Najbardziej ABSURDALNE POWODY użycia CGI w filmach
Chociaż wydawałoby się, że CGI najlepiej rymuje się z takimi gatunkami oraz podgatunkami filmowymi jak science fiction, fantasy, horror i sensacja, nierzadko używa się go także w komediach czy dramatach. Niezależnie od tego, czy jest się fanem obrazów generowanych komputerowo, czy też nie, nie sposób nie zauważyć, że od kilkudziesięciu lat stanowią one nie tylko efektowny dodatek, ale stały się wręcz niezbędnym składnikiem dzieła filmowego. Należę do osób, które uważają, że obrazy generowane komputerowo w kinie ostatnich lat są przede wszystkim nadużywane, a niniejsze zestawienie najbardziej absurdalnych przykładów ich użycia to chyba najlepszy tego dowód.
CGEYE, czyli „Blade: Mroczna Trójca” (2004)
Realizacja dzieła filmowego to prawie zawsze zadanie niezwykle trudne. Sprawy mogą jednak komplikować się jeszcze bardziej, kiedy główny aktor produkcji nie ma zamiaru współpracować z twórcami. Coś wie o tym David S. Goyer, który – delikatnie pisząc – nie dogadywał się z gwiazdą Blade’a: Mrocznej Trójcy Wesleyem Snipesem. Aktor oskarżał reżysera i jednocześnie scenarzystę trzeciego Blade’a o nijaką reprezentację czarnoskórych postaci w filmie, a także o rasizm wobec swojej dość nieskromnej osoby. Realizacja Mrocznej Trójcy była z tego względu katorgą dla praktycznie całej ekipy. Doszło do tego, że Snipes komunikował się z Goyerem za pośrednictwem zapisków na żółtych kartkach samoprzylepnych podpisanych jako Blade i pojawiał się na planie tylko wtedy, gdy należało nakręcić zbliżenia twarzy słynnego wiecznego łowcy (pozostałe sceny z główną postacią odgrywał dubler Snipesa). Podczas nagrywania jednej ze scen zbliżeń, foch Wesleya Snipesa sięgnął zenitu. Aktor miał za zadanie nagle otworzyć oczy, podczas gdy jego postać leżała „nieżywa” na stole koronera, i rzucić się na ludzi mających przeprowadzić sekcję zwłok. Odtwórca głównej roli odmówił otwarcia oczu, więc Goyer zadecydował, że należy Blade’owi otworzyć je za pomocą efektów komputerowych (VFX). Efekt może nie jest tak cringe’owy, jak mogłoby się wydawać, ale gdy już wie się o komputerowych oczach, dość trudno nie parsknąć śmiechem podczas oglądania tej sekwencji ujęć. Być może właśnie dlatego wspomniana scena nie trafiła do ostatecznej wersji filmu. W tej bowiem widzimy, jak ciało Blade’a przemienia się w ciało Drake’a (Dominic Purcell).
Gówniane CGI, czyli „John Wick” (2014)
John Wick z 2014 roku to oczywiście absolutnie hitowy początek pełnej zapierającej dech w piersiach momentów serii akcji z niekoronowanym aktorskim królem tego gatunku w XXI wieku Keanu Reevesem w roli głównej. Nie zmienia to jednak faktu, że film Leitcha i Stachelskiego rozpoczyna się… gównianie. I nie mam tu na myśli śmierci żony głównego bohatera, ale kupę sensu stricto. Precyzyjnie rzecz ujmując: kupę Daisy, psa Wicka, którym to został obdarowany przez wspomnianą zmarłą żonę, a którego śmierć stała się przyczynkiem do zemsty. OK, należy przyznać, że Daisy to naprawdę urocza psinka, ale żadne, powtarzam ŻADNE, nawet najsłodsze na świecie zwierzę, nie byłoby w stanie wykonać tak „elegancko” wyglądającego bobka, jak ten ukazany w początkowych scenach Johna Wicka. Ze względu na fakt, że Daisy nie miała zamiaru wypróżnić się podczas zdjęć, Leitch oraz Stachelski zadecydowali, że wydadzą 5 tysięcy dolarów, aby spece od CGI wkomponowali w rosnący na posesji państwa Wicków zielony trawnik psią kupę. Wiecie dlaczego? Bo nie mogli podać zwierzęciu środka przeczyszczającego. Serio? Czy tylko mnie do głowy przychodzi kilka innych sposobów na pozyskanie psiej kupy, która nie przypomina włoskich lodów? Gdyby następnym razem ktoś z was chciał nakręcić film i wydać pięć koła (może być nawet polskich złotych) na podobne drobne sprawy, bardzo proszę o kontakt. Chętnie pomogę.
Oddech generowany komputerowo, czyli „The Social Network” (2010)
David Fincher należy do grona filmowych twórców, którzy dość ochoczo korzystają w swoich produkcjach z CGI. Nie ma w tym oczywiście nic złego, zwłaszcza że większość generowanych komputerowo efektów w dziełach Davida Finchera wygląda nadzwyczaj naturalnie i/lub efektownie. Był jednak w filmografii autora Zaginionej dziewczyny (2014) moment, w którym słynny reżyser przejechał się na użyciu CGI. W jednej ze scen świetnego The Social Network Mark Zuckerberg (Jesse Eisenberg) oraz Eduardo Saverin (Andrew Garfield) wychodzą z imprezy o nazwie „Noc karaibska” na mróz, aby porozmawiać o pomyśle na stronę internetową, która zaoferuje możliwość przeniesienia relacji towarzyskich do sieci. Chociaż Andrew w roli Eduardo trzęsie się z zimna jak galareta, a nawet wspomina, że nie czuje z zimna nóg, Fincher zauważył, że gdyby naprawdę na zewnątrz było zimno, to z ust bohaterów powinna wydobywać się widoczna para. Chociaż godna podziwu jest skrupulatność i uważność autora filmu, który zlecił dodanie rzeczonej pary wodnej w tej scenie specom od komputerowych efektów, to już jej wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Bohaterowie grani przez Eisenberga oraz Garfielda wyglądają bowiem, jakby cały czas wydmuchiwali ze swoich ust nie parę, ale dym. Skoro ostateczny efekt spodobał się Fincherowi, to już taniej wyszłoby pewnie dać aktorom po elektronicznym papierosie.
Komputerowa kastracja, czyli „Tamte dni, tamte noce” (2017)
Skąpane w prażącym słońcu północne Włochy lat 80. XX wieku stanowią w Tamtych dniach, tamtych nocach Guadagnino tło dla jeszcze gorętszego romansu dwóch mężczyzn, Elia (Timothée Chalamet) i Olivera (Armie Hammer). To zmysłowe, odważne, ale jednocześnie niezwykle subtelne dzieło mogło pokazać zbyt wiele, lecz na szczęście Luca Guadagnino miał do dyspozycji fachowców od komputerowych efektów. Już wyjaśniam, w czym rzecz. Otóż w latach 80. XX wieku niezwykle modne latem były wśród mężczyzn bardzo krótkie spodenki. Twórcy Tamtych dni… doskonale o tym wiedzieli, dlatego ubrali swoich bohaterów właśnie w tego typu odzież. Podczas kręcenia scen do filmu okazało się, że nie było to najszczęśliwsze rozwiązanie. Wszystko przez niesforne jądra Hammera, które po prostu wysuwały się przez nogawkę jego króciutkich spodni. W czasie postprodukcji Guadagnino poprosił zespół ludzi od komputerowych efektów, aby wypatrzyli wszystkie te momenty i usunęli wystające jądra aktora. W czasie jednego z wywiadów, Armie Hammer zażartował, że gdy podczas oglądania produkcji uważnie spojrzysz na brzoskwiniowe drzewka, to znajdziesz na nich nie tylko owoce. Tak właśnie ukrywa się w filmach jajka wielkanocne (wiecie, easter EGGS).
Miał pod nosem czarny wąs, czyli „Liga Sprawiedliwości” (2017)
Od premiery Ligi Sprawiedliwości minęło już 6 lat, więc pozwolę sobie przypomnieć wam krótko, z jakimi kłopotami mierzył się ten film. Po opuszczeniu projektu z przyczyn osobistych przez Zacka Snydera Warner Bros. zatrudniło Whedona, aby ów projekt uratował. Jakiś czas po odejściu Snydera nowy reżyser postanowił dokręcić kilka scen z najważniejszymi superbohaterami DC. Problem polegał na tym, że większość z aktorów wcielających się w słynnych herosów miała już inne filmowe zobowiązania. I w ten oto sposób dochodzimy do Henry’ego Cavilla, który w rzeczonym okresie pracował na planie Mission: Impossible – Fallout (2018), a jego bohater musiał nosić wąsa. Finansujące szóstą część M:I studio Paramount nie wyraziło zgody, aby aktor zgolił go na potrzeby Ligi Sprawiedliwości, chociaż podobno Whedon zaoferował im 3 miliony dolarów, które miały pokryć straty spowodowane przerwaniem zdjęć do czasu odrośnięcia włosów u Cavilla. Ciąg nieporozumień, sprzeczek i absurdów doprowadził w końcu do tego, że Joss nakręcił Supermana z wąsem, który miał zostać usunięty z twarzy aktora przy pomocy CGI. Tak też się stało, choć widoczny na ekranie efekt komputerowego golenia był dość dziwaczny. Jestem przekonany, że w kontekście tak słabego filmu, jakim okazał się Liga Sprawiedliwości, wąsaty Superman byłby nie tylko najmniejszym jego kłopotem, ale być może nawet największym sukcesem Whedona.
Chuckesmee, czyli „Saga Zmierzch: Przed świtem. Część 1”
Renesmee była wyjątkowym dzieckiem. Hybrydą wampira oraz człowieka. Postacią, która nigdy nie powinna znaleźć się na świecie, a jednak tak się stało. Miłość Belli Swan (Kristen Stewart) i Edwarda Cullena (Robert Pattinson) wygrała ze wszystkimi przeciwnościami i przeszkodami. Miłość tej dwójki nie robiła sobie nic również z fanów Sagi Zmierzch, którzy musieli oglądać jej świeżo poczęty owoc. Początkowo Renesmee miała być lalką. Zlecono jej stworzenie specowi od animatroniki. Temu coś jednak nie poszło, bo Renesmee wyglądała zbyt upiornie i ważyła tak dużo (ok. 60 kg), że naturalne jej trzymanie na rękach okazało się niemożliwe. Wśród ekipy filmowej lalka otrzymała przezwisko Chuckesmee, co oznaczało, że przypominała hybrydę wampira, człowieka i… laleczki Chucky. Twórcy produkcji uznali, że najlepszym rozwiązaniem będzie stworzenie tej wyjątkowej dziewczynki za pomocą CGI. Efekt prac jest rzeczywiście wyjątkowy, bo skonstruowana za pomocą obrazów generowanych komputerowo Renesmee wygląda, jakby przywiózł ją Cullenom Tom Hanks, jako konduktor Ekspresu polarnego. Nauczony faktem, że filmowe uniwersa łączą się w zaskakujący sposób, nie mogę tego wykluczyć. Na poważnie już jednak zastanawiam się, czy naprawdę nie można było wybrać do tej sceny po prostu nieco starszego niemowlaka?