search
REKLAMA
Artykuł

JONATHAN DEMME. Mało znany wielki reżyser

Tekst gościnny

26 kwietnia 2020

REKLAMA

Film otwiera niewinna czołówka oprawiona animowanymi napisami legendarnego Pablo Ferro z piosenką Rosemary Clooney Mambo Italiano w tle, po czym dwaj gangsterzy przystępują do akcji: bezdusznie zabijają Bogu ducha winnego człowieka w pociągu pełnym ludzi. Jeden z zabójców (wprost wybornie zagrany przez Aleca Baldwina) pozwala sobie przy tym na krytykę amerykańskiego mieszczaństwa goniącego za karierą i pieniądzem. Śmiać się, czy płakać? Jonathan Demme nie da odpowiedzi. Pozostaje ambiwalentny, lecz nie niezdecydowany. Bo gdy ma zabić bohatera odtwarzanego przez Baldwina, robi to bez wahania. Na polu bitwy zostaje po nim tytułowa wdowa, śliczna jak obrazek i krucha jak lalka z porcelany Michelle Pfeiffer. Usiłuje rozwieść się z mafią, ale ta podąża za nią krok w krok. Nie, że ze strachu, że ta wyjawi jakieś tajemnice. Nie zna żadnych. Po prostu jest piękna, to i ciągnie się za nią cała prowincjonalna gangsterka z obleśnym Deanem Stockwellem na czele, a w krok za nim jego równie upiorna i niezrównoważona małżonka Mercedes Ruehl. Są siebie warci. Ale nie są warci Michelle. Dla niej jest ptasiek Matthew Modine, agent FBI, który żywotnością i umiejętnościami slapstickowymi dorównuje Eddiemu Murphy! Więc Demme daje mu pole do popisu i ten kradnie show nawet cudownej przecież Pfeiffer. A wszelkie zaszczyty z niezrozumiałych powodów spadają na zagubionego w czasie Deana Stockwella (z nominacją do Oscara włącznie). Niezbadane są wyroki akademii. Także widowni, która znów kaprysi, znów nieszczególnie dopisuje.

No, teraz studio może już mieć wątpliwości. Co jest? Czemu nikt nie lubi jego filmów?

W międzyczasie równie utalentowany i pechowy reżyser, niejaki Michael Mann podpisuje Łowcę (1986 r.) na podstawie Czerwonego smoka Thomasa Harrisa. Film nikogo nie obchodzi. Orion posiada prawa do kontynuacji pt. Milczenie owiec i decyduje się (konkretnie, zawsze lojalni i oddani producenci: Edward Saxon, Ronald Bozman, Kenneth Utt i Gary Goetzman) powierzyć jej filmową adaptację właśnie Jonathanowi Demme’owi. No, bo jeśli nie wyjdzie, to przecież i tak nic się nie stanie. Mannowi przecież też się nie udało, a zdolny. Z takim kredytem zaufania i entuzjazmem twórca przystępuje do realizacji filmu życia. I robi go. Jak gdyby nigdy nic. Tak samo jak poprzednie. Ale teraz zostaje doceniony. I jest wielki. Największy. Nareszcie.

Powrót do teraźniejszości.

XXI wiek. Demme cały czas kręci. Ale poświęca się filmowi dokumentalnemu i muzycznemu. Ewidentnie traci serce dla kina. Zaszczyca je już tylko jednym ciekawym filmem fabularnym: Rachel wychodzi za mąż (2008 r.).

Wcześniej podpisuje m.in. nietuzinkowy film dokumentalny, Jimmy Carter: Man from Plains (2007 r.). Dlaczego podjął się jego realizacji? Dlaczego za podmiot obserwacji wybrał sobie właśnie tego prezydenta USA? Być może dlatego, że do złudzenia przypominał jego samego. Zupełnie niepozorny człowiek, a osiągnął szczyty władzy. Równie po cichu z nich ustąpił.

REKLAMA