarem dobierania się w pary, kreując wizję świata niemal antyromantycznego.
W surowych, jakby żywcem wyjętych z lat 70. wnętrzach Instytutu Miłości kilkanaście par uczestniczy w nietypowym kursie. Poprzez serię zróżnicowanych ćwiczeń mają przygotować się do końcowego testu, który da odpowiedź na pytanie, czy pomiędzy z pozoru zakochanymi osobami istnieje prawdziwe uczucie. Sprawdzianu dokonuje maszyna, która analizuje… zerwane z palców paznokcie uczestników kursu. Wokół tego osobliwego i, nie oszukujmy się, dość brutalnego procesu zbudowana została fabuła antyromantycznego komediodramatu Apple TV+ To może boleć w reżyserii Christosa Nikou, znanego z wyświetlanej w Polsce przed dwoma laty Niepamięci.
Anglojęzyczny debiut greckiego reżysera dotyka znanych współczesnych problemów: rosnącej liczby rozpadających się związków, nieumiejętności nawiązania głębokiej uczuciowej relacji czy coraz częstszych wątpliwości w obliczu związania się na stałe z drugą osobą. W rzeczywistości nakreślonej w To może boleć owe wątpliwości zostają wyeliminowane dzięki wspomnianej „paznokciowej” procedurze, ale Nikou zdaje się sugerować, że pozbawienie romantycznych relacji elementu nieprzewidywalności może skutkować czymś znacznie gorszym: poczuciem osamotnienia w teoretycznie udanym związku.
Właśnie tak czuje się Anna (znakomita jak zawsze Jessie Buckley), która od lat pozostaje w potwierdzonej pozytywnym wynikiem testu relacji z Ryanem (znany z
Oglądając To może boleć, nie sposób nie mieć skojarzeń z innym anglojęzycznym debiutem greckiego twórcy: Lobster (2015) w reżyserii Yórgos Lánthimos. Film najbardziej cenionego obecnie filmowca z Hellady także w specyficzny sposób podchodził do tematyki uczuciowych relacji międzyludzkich, choć czynił to z dalece bardziej absurdalną i surrealistyczną manierą.
W Postać Anny, głęboko wierzącej w sens istnienia procedury weryfikacji uczuć pomiędzy dwojgiem ludzi, ma w sobie coś z orwellowskiego fatalizmu – wiara w system stanowi jednocześnie wyrok nad jej stabilnym do tej pory związkiem, zatwierdzonym przez obowiązujące reguły. Wspaniale wykreowana przez Jessie Buckley bohaterka jawi się niczym wyrwana ze szponów Wielkiego Brata, w którego wyroki jak dotąd ślepo wierzyła.
To może boleć to kino surowe i kameralne, zapewne nieprzystające do wyobrażeń na temat gatunku science fiction. Próżno szukać tu widowiskowych sekwencji, a nawet wspomniana maszyna testująca ludzką miłość prezentuje się niezbyt okazale. Film Christosa Nikou nie ma jednak zachwycać ani szokować – to bardzo wnikliwe studium relacji międzyludzkich, zadające ważne pytania na temat szablonów i formatów, w które usilnie próbujemy wtłoczyć nasze uczucia i samych siebie. To antyromantyczna, nieco dystopijna, utrzymana w duchu Czarnego lustra wizja rzeczywistości, w której decyzja na temat miłosnego zaangażowania podejmuje za ludzi maszyna. Christos Nikou każe nam samym odpowiedzieć na pytanie, czy właśnie do takiego świata – pozbawionego uczuciowej ekscytacji i nieprzewidywalności – chcielibyśmy dążyć.
