Zapewne minie kilka dobrych lat, zanim Warner Bros. zdecyduje się na zekranizowanie przygód Harry’ego Pottera jeszcze raz, szczególnie biorąc pod uwagę próbę przedłużenia żywotności czarodziejskiego świata J.K. Rowling poprzez filmy z cyklu Fantastyczne zwierzęta. Szkoda, bo seria z Danielem Radcliffe’em w roli tytułowej ma na sumieniu wiele grzechów, spośród których najpoważniejszym jest złe rozstawienie wątków i istotnych fabularnie elementów, co było pokłosiem kręcenia filmów jeszcze przed zakończeniem książkowego cyklu. Jako fan książkowego pierwowzoru z wielką przyjemnością obejrzałbym spójną, przemyślaną i rozplanowaną na poszczególne filmy ekranizację. Gdyby miało do niej dojść dzisiaj, być może autorka książek, znana z liberalnych poglądów J.K. Rowling, zechciałaby zmienić płeć głównego bohatera, co z pewnością nadałoby nowej serii własny charakter i odrębność. Idealna do roli Harry’ego wydaje się brytyjska aktorka znana z roli Jedenastki w netflixowym Stranger Things. Czas jednak nie jest w tym przypadku sprzymierzeńcem – Brown na dniach kończy już piętnaście lat, a książkowego Harry’ego poznajemy w dniu jego jedenastych urodzin.
Hollywood z pewnością nie odpuści łatwo postaci Indiany Jonesa. Mimo średniego przyjęcia powrotu tego bohatera w filmie Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki z 2008 roku Disney zapowiedział na lipiec 2021 roku kolejny film z cyklu, w którym jako reżyser powrócić ma Steven Spielberg, a rolę tytułową ponownie zagrać Harrison Ford. Moja miłość do tego aktora nie zna granic, ale trudno też nie zauważyć, że w dniu premiery filmu będzie on miał na karku niemal siedemdziesiąt dziewięć lat i z pewnością powinien zacząć żegnać się już z kultową rolą archeologa. Wątpliwe wydaje się jednak, żeby z postacią chciało pożegnać się dzierżące do niej prawa studio, a ja z kolei nie wyobrażam sobie innego aktora w tej roli – może zatem warto eksplorować motyw dzieci Indy’ego? Z pewnością nie ma mowy o powrocie postaci Shii LaBeoufa, więc może czas wprowadzić do marki córkę postaci Forda? Oglądając zeszłorocznego Predatora Shane’a Blacka, zwróciłem uwagę na postać graną przez Olivię Munn – piękną panią naukowiec, która tak samo dobrze jak z pisaniem doktoratów radzi sobie z walką wręcz i bronią palną. Spójrzcie nawet na prezentowany powyżej styl ubioru postaci – czyż nie tak powinno wyglądać dziecko Indiany Jonesa?
Era Daniela Craiga w rolli najbardziej zaufanego agenta Jej Królewskiej Mości nieubłaganie dobiega końca – trudno oprzeć się wrażeniu, że zapowiedziana na luty 2020 roku dwudziesta piąta odsłona cyklu będzie dla aktora odsłoną pożegnalną. Ponownie zatem rozpocznie się gorączka związana z poszukiwaniem i wyborem kolejnego aktora wcielającego się w rolę Jamesa Bonda. Może zatem, aby jej uniknąć, nie szukajmy aktora, ale… aktorki? Tylko żartuję, bo zdaję sobie sprawę, że nie byłoby wtedy mowy o ostudzeniu atmosfery – przeciwnie, internet, który słabo sobie radzi nawet z niepopartymi niczym plotkami o castingu czarnoskórego aktora, dosłownie eksplodowałby, gdyby producenci zdecydowali się zmienić płeć agenta 007. Gdyby jednak zaryzykowano podjęcie tak kontrowersyjnej decyzji, to mnie do głowy przychodzi jedno godne tej zmiany nazwisko: Emily Blunt. To pełna klasy, piękna aktorka, urodzona – jak przystało na porządnego agenta MI6 – w Londynie, samym sercu brytyjskiego królestwa. Jej udana rola w wypełnionym akcją Na skraju jutra pozwala wierzyć, że świetnie poradziłaby sobie również jako Bond, Jane (?) Bond.
Od dnia premiery katastrofalnie złej Szklanej pułapki 5 w 2013 roku producenci zastanawiają się, co zrobić z tą marką. Ostatecznie stanęło, zdaje się, na prequelu, ale przejęcie Foxa, który posiada prawa do postaci Johna McClane’a, przez studio sygnowane nazwiskiem Walta Disneya znów każe wątpić w możliwość zobaczenia dalszych losów postaci. Być może warto zatem postawić na remake lub reboot i wrócić do tego, co w serii pierwotne – bohatera zmagającego się z zagrożeniem na zamkniętym terenie, mającego ograniczony ekwipunek i przeciwnika z przytłaczającą przewagą. Nie potrzebowalibyśmy tutaj zblazowanego dzisiaj niemożliwie Bruce’a Willisa ani zupełnie zbędnego origin story Johna McClane’a. Studio mogłoby za to wpisać nową Szklaną pułapkę w nurt kina akcji spod znaku girl power i postawić na postać kobiecą. W tej roli widziałbym na przykład Rebeccę Ferguson – aktorkę o znakomitym zacięciu do kina akcji (występy w dwóch ostatnich odsłonach Mission: Impossible mówią same za siebie!) i przede wszystkim doskonale pasującą do konwencji nieidealnej postaci z krwi i kości, której bliższe są brudny podkoszulek i twarz zalana potem niż wybieg na tygodniu mody w Paryżu.