Najlepsze filmowe JUMP SCARE’Y
Noc. Cisza. Otulona/y ciepłą kołdrą smacznie śpisz. Być może nawet śnią ci się przyjemne rzeczy. Czujesz się bezpiecznie. Nagle zdajesz sobie sprawę, że przed położeniem się do łóżka wypiłaś/eś szklankę wody, bo wzywa cię natura. Spoglądasz na zegarek, czerwone cyferki układają się w godzinę 2:57. W drodze do łazienki nie palisz światła, przecież znasz to pomieszczenie, mieszkasz tu. Wystarczy, jak włączysz lampkę nad lustrem w toalecie. Na wpół śpiący załatwiasz potrzebę, następnie myjesz ręce. Wracasz do łóżka. Cholera! Światło! Wypełzasz spod kołdry. Znów bosymi stopami kroczysz po chłodnych kafelkach w łazience. Dotykasz pstryczka od lampki. Jeszcze tylko spojrzysz na siebie w lustrze. Załatwione, możesz spać dalej. Odwracasz się w łóżku od nieznośnego, ostrego światła zegarka. Zamykasz oczy. Nagle czujesz na swej twarzy czyjś oddech. Otwierasz oczy. BU! Mroczna, nienaturalnie wykrzywiona twarz zjawy wlepia w ciebie swoje straszne ślepia, obejmuje cię zimnymi, sinymi rękami i wydaje z siebie przeraźliwy dźwięk rozdzierający ciszę. Zegarek wskazuje godzinę 3:00.
Podobne wpisy
No dobra, może nie był to najbardziej spektakularny opis techniki jump scare, ale wydaje się, że oddaje naturę rzeczy. Mamy przecież elementy służące wprowadzeniu poczucia bezpieczeństwa, rozluźnienie oraz powolną akcję. Przyznajcie również, że już w lustrzanym odbiciu spodziewaliście się jakiegoś demona. Chciałem jednak trochę was przetrzymać, dodatkowo odwrócić uwagę, stworzyć pozory, że tutaj nic strasznego się nie wydarzy. Błąd! Zjadacze tysięcy horrorów zapewne nie wzdrygają się na momenty nagłego „wyskoku”, których mnóstwo we współczesnych produkcjach tego gatunku. Jump scare to stosunkowo prosty i najpewniej dlatego tak często stosowany zabieg. Niestety, w większości przypadków efekt “BU!” nie działa tak, jak powinien, i zamiast podskoczyć na kinowym fotelu, wzdychamy oraz przewracamy oczami na znak niezadowolenia. Czasami także trochę dumni z tego, że nie daliśmy się przestraszyć, patrzymy z politowaniem na speszonych swoją reakcją innych widzów. Nie ma jednak sensu zadowalać się jakimiś tanimi, niedziałającymi odpowiednio jump scare’ami. Przecież lubimy się porządnie przestraszyć, prawda? Skupmy się zatem na najlepszych, najdziwniejszych i najstraszniejszych przykładach wykorzystania omawianej techniki.
Plansza tytułowa, Dom w głębi lasu (2012)
Na rozgrzewkę jump scare dziwny i świeży jak sam film, w którym go wykorzystano. Dom w głębi lasu Drew Goddarda to intelektualno-rozrywkowy pastisz wykorzystujący i bawiący się kliszami, aby rozruszać skostniały gatunek. Oczywiście nie mogło wobec powyższego zabraknąć tu efektu “BU!”. Ten występuje już w jakiejś czwartej minucie filmu i jest co najmniej osobliwy. Jump scare to bowiem… plansza tytułowa produkcji, która pojawia się nagle w czasie trwania rozmowy dwóch pracowników tajemniczej korporacji. Tytuł jest wściekle czerwonego koloru i zajmuje praktycznie cały ekran. Świadczy więc o tym, że dalej zobaczymy coś bardzo dziwnego, choć przecież doskonale znanego.
Włóczęga, Mulholland Drive (2001)
Po rozciąganiu czas na kilka kółek truchtu. Zanim więc dotrzemy do jump scare’ów w horrorach, przyjrzyjmy się, jak ten trick sprawdza się w innych gatunkach filmowych. Oto David Lynch i jego sposób na wykorzystanie efektu “BU!”. Sekwencja ujęć z Mulholland Drive doskonale udowadnia, że posługując się tak prostą sztuczką jak jump scare, można stworzyć jedną z najbardziej niepokojących scen w historii kina. Wszystko jest tu w ogóle inaczej, niż powinno, jeśli chodzi o omawianą technikę straszenia widza. Scena rozgrywa się w ciągu dnia, jest jasno, słonecznie, tłumnie. Dwóch mężczyzn rozmawia w restauracji Winkie. Jeden z nich opowiada drugiemu sen o barze, w którym właśnie się znajdują. Atmosfera zagęszcza się, napięcie wzrasta, gdy Dan (Patrick Fischler) mówi Herbowi (Michael Cooke) o tajemniczym człowieku, który w koszmarach znajduje się za budynkiem restauracji i bardzo go przeraża. Herb postanawia pomóc koledze pozbyć się niewygodnego uczucia i pójść z nim za Winkiego, ażeby przekonał się, że nikogo tam nie ma, bo przecież to tylko sen. Mężczyźni kierują się w stronę łączenia ścian, szum ulicy oraz przerażenie malujące się na twarzy Dana powodują, że napięcie sięga zenitu. Kamera na zmianę pokazuje zbliżający się cel drogi oraz kroczących doń mężczyzn. Zza ściany wygląda nagle umorusany włóczęga. Co ciekawe, nie sam bezdomny (bezdomna) jest tu najbardziej niepokojący, ale wszystko to, co poprzedza jego (jej) pojawienie się. Za rogiem nie powinno być nikogo, a jednak ktoś był. Dan przecież opowiedział nam o tym wszystkim w restauracji, dlaczego więc miałoby być inaczej?