„Lubisz straszne filmy?” Ranking WSZYSTKICH filmów z serii KRZYK
Seria Krzyk to jedna z najsłynniejszych serii w historii horroru. Ktoś ma wątpliwości? Swoją wyjątkowość zawdzięcza temu, iż posiada jedną, spójną, acz powtarzalną fabułę, jednych i tych samych bohaterów, do których co rusz wracamy, prezentując przy tym naprawdę wyrównaną jakość realizacji. Ponadto w sposób bardzo interesujący porusza problematykę genezy przemocy. Za sprawą styczniowej premiery kolejnego filmu mamy już do czynienia z pięcioma produkcjami kinowymi (i jednym serialem telewizyjnym, nieuwzględnionym jednak w tym rankingu). Każdy z tych tworów zdołał zaskoczyć nas czymś oryginalnym, każdy dołożył swoją cegiełkę do budowania legendy Ghostface’a. Zobaczcie, jak wypada cała seria, zaczynając od względnie najgorszej i docierając do najlepszej – według mnie – odsłony.
Przeczytaj także o pięciu elementach, za które kochamy serię Krzyk TUTAJ, a także o 25-letniej historii serii TUTAJ.
Krzyk 3
Co tu dużo mówić – Krzyk 3 to bodaj najbardziej absurdalna część opisywanej horrorowej serii. Serii, która, bądźmy szczerzy, i tak niejednokrotnie odrywała się od rzeczywistości. Szczególnie wówczas, gdy w mordercę, po założeniu maski Ghostface’a, wchodziły jakby nadludzkie siły, nawet jeśli był wiotką nastolatką. Tutaj sytuację z prawidłowym wskazaniem, kto tym razem zabija, mocno utrudnia fakt, iż morderca wyposażony jest w urządzenie imitujące głos dowolnej osoby. Trochę powiało tu science fiction, przypomniał mi się Terminator. To nie jest jednak tak, że Krzyk 3 to jakieś totalne dno tej serii, bo tak nie jest. To film, który ogląda się względnie bezboleśnie, zawiera kilka ciekawych elementów, jak choćby metakomunikat tyczący się nie tyle horrorów, ile całej produkcji filmowej. Kilka akcji zresztą rozgrywa się w studiu lub na planie filmu, nawiązującego – a jakże – do wydarzeń z Woodsboro. Na minus zaliczam jednak wspomniane odloty związane z „fizyką” świata przedstawionego, ale także wstawki rodem z filmów o nawiedzonych domach, z racji snów głównej bohaterki, w których jej matka pojawia się jako duch. Niemniej finał Krzyku 3 wydał mi się o wiele bardziej interesujący od sztampy z Krzyku 2, główny przeciwnik także pozostaje w gronie tych najciekawszych. Trójka po prostu ma gorsze i lepsze pomysły, ale niestety, zawiera ona jednocześnie najwięcej idiotyzmów.
Krzyk 2
Po sukcesie Krzyku twórcy długo nie czekali, by dać widowni część drugą. Postanowili jednak pójść po linii najmniejszego oporu. Jeśli przypatrzymy się każdej kolejnej części serii, to da się zauważyć, że posiadają one jakieś wyróżniki, coś, co odróżnia akurat tę część od reszty. Z dwójką jest jednak tak, że jest to najbardziej bezpłciowa odsłona serii. Rozgrywa się w najbardziej przewidywalny sposób, odbębnia poszczególne punkty części pierwszej, zwiększając jedynie ich wymiar. Wszystko jest tu letnie, bez wyrazu i charakteru. Moja ulubiona scena? Szczerze powiedziawszy, chyba najlepiej zapamiętałem tę bardzo charakterystyczną sekwencję w teatrze, podczas próby z udziałem Sidney. Choć to, wydawać by się mogło, scena zapychacz. I to byłoby tyle z ciekawych momentów tej odsłony, cała reszta to klisza na kliszy. Nie mówię, że to źle, ale w ogólnym rozrachunku właśnie przez swoją bezpieczną formułę dwójka jest częścią, do której chce mi się po latach wracać najrzadziej. A to o czymś świadczy. Czarę goryczy przelewa najgorszy, najbardziej sztampowy finał w całej serii. Kompletnie nie uwierzyłem w tego mordercę.
Krzyk (2022)
Naprawdę bardzo chciałem polubić tę część, ale nie dało się. Niby wszystko na papierze się zgadza. To kolejna odsłona mocno odwołująca się do pierwszej części, wręcz na swój sposób jej hołdująca. Zastanawia mnie jednak, jak długo w tej serii trwać będzie stawianie pierwszego Krzyku za wzór, bo robi się to monotematyczne. Tym razem jednak, prócz starych bohaterów, mamy do czynienia z nowymi – grupką mało sympatycznych gówniarzy, którym wydaje się, że pozjadali wszystkie rozumy. Scenariuszowo było to oczywiście posunięcie słuszne, by w końcu, po tylu latach, zrobić miejsce dla nowych postaci, które mogą tę serię pociągnąć dalej. Ja jednak nie polubiłem ani Melissy Barrery, ani jej kolegów i koleżanek. Jest to jednak część zdecydowanie lepsza od – ulokowanej na końcu rankingu – części trzeciej i wyraźnie lepsza od – często niesłusznie wychwalanej – części drugiej. Bo mimo wszystko dużo tu innowacyjności, stylistycznie to też chyba jedna z najmroczniejszych odsłon. Zaskakująco wypada także fakt, że choć jest to pierwsza odsłona, pod którą nie podpisał się osobiście Wes Craven, to jednak reżysersko wypada bardzo sprawnie. To nie jest zły powrót po latach, tylko powrót, któremu odrobinę zabrakło, bym poczuł się w pełni usatysfakcjonowany. Ale życzyłbym sobie, by sequele innych horrorów wyglądały tak przyzwoicie.
Krzyk 4
Czwarta część, nakręcona po latach (po dekadzie przerwy), pomyślana została jako nowe otwarcie, swoisty reboot. Udało się, i to z nawiązką. Chyba nikt nie spodziewał się, że ten powrót będzie tak udany, tak odświeżający. Udało się po raz ostatni namówić na udział w projekcie Wesa Cravena, zebrano dobrze znaną ekipę aktorów i bez kompleksów, z dużą pewnością, bardzo swobodnie poprowadzono fabułę czwartej odsłony horrorowej serii, tak jakby robiło to dziecko rutynowo składające klocki. Niby autotematyczność już wcześniej była prezentowana, ale teraz ma ona jeszcze dosadniejszy wymiar. Scena otwierająca film jest tego najlepszą wizytówką. Jeśli chodzi zaś o rozwiązanie – niby kobieta już wcześniej chwytała za nóż, ale tym razem udało się nas autentycznie zaskoczyć motywacjami głównego mordercy. Sporo tych zaskoczeń jak na film oparty de facto na wciąż tej samej formule. Trzecia część chciała być oryginalna, ale momentami wychodziła z tego karykatura. Z kolei piąta część oryginalna jest, nie przeczę, ale nadal grzęźnie w pułapce schematów filmu z 1996 roku, oferując przy tym mało pociągających bohaterów. Natomiast w czwartej czuć po prostu polot i dobrą zabawę materiałem, który dobrze znamy, wprowadza przy tym bohaterów, do których po latach wciąż coś czujemy.
Krzyk
Nie dało się ustawić tego zestawienia tak, by numerem jeden był inny tytuł. To po prostu było idealne otwarcie nowego formatu. Wes Craven wraz ze scenarzystą Kevinem Williamsonem szukali w latach 90. sposobu na to, by odświeżyć gatunek horroru. Szukali i znaleźli. Krzyk powstał więc jako autotematyczna, w pełni przemyślana kompozycja, mająca na celu komentowanie różnorakich zagrywek stosowanych w kinie grozy. Zagrywek, które uległy wyraźnemu wyświechtaniu w poprzedniej dekadzie. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ sugerował duży dystans ze strony twórców do prezentowanej historii i stosowanych narzędzi grozy. Tego najwyraźniej oczekiwała też widownia. Krzyk, pomiędzy komentowaniem gatunkowych schematów (dodajmy, z dużym przymrużeniem oka), miał też do zaoferowania, a jakże, sporo krwi, strachu i przemocy. Wszystko więc działało jak należy. Dobrym wyborem okazała się także maska mordercy, nawiązująca do słynnego obrazu Edvarda Muncha, oraz idea, jakoby za każdym razem, w nowej odsłonie, w skórę oprawcy wchodziła zupełnie nowa osoba. To właśnie dlatego główna bohaterka, tzw. final girl, ma tak wielki problem z poradzeniem sobie z tymi traumatycznymi przeżyciami – bo przeraża ją fakt, że zabijać może ktoś z jej bliskiego otoczenia; że zabijanie jest tak cholernie proste.