search
REKLAMA
Zestawienie

Miłość w czasach posthumanizmu. Związki LUDZI i MASZYN w filmach SCIENCE FICTION

Dominika Nowicka

4 kwietnia 2020

REKLAMA

Solaris, reż. Andriej Tarkowski (1971) i Solaris, reż. Steven Soderbergh (2002)

Radziecka i amerykańska adaptacja słynnej powieści Stanisława Lema to doskonałe przykłady miłości człowieka z istotą nie-ludzką. Choć żeński wytwór wysoko rozwiniętej mazi oceanicznej do złudzenia przypomina zmarłą żonę Kelvina, to jednak nadal pozostaje wyłącznie sztucznym fantomem. Izolacja zamkniętej stacji kosmicznej sprzyja uleganiu kuszeniom cybernetycznej istoty. Każdy z filmów daje nieco inną odpowiedź na pytanie, czy prawdziwa miłość w takim przypadku jest możliwa. Jednak im bardziej ludzkim odczuwaniem wykaże się Hari/Rheya, tym większa będzie na to szansa. Wydaje się więc, że twórcy filmowi sprowadzają możliwość tego rodzaju miłości międzygatunkowej do przypadków wyłącznie wysoce antropocentrycznych istot.

Ona, reż. Spike Jonze (2013)

Na podstawie tysięcy reakcji, emocji i zachowań ludzkich powstał też tytułowy system operacyjny – Samantha. Ta błyskotliwa sztuczna inteligencja o rozbrajającej barwie głosu z charakteru wydaje się wymarzoną partnerką dla będącego w trakcie bolesnego rozwodu głównego bohatera. Defektem, który stanowi największą przeszkodę w miłości mężczyzny z systemem, jest bezcielesność cybernetycznej kobiety. Twórcy filmowi prezentują jednak rozmaite oblicza, jakie może przybierać miłość emocjonalno-intelektualna z istotą choć pozbawioną fizyczności, to obdarzoną niemalże bezkresnym intelektem. Ta opowieść zachwyca zrozumieniem i świadomością, jakimi wykazują się twórcy, przybierając perspektywę sztucznej inteligencji. To jak dotąd najbardziej udana próba wyjścia poza antropocentryczne postrzeganie w obrazowaniu nie-ludzkiej istoty. W końcu nie tylko człowiek potrafi prawdziwie kochać!

Blade Runner 2049, reż. Denis Villeneuve (2017)

Kontynuacja kultowego Łowcy androidów z lat 80. w stopniowaniu sztuczności nie-ludzkich istot idzie o krok dalej niż część pierwsza. Otóż oprócz replikantów pojawia się również system, który ma służyć użytkownikom pomocą w codziennych czynnościach: jako hologramowa gosposia, przyjaciółka oraz często także ktoś więcej… Nie bez przyczyny ta istota, mająca za zadanie spełniać prozaiczne zachcianki oraz dawać przyjemność swoim użytkownikom, ma na imię Joi. Bohater grany przez Ryana Goslinga, choć sam jest replikantem, to na ekranie wykazuje się na tyle ludzkimi odczuciami oraz empatycznym zachowaniem, że widzowie odbierają go niemal jako człowieka. Jedną z najciekawszych estetycznie scen w Blade Runnerze 2049 jest ta, w której prostytutka użycza swojego ciała hologramowi ukochanej K, by pomiędzy zakochanymi mogło dojść do zbliżenia. Cybernetyczną pustkę wypełnia zatem dosłownie ludzkie ciało. Próba podobnego rodzaju trójkąta miłosnego znalazła się również w wyżej wymienionym przeze mnie filmie Ona Spike’a Jonze’a.

Ex Machina, reż. Alex Garland (2015)

Twórcy Ex Machiny również serwują widzom nietypową mieszankę ludzko-mechaniczną, ponieważ wydaje się, że główni bohaterowie uwikłani w romantyczną relację są dość wyszukani. On – utalentowany programista, a więc osoba obdarzona wyjątkowo „mechanicznym” umysłem, jeśli można to tak nazwać, zaś ona – fembot o nadzwyczaj ludzkich cechach, tak wiernie odwzorowanych, że trudno byłoby wskazać nieludzkie aspekty jej psychiki. Wydaje się zatem, że postaci, choć są przedstawicielami innych „gatunków”, to jednak zostały maksymalnie do siebie dopasowane, jakby każda z nich zawierała pierwiastek tej drugiej. Czy takie dopasowanie sprawi, że zrodzi się pomiędzy nimi prawdziwe uczucie, czy wręcz przeciwnie – raczej to przeciwieństwa się przyciągają?

Czarne lustro, odc. Zaraz wracam, reż. Owen Harris (2013)

Ostatnią już w moim zestawieniu produkcją, w której pojawia się wątek miłości ludzi i „maszyn”, będzie pierwszy odcinek drugiego sezonu serialu Czarne lustro. Tak, wiem, że miały być filmy science fiction, ale poszczególne odcinki tego serialu Netflixa są na tyle samodzielne, że można je spokojnie traktować jako osobne średnie metraże. Tak więc w Zaraz wracam pojawia się koncept, który chwyta za serce zwłaszcza tych widzów, którzy na zawsze stracili kogoś bliskiego. Pogrążona w żałobie po utracie partnera bohaterka decyduje się na cybernetyczne wskrzeszenie zmarłego. Czego nie robi się z miłości, prawda? Jednak jej nowy ukochany jest jedynie symulacją tego dawnego – zlepioną z jego prywatnej korespondencji, zarejestrowanego głosu oraz dostępnych informacji. Czy tak wierną kopię da się pokochać i czy będzie ona w stanie świadomie odwzajemnić nasze uczucia? Ci, którzy znają charakter serialu, mogą się domyślać, jak to się skończy, choć tak czarny scenariusz miłosny trudno jest przewidzieć…

Chociaż kostium technologiczny, w jaki twórcy filmowi ubierają swoje postaci, stwarza pewną ułudę próby wyjścia poza antropocentryczną perspektywę, to w gruncie rzeczy raczej w większości przypadków nadal w niej tkwimy. Chyba najpierw powinniśmy nauczyć się kochać samych siebie, żeby darzyć uczuciem istoty innego gatunku niż nasz…

REKLAMA