search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

JIM & ANDY. Historia tragicznego śmiechu

Karolina Dzieniszewska

6 maja 2018

REKLAMA

Co zachwyciło Carrey’a w zmarłym komiku? Być może właśnie jego wolność od oczekiwań i konwenansów, to anty-pozerstwo i dręcząca potrzeba bycia wyjątkowym. W dzieciństwie oglądał jego skecze zachwycony tym, że wreszcie ktoś „przełamał powagę telewizji”, zabierając tym samym widzów na absurdalną, acz zabawną wycieczkę, samemu spoglądając jednocześnie w bliżej nieokreśloną otchłań. Carrey wtedy jeszcze nie wiedział, że niejako podzieli los wszystkich uzdolnionych komików mierzących się ze stanem kontrowersyjnej kreatywności, przechodzącej w załamania nerwowe. Zauważał w Kaufmanie to, co wiele lat później zafascynowało również Formana, czyli ignorancki, wymownie milczący stosunek wobec pytania „jak daleko można się posunąć?”.

Człowiek z księżyca jest filmem, który ujmuje w cudzysłów pewien stan rzeczywistości, w której egzystował Kaufman. Jego skecze, pomysły i osobowości przenikały się wzajemnie i nakładały, nigdy nie można było mieć pewności czy jego słowa wciąż są żartami, czy już należy traktować je poważnie. Miloš Forman również utknął w tym stanie szalonego melodramatu, a jego film wcale nie trwał pomiędzy kolejnymi klapsami. Plan filmowy dział się wszędzie i bezustannie, reżyser chodził zmęczony, onieśmielony i zirytowany, próbując dogadać się z osobna z każdym z trzech facetów dzielących jedno ciało: Jimem, Andy’m i Tony’m. To, co Carrey zrobił ze sobą w czasie kręcenia Człowieka z księżyca, wykroczyło poza metodę Stanisławskiego; to nie było „wcielanie się” w rolę, czy „bycie” postacią – to zaszło znacznie dalej i głębiej, praktycznie na skraj rozszczepu osobowości. Carrey’owi non stop towarzyszyła kamera, on sam wywoływał w ludziach prawdziwe emocje, prowokując ich swoim zachowaniem czy rozmawiając z rodziną Andy’ego jakby był samym Andy’m. Po latach mówił, że nie wiedział kiedy był sobą, Jimem, a kiedy Kaufmanem czy Cliftonem. Rzeczywistość mieszała się z fikcją na wszystkich możliwych poziomach: Carrey trafił do szpitala z urazem szyjnym, tak samo jak przed laty Andy po wrestlingu, i trudno było rozróżnić czy wciąż gra czy naprawdę coś sobie uszkodził. Wszyscy uczestniczyli w narzuconym przez niego szaleństwie.

W dokumencie kilkukrotnie pada stwierdzenie, że Andy powrócił, aby zrobić film. Być może dlatego ogląda się go jak drugą część Człowieka z księżyca, jakiś niezbędny suplement, który pozwala uchwycić aktorski geniusz Carreya, a jednocześnie dramatyczny stop obu tych osobowości. Kaufman zmarł w młodym wieku, pozostawiając po sobie rzeszę fanów oraz rozprzestrzeniającą się świadomość o dwuznacznym charakterze amerykańskiego humoru. Forman swój następny i zaraz ostatni film zrobił dopiero po niespełna dekadzie. Carrey natomiast wszedł w lata 2000 jako gwiazda, która stopniowo zaczęła blaknąć. Po skończonym filmie nie wiedział kim jest i zapomniał, co w jego życiu dotychczas było ważne, jak gdyby stając się Kaufmanem. Wziął urlop od prawdziwego Jima i jego problemów.

Jim & Andy to film niezwykły, prosty w konstrukcji i emocjonalnie szczery, skupiony na ukazaniu w czystej postaci procesu, w którym kreacja przejmuje kontrolę nad aktorem/komikiem i praktycznie zyskuje własną tożsamość. Jest tak samo fascynujący i hipnotyczny, co bolesny, gdy patrzy się z perspektywy lat na życie i twórczość Carreya. Aktor ledwie siedzi i opowiada; brakuje mu komediowej zgrywy, pozostaje przejmujący smutek oraz metafizyczne zakłopotanie, bez jakichkolwiek masek.

Avatar

Karolina Dzieniszewska

REKLAMA