Powrót
W czasie, gdy na ekranach multipleksów króluje superbohaterskie mordobicie wszech czasów, które najchętniej oglądamy przez plastikowe okulary 3D, chciałbym zaproponować czytelnikom film.org.pl subtelną alternatywę, wskazać przeciwny biegun kwietniowego repertuaru, najczęściej małych kin studyjnych. Mowa o niezwykłym debiucie, bo szalenie dojrzałym, stworzonym przez trzydziestodwulatka Simona Stone’a. Jego Powrót jest luźną wariacją na temat najbardziej znanego dramatu Henryka Ibsena – Dzikiej kaczki.
Stone, również autor scenariusza, przenosi Kaczkę w czasy współczesne, akcję osadzając na bliżej nieokreślonej australijskiej prowincji. Co prawda zmienia imiona większości dramatis personae, jednak łączące ich relacje pozostawia bez większych poprawek. Rzecz opowiada o losach dwóch rodzin (z dzieła norweskiego dramaturga znanych jako Werle’owie i Ekdalowie), które łączy głęboko skrywana tajemnica z przeszłości. Osią fabuły stanie się próba odpowiedzi na pytanie, czy w imię bezwarunkowej prawdy owa niszczycielska tajemnica winna zostać ujawniona.
Mimo ponad stuletniej przerwy dzielącej film Stone’a od pojawienia się tekstu Ibsena, reżyser potrafi umiejętnie i bez ujmy dla pierwowzoru – co jest zapewne wypadkową talentu filmowca i ponadczasowości utworu – przepisać znanych nam bohaterów tak, abyśmy ich polubili i utożsamili się z ich problemami oraz konfliktami. Hedvig (Odessa Young) to dojrzewająca nastolatka szukająca własnej tożsamości. Jej kochający ojciec – Oliver, ibsenowski Hialmar (Ewen Leslie) – uważa się za szczęściarza, choć wiemy, że owo szczęście warunkuje kłamstwo, w którym mężczyzna żyje od kilkunastu lat. Jest też fascynująca postać Christiana – fałszywego idealisty, bojownika prawdy za wszelką cenę, który niszczy spokój przyjaciela, wierząc, że robi to dla jego dobra.
Jeśli reżyser zmienia coś drastycznie względem pierwowzoru, będzie to sytuacja wyjściowa. W filmie Stone’a Christian (Paul Schneider) wraca po latach do rodzinnego domu na ślub starego ojca (w tej roli Geoffrey Rush) i jego byłej gosposi (Anna Torv). W tekście literackim natomiast młody Werle wraca do domu na wezwanie ojca, jak się okazuje, w interesach, a kwestia ślubu ma dla historii znaczenie drugo-, a nawet trzeciorzędne. Stone, przesuwając akcenty i czyniąc ślubną ceremonię Henry’ego i Anny fabularnym punktem wyjścia, niejako przekłada Ibsena na język kina. Staje się tak za sprawą stworzenia nadrzędnej analogii (środka naturalnie filmowego ze względu na wpisaną w niego skrótowość): w stanowiącym centralne wydarzenie rytuale ślubnym niczym w zwierciadle odbijają się pomniejsze rytuały przejścia innych bohaterów, będące nieodłącznym elementem poetyki filmów o powrotach i konfrontacjach z przeszłością (takich jak Powrót do Garden State Zacha Braffa albo, przykład z naszego podwórka, Erratum Marka Lechkiego).
Oprócz powyższego jednak film Australijczyka stanowi – mimo zmian realiów historyczno-obyczajowych – odczytanie dramatu Ibsena w gruncie rzeczy kanoniczne, podkreślające jego wspomniany ponadczasowy potencjał. Nie jest świeżym spojrzeniem, reinterpretacją. Dlatego ciągle zastanawiam się, co skłoniło debiutującego reżysera do sięgnięcia po klasykę wagi Dzikiej kaczki. Pewność materiału? A może po prostu miłość do teatru, z którego reżyser się wywodzi? Jeśli tak, pogratulować należy debiutantowi swobody, z jaką obchodzi się z materią filmu, bierze ją w swoje posiadanie i wkracza na nowe dla siebie terytoria artystyczne. Powrót bowiem, mimo kameralnej konwencji, jest opowieścią niezwykle filmową, w której wykorzystano możliwości medium w sposób świadomy, jednocześnie bardzo subtelny. Najwięcej radości sprawił mi sposób, w jaki u Stone’a sfery dźwięku i obrazu nakładają się na siebie wzajemnie i rozchodzą w swobodnie kontrolowanym montażu. Słuchamy dialogu dwóch postaci, by za chwilę zdać sobie sprawę, że to, co widzimy – mimika i ułożenie ust rozmawiających bohaterów – nie pokrywa się ze słowami, dobiegającymi zza kadru. Możemy skupić się w ten sposób na doskonałej grze aktorskiej w podwójnym wydaniu: niemym i zwerbalizowanym, bawiąc się nietuzinkową formalną polifonią, proponowaną konsekwentnie przez reżysera.
To niezwykle krzepiące, że mimo przeszło wieku istnienia Dzikiej kaczki historia Werle’ów i Ekdalów nadal może być opowiadana w prawdziwie wzruszający sposób (nawet bez większych ingerencji w utwór Norwega), tak jak robi to Simon Stone. Powrót jest dziełem pięknie wzbogacającym historię inscenizacji i adaptacji Dzikiej kaczki, a zarazem przejmującym dramatem rodzinnym, chwytającym za gardło, łamiącym serce i na swój sposób oczyszczającym. Do obejrzenia niekoniecznie z wiedzą, że istniał ktoś taki jak Henryk Ibsen.
korekta: Kornelia Farynowska