Najbardziej NIEDOCENIONE i ZAPOMNIANE sitcomy z lat 90.
„The Red Green Show”, 1991–2006, 3 osoby chce zobaczyć na FW, 2738 głosów na IMDb
Trochę klasyczny sitcom, trochę program w formie poradnika, jeśli pamiętacie Adama Słodowego, trochę program satyryczny. Z pewnością wart uwagi i polecałbym go wszystkim męskim przedstawicielom widowni, którzy cierpią z powodu przerośniętego ego, jako pomoc w autoterapii. Prowadzący to tzw. Red Green, urodzony przywódca, człowiek, który wie wszystko o facetach oraz ich zabawkach. Red Green Show jest podzielony na kilka segmentów; prócz porad kanadyjskiej wersji Adama Słodowego jest np. panel czarno-biały o naturze, panel ekspercki, panel majsterkowicza itp. Sitcom ten jest niesamowicie prześmiewczy, a w Polsce nikt go nie zna. Z tego, co widzę, w raczej także nie przypadł do gustu zmaskulinizowanym Amerykanom. Pewnie nie chwycili satyrycznej konwencji, a może właśnie chwycili?
„Harry i Hendersonowie”, 1991–1993, 192 oceny na FW, 1404 głosów na IMDb
Pamiętam wersję pełnometrażową jeszcze z lat 80. Miała niesamowity klimat, którego w kinie familijnym już się nie spotyka. Na fali tej popularności na początku lat 90. zrobiono sitcom, którego treść powinna być samograjem. Rodzina Hendersonów żyje pod jednym dachem z Wielką Stopą i wynikają z tego przeróżne śmieszne, ale i pouczające sytuacje. Produkcja niestety się nie przyjęła. Jest jednak dostępna w sieci, chociaż w nieciekawej jakości. Warto się z nią zapoznać. Pewnie trudno będzie przekonać do niej dzieci, bo są przyzwyczajone do zupełnie innego obrazu. Dorośli jednak mogą przypomnieć sobie lata 80. i perypetie Hendersonów ukrywających dziwnego stwora.
„The Secret Diary of Desmond Pfeiffer”, 1998, 5 ocen na FW, 124 głosów na IMDb
Stylizowane sitcomy to rzadkość na telewizyjnym rynku, co jest zupełnie niezrozumiałe. Stylizowane sitcomy, które wywołują kontrowersje podejściem do niewolnictwa, to już ewenement. Bohaterem produkcji jest Desmond Pfeiffer, czarny szlachcic wypędzony z Wielkiej Brytanii za długi hazardowe, który znajduje pracę jako służący, sekretarz i kamerdyner w jednym Abrahama Lincolna. Z odcinka na odcinek wchodzi on coraz głębiej w świat skomplikowanych relacji w Białym Domu, które polegają m.in. na piciu na umór, wyśmiewaniu innych i wykorzystywaniu ich seksualnie – wszystko oczywiście w dowcipnym stylu, do którego najwyraźniej Amerykanie nie dorośli. Naprawdę dziwne jest to, że tak znakomity sitcom ma zaledwie 124 głosy na IMDb, a na Filmwebie jest właściwie nieznany. Na szczęście można go znaleźć w sieci, więc spieszcie się go oglądać, bo może z czasem całkiem zniknie.
„A teraz Susan”, 1996–2000, 162 oceny, 3191 głosów na IMDb
Nie ma sensu brać pod uwagę oceny 6.0 przy 162 głosach na FW. Oznacza to, że serial się nie zadomowił pod naszymi dachami. A szkoda. Wart jest uwagi ze względu na swoją niewątpliwie inteligentnie zaprojektowaną fabułę i błyskotliwe dialogi. To taki Seks w wielkim mieście, lecz na wyższym poziomie metafor z elementami bardziej współczesnego nam The Office. No i w roli głównej ikona lat 80. – Brooke Shields. Gdzieś tam od czasu do czasu pojawi się też Eric Idle.
„Pan Złota Rączka”, 1991–1999, 2509 ocen na FW, 45 801 głosów na IMDb
Ostatnim przykładem jest niegdysiejszy hit poza naszymi granicami, jednak w Polsce się nie przebił. Może to był jeszcze zły czas na takie produkcje? Może tytuł nie chwycił. Może już wtedy Pamela Anderson miała u nas złą prasę, a Tim Allen nie kojarzył się ze specjalistą od spraw budowlanych. W sumie z nikim się nie kojarzył, z żadną rolą. Co więc się stało z tymi 20 milionami widzów na odcinek w szczycie największej popularności? Na pewno nie było ich w Polsce, a szkoda, bo sitcom na to zasługuje. Krzysztof Miruć powinien się uczyć, jak się robi remonty.