NAJLEPSZE filmy komiksowe BEZ SUPERBOHATERÓW
Historia przemocy (2005), reż. David Cronenberg
Podobne wpisy
Cieszę się, że David Cronenberg tchnął nieco życia w ciężką kreskę Vince’a Locke’a. Historia nabrała rozpędu i mogło ją poznać o wiele więcej widzów (potencjalnych czytelników), niż gdyby została wyłącznie na papierze. Ostrzegam jednak wszystkich, którzy jeszcze nie widzieli Historii przemocy. Komiks nie był łatwy, zarówno pod względem stylu graficznego, jak i fabuły. W filmie zaś niespiesznie toczy się pełna napięcia historia w równie dla wielu nieprzystępnym, antyakcyjniakowym stylu. W tym tkwi jego wartość, że niektóre sceny chce się zapomnieć, przyspieszyć, nawet inaczej nakręcić, lecz żadnej nie da się nazwać złą – nawet sceny seksu między Tomem Stallem (Viggo Mortensen) i Edie Stall (Maria Bello). Zachęcam również do porównania Toma z jego książkowym pierwowzorem, Tomem McKenną. Ma coś z Viggo?
Życie Adeli – rozdział 1 i 2 (2013), reż. Abdellatif Kechiche
Angielski tytuł lepiej oddaje symboliczne znaczenie koloru włosów Emmy, zwłaszcza na tle komiksu autorstwa Julie Maroh. Przyznaję, że nie mam pojęcia, czym kierowali się polscy tłumacze. Wiem natomiast, co chciał osiągnąć reżyser. Niezbyt zależało mu na kręceniu manifestu o wolności seksualnej. Postawił sprawę „normalnie” (jak to słowo brzmi w kontekście wszystkich tych protestów wyrażanych wobec środowisk LGBT). Kechiche cały czas pokazywał, na czym polega wolność, która nie zależy od ról społecznych, kulturowych stereotypów czy innych narzuconych sposobów relacji z drugim człowiekiem, których złamanie jest penalizowane. Być wolnym według reżysera to móc wchodzić w relację (w tym seksualną) z kim się chce, niezależnie od płci. Kolor niebieski zarówno w komiksie, jak i w filmie jest symbolem owej niezależności, na którą patrzy się dzisiaj z nieufnością, podobnie jak na kogoś napotkanego na ulicy, kto ma niebieskie włosy.
V jak Vendetta (2005), reż. James McTeigue
Alan Moore wraz z Davidem Lloydem stworzyli jedno z arcydzieł światowego komiksu, a reżyserowi pozostało tylko go nie zepsuć. I okazuje się, że wyszedł film mądry, pełen niespodzianek, chociaż niezbyt drogi w formie. V (Hugo Weaving) jako główny bohater czasami przypomina superherosa. Z biegiem fabuły widz przekonuje się wszelako, że to jedynie człowiek w przebraniu, któremu nasza widzowska wyobraźnia nadaje mnóstwo ponadludzkich cech. Łatwiej wtedy mu zaufać i usprawiedliwić jego niekiedy dwuznaczne postępowanie, na przykład tortury stosowane wobec Evey (Natalie Portman). Wracając jeszcze do stylistyki, komiksowa kreska Lloyda dobrze oddaje szarość świata przedstawionego nie tylko w publikacji, ale, co ciekawe, również w filmie. Ograniczona paleta kolorów, sporo cienia i oszczędna scenografia wydają się istotnymi elementami w postrzeganiu naszego świata (a zwłaszcza wielkomiejskiego środowiska) dzisiaj, gdy obserwują nas dziesiątki kamer, a nasza wolność jest coraz bardziej kontrolowana.