NA PODŁODZE MONTAŻOWNI. Najdroższe wycięte sceny
Powrót do przyszłości
Każdy kinoman wie zapewne, że w tym kultowym saj-faju z 1985 roku główną gwiazdą był początkowo… Eric Stoltz. Aktor, którego kariera od tego momentu równała już tylko w dół, był Martym McFlyem przez jakieś… pięć tygodni zdjęć. Po tym czasie wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie czuje on tak dobrze tej postaci i nie jest w niej równie zabawny, jak pierwotny kandydat, Michael J. Fox, który w danej chwili zobligowany był kontraktem popularnej serii telewizyjnej Family Ties. Postanowiono więc cały dotychczasowy materiał nakręcić od nowa właśnie z nim, co było możliwe tylko dzięki wcześniejszej kłótni twórców z producentem Sidem Sheinbergem, który mocno obstawał przy kandydaturze Stoltza i ostatecznie musiał przyznać się do błędu. Kosztował go on jakieś dodatkowe dziewięć milionów dzisiejszych dolarów. Gotowe sceny ze Stoltzem zamknięto w sejfie i tylko niewielkie ich skrawki można okazjonalnie zobaczyć w materiałach zza kulis. Wystarczą one jednak, by przyznać twórcom rację.
Superman: Powrót
Tutaj z kolei do kosza powędrował cały prolog filmu, będący w dodatku dość kluczowym jego elementem. W nim to obserwujemy tytułowego herosa po dotarciu do resztek rodzimej planety Krypton, gdzie przez moment buszuje. Trwający blisko sześć minut segment wyjaśnia między innymi, czemu statek Supermana rozbił się na farmie Kentów. Nie pada w nim ani jedno słowo, a tempo jest raczej powolne i bazuje na posępnej atmosferze, co niejako tłumaczy porzucenie go przez włodarzy wytwórni. Koszt tej decyzji szacuje się na około dwanaście milionów zielonych. Efekt możemy podziwiać natomiast w roli dodatku na wydanej w 2011 roku na Blu-Ray antologii przygód Supermana.
World War Z
Podobne wpisy
Kolejna superprodukcja, która jedynie straciła na wycięciu z niej pierwotnych pomysłów – i to nie tylko finansowo. Film Marca Forstera z 2013 roku nie cieszył się bowiem zbyt pochlebnymi opiniami między innymi przez wzgląd na dość nijaki ostatni akt, który w oryginalnym scenariuszu miał być kompletnie inny. I mroczny, czyli raczej niezgodny z polityką wielkich wytwórni filmowych. W nim to przygoda Brada Pitta kończyła się w… Rosji, gdzie nasz bohater dołącza do wybijającej zombiaki armii, podczas gdy jego urocza żonka prostytuuje się w zamian za wikt i opierunek dla całej rodzinki. Ich związek uległ zresztą rozpadowi. Nie brakuje w tym wszystkim oczywiście epickich walk z hordami wroga, ale czytając podobny opis, można się zastanawiać, jak u licha w ogóle dostał on zielone światło? Jak by nie było, cały finał wycięto i nakręcono od nowa, w oparciu o bardziej przyjazne widowni zakończenie pióra Damona Lindelofa i Drew Goddarda. Kosztowało to studio, bagatela, dwadzieścia pięć milionów dolców, co czyni go bodaj najdroższym w historii odrzuconym segmentem. Do tej pory nie ujrzał on zresztą światła dziennego.
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie
Dla iks-człeków część przeszłości została z łatwością wymazana przez studio Foxa. Tak powstał słynny już Rogue Cut, w którym – jak zdradza nazwa – prym wiedzie postać Anny Paquin, a nie, jak ma to miejsce w wersji kinowej, Ellen Page. Zdolności tej drugiej były zresztą szeroko komentowane tuż po premierze, co, jak widać, miało swoje uzasadnienie. Różnica pomiędzy obiema wersjami filmu to jakieś siedemnaście minut, które skupiają się głównie na innej interakcji pomiędzy postaciami, a które ostatecznie wypuszczono na domowy rynek ku uciesze fanów. Paquin za swój pierwotnie wycięty występ, który zresztą bardzo czule wspomina, dostała blisko trzy miliony na „drobne” wydatki. A koszt całego poprawiania zamyka się w dwudziestu dwóch milionach dolarów. Na dokrętki poświęcono dwa tygodnie, podczas gdy sceny z Rogue zajęły twórcom… pięć dni. Hollywood…
Wszystko to razem kosztowało w zaokrągleniu siedemdziesiąt siedem baniek, czyli mniej więcej tyle, co jeden film o niemałym rozmachu. Wniosek: kino to prawdziwa loteria, nie dajcie się wkręcić!
korekta: Kornelia Farynowska