Książka a film #10 – DZIECKO ROSEMARY
Rzadko spotyka się ekranizację tak zgodną z książkowym pierwowzorem. Od fabuły przez dialogi po kolor szlafroka głównej bohaterki. A mimo to powieść Iry Levina nie robi nawet w połowie takiego wrażenia, jak jej filmowa adaptacja w reżyserii Romana Polańskiego. Książce brakuje tajemniczości i nastroju, który udało się zbudować twórcom filmu. Dziecko Rosemary to fenomen, który zdarza się nieczęsto, ale jednak zdarza. Rewelacyjny film na podstawie przeciętnej książki. Gdyby nie obraz Polańskiego, prawdopodobnie nikt nie czytałby już dziś powieści Levina.
Artykuł zawiera spoilery, zdradza elementy fabuły i zakończenia filmu oraz książki.
Powieściowy pierwowzór
Jakieś piętnaście lat temu jako nastolatka wytrwale polowałam na powieść Iry Levina. Legendarna książka o satanizmie, która stała się podstawą scenariusza filmowego jednego z horrorów wszech czasów. Muszę przeczytać! Kiedy już wpadła mi w ręce, byłam pewna, że czeka mnie wyjątkowe lekturowe doświadczenie. Sromotnie się rozczarowałam.
A tak wspominał pierwszy kontakt z powieścią Levina Roman Polański:
Tytuł brzmiał “Dziecko Rosemary”. Moja reakcja po przeczytaniu pierwszych stron była taka: Hej, co to jest? Jakaś opera mydlana?
Ira Levin to autor, który odniósł względny sukces właśnie dzięki kinu. Fakt, Dziecko Rosemary jest jedną z najpopularniejszych powieści grozy, ale czy to znaczy, że książka jest dobra? Jest ciekawa, ma intrygującą tematykę, ale jest słaba. Bo Levin słabo pisał. Zatrważająco ubogie słownictwo, masa powtórzeń i absolutny brak finezji, słowem, liche pisarstwo. Inne płody Levina, takie jak Sliver czy Żony ze Stepford, są idealnym argumentem dla tezy, że nowojorczyk miał oryginalne pomysły, ale nie umiał dobrze pisać. Obie wyżej wymienione powieści również zekranizowano, ale bez większych sukcesów. Natomiast filmowa wersja Dziecka Rosemary w reżyserii Romana Polańskiego unieśmiertelniła jedną z siedmiu książek Levina.
W Dziecku Rosemary przeczytamy:
Miał zwyczaj pisać dwie książki naraz, przechodząc do drugiej, gdy mu coś nie szło przy pierwszej, i wracając do pierwszej, gdy mu coś nie szło przy drugiej.
Słowa te odnoszą się do Hutcha, autora powieści przygodowych i przyjaciela Rosemary. Można odnieść wrażenie, że pisarz sam stosował tę metodę, dlatego jego powieści są tak niedopracowane…
Kolebka zła
Bramford. Stara kamienica, w której znacznie częściej niż w innych miejscach dochodzi do zbrodni i samobójstw. Czy to złe miejsce? Piekło na ziemi, kolebka szatana? Mieszkali tu zbrodniarze, kanibale i sataniści. Obecnie lokatorami Bramford są głównie ludzie w podeszłym wieku. Dopóki nie pojawia się świeża krew… Do jednego z apartamentów wprowadza się młode małżeństwo. Guy jest początkującym aktorem, a jego żona… żoną i przyszłą matką jego dzieci. I tutaj pojawia się pierwsza znacząca różnica między portretem Rosemary Woodhouse pióra Levina i obiektywu Polańskiego. Powieściowa Rosemary jest wykształcona i do pewnego stopnia samodzielna. Ukończyła kurs filozofii na Uniwersytecie Nowojorskim i pracowała dla CBS, interesowała się sztuką i kulturą, robiła kurs rzeźby (to wszystko głównie za namową Hutcha, ale jednak). Gdy w jej małżeństwie zaczyna się gorzej dziać, myśli o porzuceniu roli kury domowej i powrocie do pracy. Tymczasem filmowa Rosemary ma tylko jedną ambicję, urodzić troje dzieci. Jest idealną żoną. Czeka na męża z gotowym posiłkiem, urządza wnętrza nowego lokum, buduje gniazdo i szykuje się do roli matki. Wychowana w katolickiej rodzinie dwudziestokilkulatka nie widzi w tym nic złego, przeciwnie, uważa za naturalne. Taka uproszczona charakterystyka Rosemary paradoksalnie daje Polańskiemu większe pole do popisu. Dzięki temu filmowa historia jest bardziej wieloznaczna i niepokojąca od powieściowego oryginału.