NAJLEPSZE filmy komiksowe BEZ SUPERBOHATERÓW
Snowpiercer: Arka przyszłości (2013), reż. Joon-ho Bong
Podobne wpisy
Pamiętam, że pierwsze 20 minut nie zachwycało. Oglądałem dalej tylko ze względu na współoglądaczy. Jakoś zupełnie nie przekonywała mnie wizja składającego się z 1001 wagonów pociągu, który jak gdyby nigdy nic jeździ sobie po tajemniczej linii w postapokaliptycznym świecie i, co jeszcze ciekawsze, nigdy się nie zatrzymuje. Być może to dobry pomysł na komiks Jacques’a Roba i Jeana-Marca Rochette’a, ale czy na film? Na szczęście relacje społeczne wewnątrz tajemniczej machiny zostały przez reżysera na tyle ciekawie rozegrane, że się wciągnąłem i dzisiaj nie żałuję – wręcz polecam Snowpiercera jako zajmującą wizję postapokalipsy. Żałuję tylko, że wizualizacje pociągu nie zostały wykonane na znacznie wyższym poziomie jakościowym. W 2013 roku było to już możliwe. Co do zaś stylu graficznego opowieści Roba, film Bonga nie ma z nim zupełnie nic wspólnego. Realizuje autorską wizję, tylko inspirowaną francuskim pierwowzorem.
Constantine (2005), reż. Francis Lawrence
Aż się łezka w oku kręci, gdy spojrzy się na ceny Hellblazera. Jego główny bohater, John Constantine, nie mógłby zostać uznany za herosa w stylu Avengersów, głównie ze względu na dość niemoralne prowadzenie się i delikatnie mówiąc liberalny stosunek do zasad panujących w nowoczesnym i kapitalistycznie ugrzecznionym społeczeństwie. John to buntownik z wyboru, egzorcysta w tym antykościelnym wydaniu i mag, wręcz czarnoksiężnik. Obsadzenie w jego roli Keanu Reevesa mimo wizualnych różnic (komiksowy John jest blondynem) wpasowało się w wizerunek trapionego osobistymi demonami bohatera. Zawsze mógł przefarbować włosy. Szczegóły te są jednak drugorzędne, gdy chodzi o pokazanie osobowości Constantine’a na tle prowadzonej przez niego walki ze światem piekielnego mroku. Ludzkie problemy, w tym te związane ze śmiertelnością ciała, nie są mu obce, stąd, prócz wątpliwej moralności, żadnym superbohaterem nie może się stać.
Droga do zatracenia (2002), reż. Sam Mendes
Jedna z piękniej opowiedzianych historii o czasach, w których trudno było żyć dorosłym, nie mówiąc już o ich dzieciach. Ukazane w niej etyczne wybory, do których zmuszał ludzi abstrakcyjnie i nielogicznie rozumiany obowiązek, doprowadzały do szaleństwa, do jeszcze większych zbrodni. Być może fabuła i dobór aktorów (m.in. Tom Hanks w roli Michaela O’Sullivana) jest tak dobry, ponieważ twórca komiksowej historii, Max Allan Collins, pomógł zaadaptować swoje dzieło na potrzeby ekranu. Rzadko w kinie ma miejsce taka współpraca. Zwykle autorzy dzieł literackich nie są zbytnio zadowoleni z adaptacji. Nieco inaczej jest z filmami superbohaterskimi, ale w tym przypadku mamy do czynienia z produkcją dla bardzo wąskiego grona miłośników monochromatycznych opowieści rysunkowych.
Z niecierpliwością czekam również na dobrą ekranizację Thorgala duetu Rosiński/Van Hamme oraz Ekspedycji Bogusława Polcha.