WYLUDNIONE METROPOLIE. Sam w wielkim mieście
Puste ulice mają w sobie coś niepokojącego, ale i fascynującego. Wymarłe miasta przerażają brakiem życia, lecz także intrygują samą swoją atmosferą. Są jakby poza czasem. Kino chętnie zatem sięga po podobne obrazki, powstałe z reguły na skutek jakiejś katastrofy lub przysłowiowego końca świata (ale nie tylko). Poniżej przykłady kilku niezwykle klimatycznych sekwencji dziejących się w rzeczywistych i normalnie gęsto zaludnionych miastach. Tradycyjnie nie wyczerpują one tematu, zatem w komentarzach budujcie własne.
12 małp
Filadelfia
Jedno z największych miast wschodniego wybrzeża USA to po epidemii tajemniczego wirusa naprawdę piękny pomnik ludzkości. Skąpany w śniegu i specjalnie nienaruszony, bynajmniej nie jest przy tym tak zupełnie niezamieszkały. Pomijając zepchnięte głęboko pod ziemię niedobitki homo sapiens, królują w nim bowiem różnorakie zwierzęta, które dodają całej wizji odpowiedniego majestatu.
28 dni później + sequel
Londyn
Stolica Anglii dwukrotnie została przez rodzimych filmowców zamieniona w wyludnione pole do popisu dla nielicznych, którym udało się jakoś przetrwać nagły atak agresywnej choroby zmieniającej ludzi w bezmyślnych krwiożerców. W oryginalnym filmie wymarłe ulice Londynu dosłownie straszyły swą wymownością oraz szorstkim ujęciem kamery. W widowiskowej kontynuacji z kolei imponowały surowym pięknem i skalą pustostanu. Wspólnie to zdecydowana czołówka w temacie.
Adwokat diabła
Nowy Jork
To tylko jedno ujęcie niewielkiego fragmentu Dużego Jabłka (a dokładniej jego Piątej Alei). Ale robi wrażenie rozmachem (gdy dobrze się przypatrzeć, nie ma absolutnie żadnego ruchu aż po bardzo odległy horyzont, a przecież mówimy o jednym z najbardziej zatłoczonych miast świata) i ma niezwykle sugestywną atmosferę, która doskonale komponuje się z fabułą filmu. Oto bowiem tytułowy Pan Ciemności oczyścił cały świat swojemu adwokatowi, aby ten mógł bez problemu do niego dotrzeć. Na logikę tania sztuczka. Ale działa.
Noc komety
Los Angeles
Filmowa stolica świata jest, paradoksalnie, na tyle rozległa, że bardzo łatwo wyrwać sobie kilka filmowych minut totalnej samotności (dobrym przykładem jest choćby Gorączka i scena nocnego włamu). Niemniej L.A. chyba nigdy nie wyglądało bardziej klimatycznie, jak tutaj – w sekwencjach nakręconych tuż po świcie, z użyciem czerwonawego filtra, który udaje efekt przejścia obok Ziemi tytułowej komety, ostatecznie odpowiedzialnej za zniknięcie znacznej części ludzkości. A jeśli do tego dodamy typową dla lat 80. ścieżkę dźwiękową w tle oraz urocze, nastoletnie bohaterki, to robi się z tego naprawdę cool apokalipsa, którą aż chciałoby się przemienić w rzeczywistość choćby tylko na chwilę.
Ostatni człowiek na Ziemi / Człowiek Omega / Jestem legendą
Los Angeles / Nowy Jork
Podobne wpisy
I jeszcze jedna wirusowa zagłada ludzkości skutkująca opustoszałymi ulicami – tym razem w trzech odsłonach (w tej pierwszej amerykańskie miasto ordynarnie udaje Rzym). Różne adaptacje tego samego materiału książkowego to ciekawy przykład, bo oglądamy właściwie to samo, lecz w zupełnie innej scenerii jakże odmiennych od siebie miejsc. Nie bez znaczenia jest także upływający czas – między filmami mamy odpowiednio 7 i 36 lat różnicy. Najmniejsze wrażenie robi dziś Ostatni człowiek na Ziemi, acz jego skąpane w czerni i bieli kadry oraz oryginalna architektura tła są ciekawym uzupełnieniem przerażającej codzienności głównego bohatera. Najefektowniej sprawuje się natomiast film z Willem Smithem – i to pomimo CGI zwierzątek biegających w tle.