NAJLEPIEJ obsadzone role w filmach SCIENCE FICTION
Zdecydować, które role są nie tyle najlepsze, co najlepiej obsadzone, to podjąć się jednego z bardziej subiektywnych wyborów spośród większości zestawień, jakie można wymyślić. Gdyż w tym przypadku nie tylko ocenia się jakość gry aktorskiej, ale coś znacznie więcej – dopasowanie aktora do postaci. A na to składa się nie tylko jego warsztat, który pokazał w trakcie odgrywania roli, ale i ten, który prezentował przed jej wzięciem. Dodatkowo do oceny obsadzenia przydaje się odbiór postaci po latach – czy np. potrafimy sobie wyobrazić kogoś innego w jej roli, czy stała się ona kultowa i czy w naszej świadomości aktor odtwarzający daną postać z łatwością nam się z nią kojarzy i po trosze oddał jej swoją tożsamość. Gdy wszystkie te warunki jednocześnie zostaną spełnione, możemy z czystym sumieniem stwierdzić, że aktor został najlepiej obsadzony w roli, a nie tylko świetnie ją odegrał. Poniżej dziesięć przykładów ideałów w kinie science fiction.
Michael Fassbender jako David i Walter, Prometeusz (2012), Obcy: Przymierze (2017), reż. Ridley Scott
Podobne wpisy
Pięknie napisał o Davidzie mój redakcyjny kolega, Mikołaj Lewalski, w artykule David. Twórca obcego i niszczyciel ludzkości… – David w ludzkich oczach jest chodzącą sprzecznością; pod wieloma względami bliźniaczo podobny do swojego stwórcy, a jednocześnie pozbawiony wielu jego ograniczeń, w tym sumienia. Słowo „ograniczenie” nie powinno tu być jednak rozumiane jako wada, zwłaszcza jeśli przyjąć posthumanistyczną perspektywę, która określa sumienie jako istotę ludzkiej podmiotowości i jeden z podstawowych warunków człowieczeństwa. Dodałbym jeszcze, że istnieje niedoceniony przez etyków związek między sumieniem a estetyką. Ludzie często nie postępują źle, gdyż efekty złego postępowania będą dosłownie wyglądały źle. Nie chodzi tu wyłącznie o krew, bebechy czy cokolwiek, co łączy się z przerwaniem ciągłości tkanek, a co naturalnie wywołuje u nas ewolucyjny lęk, ale ogólną definicję nieporządku, która może być pojmowana estetycznie, a nie tylko moralnie. Nazywają swoją motywację później nakazem sumienia, a percepcję nieporządku wyrzutami sumienia. David nie jest obciążony ani jedną perspektywą nakazową co do formy postępowania, ani drugą. Jest wolny bardziej, niż potrafimy sobie wyobrazić, ponieważ tkwimy w innym aparacie pojęciowym, a zachowanie Davida tłumaczymy wtórnie, czyli w sposób zapośredniczony osobistymi systemami aksjologicznymi, które uważamy za właściwe. W rzeczywistość ich zasadność (nie mylić z sensownością, czyli zdaniową koherencją) jest ograniczona do naszego poznania i abstrakcyjnej nad nim refleksji. Wartościowanie potrzebuje jednak o wiele bardziej obiektywnej perspektywy.
Musiałem to wszystko napisać nie tylko dla tych, którzy tylko czekają, żeby wytknąć mi, że znów wspominam o Prometeuszu, ale i żeby docenić kunszt aktorski Fassbendera. Nie bez kozery nawiązałem też do związków etyki współczesnej z estetyką, gdyż David jako reprezentant nowego podejścia do moralności jest równocześnie niespotykanie estetyczny. Fassbender został tak dobrany do tej roli, żeby nie tylko udawał idealnego, ale nim faktycznie był. Idealność owa jest nieskazitelna, wręcz nieludzka, nietknięta ułomnością. Emanuje z niego spokój, pedantyzm, władza nad czasem – przypomnijmy sobie początkową sekwencję, gdy David przechadza się po statku, uczy obcych języków, jeździ na rowerze, gra w kosza, farbuje włosy i obserwuje mijające dni, tygodnie i miesiące, jakby był obok nich. Wszyscy inni wtedy śpią. Też chcą ominąć czas, lecz w czasie hibernacji niczego się nie uczą – bezproduktywnie trwają. Gdy tak analizuję te wszystkie cechy Davida i podziwiam geniusz rozpisania jego charakteru w filmie, Michael Fassbender wydaje mi się jedynym współczesnym aktorem zdolnym autentycznie unieść tę odmienną perspektywę moralną twórcy obcego.
A Walter? Tę kwestię pozostawiam otwartą, ponieważ chciałbym wreszcie usłyszeć waszą czytelniczą opinię o nim. Mam nadzieję, że będzie ona merytoryczna. Stawiam nawet zaczepne pytanie: czy Walter pod względem etycznym jest bardziej ograniczony niż David?
Rutger Hauer jako Roy Batty, Łowca androidów (1982), reż. Ridley Scott
Miłośnicy prozy Philipa K. Dicka doskonale wiedzą, że Łowca androidów Ridleya Scotta nie ma nic wspólnego z książką. Historia replikantów posłużyła raczej za inspirację do stworzenia ponadczasowego arcydzieła w historii gatunku. Co ciekawe, Rutger Hauer, aktor jeszcze wtedy na zaoceanicznym dorobku, ogromnie przyczynił się do utworzenia legendy Łowcy. Bez Hauera zapewne nikt by nie wspominał końcowej sekwencji śmierci replikanta Roya Batty’ego. Monolog przez niego wygłoszony wszedł na stałe do współczesnej kultury i był często wykorzystywany w kinematografii, literaturze oraz dziennikarstwie. Fani Tomka Beksińskiego wiedzą, że swój ostatni felieton zakończył on sparafrazowanymi słowami wygłoszonymi tam na dachu, w deszczu, przez Batty’ego. Jak więc można wyobrazić sobie, że film mógłby zostać nakręcony bez udziału Hauera? Ze względu na rolę w popkulturze nie można. Obsadzenie holenderskiego aktora w tej roli było zatem konieczne i jest kultowe.