search
REKLAMA
Ranking

KSIĘŻYC W FILMACH. Magia Srebrnego Globu

Jacek Lubiński

30 stycznia 2018

REKLAMA

Na srebrnym globie

Najsłynniejszy przykład znad Wisły (poza, ma się rozumieć, O dwóch takich, co ukradli Księżyc), choć głównie za sprawą olbrzymich problemów produkcyjnych filmu Andrzeja Żuławskiego aniżeli jego lunarnej wizji. Tutaj Księżyc – ponownie akcja dzieje się po jego ciemnej stronie – to niczym nieustępujący Ziemi kawałek… ziemi, z powietrzem, wodą i pustynnymi wydmami (co dziwić nie powinno, wszak zdjęcia kręcono między innymi nad Bałtykiem). No i z prymitywną cywilizacją skąpaną w srebrzystej, niebieskawej atmosferze. Niezbyt to zatem naukowe, ale jakże sugestywne, niepodważalnie klimatyczne.


Odliczanie

W 1967 roku także i Robert Altman zwrócił swoje oczy ku niebu, dając światu bardzo przekonujące, choć też nieco naciągane wyobrażenie podboju srebrnego globu. U Altmana Rosjanie są bliżsi wysłania tam pierwszego człowieka, zatem Amerykanie zmuszeni są wyciągnąć asa z rękawa – Projekt Pielgrzym (taki jest właśnie tytuł książki, na kanwie której film powstał). Zakłada on podróż astronauty w jedną stronę, gdzie po lądowaniu spędzi kilka miesięcy w wystrzelonej wcześniej kapsule w oczekiwaniu na akcję ratunkową. W rzeczywistości, jak wiemy, losy podobnych misji potoczyły się inaczej, ale nie odejmuje to tej produkcji punktów za wiarygodność. Tutaj Księżyc to wszak miejsce puste, nieprzyjemne, gdzie bez odpowiedniego przygotowania i/lub w razie wpadki czeka nas jedynie śmierć. Szczęśliwie nie jest to jednoznacznie pesymistyczna wizja.


Podróż na Księżyc

Klasyka klasyki. Georges Méliès zaproponował rewolucyjną jak na początki kina wyprawę prostacką rakietą na… żyjący Księżyc (którego lico należy do samego reżysera). Naukowcy zaliczają strzał w dziesiątkę, lądując w oku naszego satelity, po czym wśród wyjątkowo egzotycznych nawet jak na amazońską dżunglę krajobrazów spotykają agresywną rasę obcych. Wszystko to w przeciągu zaledwie kilkunastu minut seansu. Ambicji z obecnej perspektywy nie ma w tym wiele, za to zabawy, fantazji i tak zwanej magii kina całe mnóstwo.


Przygody Barona Münchausena

Pozostajemy w duchu fantastycznych księżycowych światów, które u Terry’ego Gilliama przybierają formę królestwa rządzonego przez istoty o odczepianych, latających głowach (sic!). W tym filmie na Księżyc dostać się można balonem, na jego piaszczystej powierzchni idzie poruszać się żaglowcem i generalnie jest to całkiem sympatyczne miejsce, pełne oryginalnych budowli oraz nietuzinkowych postaci. Wizja zaczerpnięta wprost z kart powieści Rudolfa Ericha Raspe’a nie była pierwszą w kinie, ale z całą pewnością pozostaje, nie tylko pod tym względem, najfajniejszą.


Wehikuł czasu
(2002)

W remake’u klasyka z 1960 roku Księżyc pełni niewielką, epizodyczną wręcz rolę. Ale kto wie, czy nie jest ona jedną z najbardziej zapadających w pamięć z pośród innych jego kinowych prezentacji. Tutaj bowiem widzimy go w… kawałkach, jak rozpada się na naszych oczach tuż po tym, gdy koloniści doprowadzili do technologicznego incydentu, w rezultacie którego upada cała nasza cywilizacja. Podobny widok wykorzystano także w Niepamięci, gdzie rozpad satelity – tym razem zniszczonego przez obcych najeźdźców – odniósł podobne skutki. Trzeba przyznać, że takie obrazki pozwalają bardziej docenić nasze „srebrne złoto”.


Bonus:

Wallace i Gromit: Podróż na Księżyc

Na sam koniec sympatyczna krótkometrażówka Nicka Parka, który tym samym zaprezentował nam swoich kultowych bohaterów z plasteliny – Wallace’a i jego psa Gromita. W humorystycznym nawiązaniu do klasyki Mélièsa, lecą oni własnoręcznie zbudowaną rakietą na zrobiony z sera Księżyc po to, aby… urządzić sobie piknik (Wallace jest wielbicielem krakersów, a te najlepiej wchodzą z serem właśnie). Na miejscu spotykają… myślący piekarnik, który marzy o narciarskich sukcesach. Urocze.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA