GRA W OPĘTANIE. Kolacja wigilijna z demonem
Gdy mowa o świątecznych horrorach, przychodzi na myśl przede wszystkim kanadyjska produkcja Czarne święta (Black Christmas, 1974) Boba Clarka. I niespełna 50 lat później w Kanadzie powstaje kolejna brutalna opowieść, która nadaje się do oglądania zarówno w Halloween, jak i Boże Narodzenie. Gra w opętanie (The Sacrifice Game) w reżyserii Jennifer Wexler została nakręcona w opactwie Oka w Quebecu z akcją osadzoną w latach 70. w żeńskim internacie. Scenarzyści Sean Redlitz i Jenn Wexler wymieszali tu motywy home invasion i satanistycznego horroru, łącząc je z lękami i obsesjami lat 70. XX wieku.
Mimo iż za produkcję odpowiedzialni są w dużej mierze Kanadyjczycy, to jednak ukazany w filmie klimat lat 70. przypomina to, co przeżywały Stany Zjednoczone Ameryki. Z jednej strony pokłosie wyniszczającej psychicznie wojny w Wietnamie, z drugiej – działania „Rodziny” Charlesa Mansona, które sprawiły, że w czterech ścianach domu człowiek przestał się czuć bezpiecznie. Główną bohaterką opowieści jest Samantha (Madison Baines), uczennica szkoły Blackvale. Gdy na święta 1971 roku jej koleżanki wyjeżdżają do rodziny, ona musi spędzić Boże Narodzenie w budynku szkoły wraz z nauczycielką Rose (Chloë Levine) i rówieśniczką Clarą (Georgia Acken). W tym czasie w okolicy ma miejsce seria rytualnych morderstw dokonywanych przez czwórkę zwyrodnialców, w tym jedną kobietę: Maisie (Olivia Scott Welch). Wkrótce do drzwi szkoły Blackvale ktoś zapuka, ale zamiast świętego Mikołaja będzie to czterech zbłąkanych wędrowców…
Fabuła oparta jest na jednym zaskakującym zwrocie akcji, który odwraca sytuację o 180 stopni. Dlatego niełatwo pisać o filmie w taki sposób, by nie zdradzić za wiele. Skupię się więc na innych aspektach filmu. Technicznie jest to zgrabnie opowiedziana produkcja bliższa stylu hollywoodzkiego niż obskurnego horroru klasy B, co może być dla jednych wadą, dla innych zaletą. Nie brakuje scen, które powodują dyskomfort, nie są przyjemne do oglądania, polegają na psychicznym dręczeniu bohaterek, które zdążyły zdobyć sympatię widza. Ale z uwagi też na to, że na pierwszym planie mamy dwie dziewczyny w wieku mniej więcej 14 lat, to całość może sprawiać wrażenie zbyt ugrzecznionej, pozbawionej szaleństwa, jakie cechowało niskobudżetowy horror lat siedemdziesiątych.
Do najważniejszych atutów filmu zaliczyłbym aktorstwo ze szczególnym wskazaniem na Georgię Acken wcielającą się w postać Clary. Nie miała wcześniej żadnej roli filmowej, występowała w teatrze muzycznym w Vancouver, a do omawianej produkcji trafiła przez pokonanie licznych kandydatek biorących udział w castingu. Odtwórcy ról satanistów także odegrali swoje role bez zarzutu i każdy z tej czwórki zapada w pamięć. Sama autorka przyznała, że postać Douga (Laurent Pitre) jest inspirowana Steve’em Buscemim ze Wściekłych psów, natomiast Grant (Derek Johns) ma przywodzić na myśl Vincenta D’Onofrio z Full Metal Jacket. Ten ostatni posłużył do wprowadzenia wątku postwietnamskiej traumy i traktowania żołnierzy jak mięsa armatniego, bezdusznych maszyn do zabijania, najbardziej narażonych na śmierć.
Jedyna kobieta w zespole: Maisie (Olivia Scott Welch) też radzi sobie świetnie, przejmując czasem pałeczkę lidera. Była niegdyś uczennicą Blackvale i w tej placówce poznała tajemnice okultyzmu, które postanowiła wprowadzić w życie. Liderem sekty jest jednak Jude, w którego wcielił się Mena Massoud, aktor znany dotychczas głównie z roli Aladyna w filmie Guya Ritchiego tutaj pokazał się jako psychopata. Jest w tej roli karykaturalny, ale to raczej uzasadniony zabieg – autorzy filmu na jego przykładzie wyśmiewają postawę polegającą na tym, że złoczyńcy składający hołd Szatanowi wierzą, że zostaną wynagrodzeni. Dlaczego demon zła miałby kogokolwiek nagradzać, skoro Piekło ze swej natury jest miejscem dla potępionych dusz, gdzie panują wieczny strach i udręka?
Gra w opętanie miała polską premierę podczas Splat!FilmFest i za sprawą Monolith Films będzie rozpowszechniana w Polsce w okresie świąt Bożego Narodzenia. W związku z powyższym film trafił do naszego kraju w idealny moment, najpierw na Halloween, potem na Gwiazdkę. Wbrew polskiemu tytułowi nie są to kolejne popłuczyny po Egzorcyście (1973) Williama Friedkina, chociaż zapożyczenia z tego klasycznego dzieła można tu z pewnością odnaleźć. Oprócz wspomnianego kanadyjskiego filmu grozy Czarne święta (1974), można tu dostrzec wpływy europejskich horrorów z lat 70., takich jak francuski Don’t Deliver Us from Evil (1971) Joëla Sérii czy np. włoska Suspiria (1977) Dario Argento. Autorka przyznała również, że jako nastolatka czytała Helter Skelter. Prawdziwą historię morderstw, które wstrząsnęły Hollywood (1974; Vincent Bugliosi & Curt Gentry). Film, który ostatecznie wyszedł spod ręki Jennifer Wexler, zaliczam do udanych współczesnych horrorów. Twórczyni filmu sprytnie bawi się kliszami gatunku, zręcznie budując nastrój i dobrze radząc sobie z utrzymaniem widza w stanie niepewności do samego końca.