Publicystyka filmowa
JIM & ANDY. Historia tragicznego śmiechu
JIM & ANDY. Historia tragicznego śmiechu to fascynujący portret Jima Carreya, ukazujący jego złożoną relację z Andy’m Kaufmanem.
Ten film mógł powstać 20 lat temu, ale studio Universal nie wyraziło zgody, bojąc się, że Jim Carrey zacznie być postrzegany jako dupek. Wówczas był jednym z najpopularniejszych i najlepiej opłacanych aktorów w Hollywood, wciąż zachwycał jako komik i osobowość sceniczna. Z drugiej strony Miloš Forman mógł włączyć te materiały do swojego dzieła, Człowieka z księżyca, na planie zdjęciowym którego powstawały… ale nie zdecydował się na to. Magiczny efekt motyla sprawia, iż dziś oglądamy Jim & Andy: The Great Beyond – The Story of Jim Carrey & Andy Kaufman Featuring a Very Special, Contractually Obligated Mention of Tony Clifton nie tylko jako dokument zza kulis dużej produkcji, ale także swoiste podsumowanie kariery Carreya oraz szersze spojrzenie na los komika-aktora w przemyśle.
Andy’ego Kaufmana, bohatera filmu, i Jima Carreya, odtwórcę tytułowej roli, łączyło więcej niż można się było początkowo spodziewać, czego wówczas nie dostrzegał Forman, mający na swoim koncie Oscary za Lot nad kukułczym gniazdem i Amadeusza i karierę mającą swój początek jeszcze w czechosłowackich produkcjach, a później owocną w tak ważne dla Amerykanów dzieła, jak Odlot czy Hair. W okolicach 1998 roku wymarzył sobie film przewrotny, (ponownie) wgryzający się w tkankę zachodniego społeczeństwa, i bezkompromisowy, niejako wręcz anty-amerykański. Film o Andym Kaufmanie.
Kaufman istotnie był nie z tej ziemi, a Człowiek z księżyca na szczęście nie jest dziełem stricte biograficznym. Forman chyba od początku zdawał sobie sprawę, że niemożliwym jest zrobienie dobrego filmu, który miałby odzierać komika z jego kolejnych ról, póz i gęb. Wręcz przeciwnie, reżyser pławił się w jego anty-komizmie (czy jak woleliby niektórzy: metakomizmie) i czerpał z jego telewizyjnej energii, próbując uchwycić tę cząstkę geniuszu, którą zadławiła się cała Ameryka. Kaufman był człowiekiem wielu wizerunków i kreacji, a nie umiał nawet nikogo naśladować i na pewno nie radził sobie z klasycznym opowiadaniem żartów.
W czasie występów kłopotliwie milczał, płakał, histeryzował, krzyczał, bił się z kobietami na ringu bokserskim, kiedy w USA rozkwitał feminizm, postacią Tony’ego Cliftona obrażał wszystkich, w postaci emigranta Latki wszystkich kochał i za wszystko dziękował. Jak pisał Jakub Socha: „Było to jego klasyczne posunięcie – odsłonić się, a potem jeszcze raz odsłonić, wywinąć podwójnego fikołka, potem jeszcze jednego i tak bez końca. Sceniczne perpetuum mobile. Wszystko, co istnieje, nawet to, co dla ludzi zazwyczaj jest bardzo krępujące, zamieniał w żart, konfrontował publiczność z nieskończoną otchłanią przebrań, oszustw i upadków. Rozciągał wyobraźnię i łamał kołem”.
Andy był trudnym człowiekiem, budującym swoje charaktery wokół kompleksów, okropności i tego, co czyniło go (a zarazem i jego publiczność) słabymi. Wiecznie balansował na granicy przekraczania norm społecznych i obyczajowych, przez co spotykał się z takim samym niezrozumieniem, co zachwytem. Zupełnie innym człowiekiem zdawał się być Jim Carrrey – a może nawet nie człowiekiem, co ikoną amerykańskiego show-biznesu, kimś kto w 1994 roku rozbił box office tytułami gwarantującymi pełne sale w kinie: Ace Ventura, Maska, Głupi i głupszy. Powoli zdobywał wszystko, o czym marzył jako śmieszny chłopiec z Kanady, zanim trafił na komediową scenę Stanów Zjednoczonych. W tamtym okresie Carrey był u szczytu sławy i rozpoznawalności, w przeciągu kilku lat – od momentu, kiedy powiedział sobie, że się uda i zaryzykował – zarobił 10 milionów dolarów i wreszcie przestało to robić na nim wrażenie. Carrey nieustannie za czymś gonił, badał granice własnego aktorstwa i własnej śmieszności, ledwie kilka razy musnął ten stan scenicznego zaprzepaszczenia kariery, w którym bezustannie tkwił Kaufman.
Co zachwyciło Carrey’a w zmarłym komiku? Być może właśnie jego wolność od oczekiwań i konwenansów, to anty-pozerstwo i dręcząca potrzeba bycia wyjątkowym. W dzieciństwie oglądał jego skecze zachwycony tym, że wreszcie ktoś „przełamał powagę telewizji”, zabierając tym samym widzów na absurdalną, acz zabawną wycieczkę, samemu spoglądając jednocześnie w bliżej nieokreśloną otchłań. Carrey wtedy jeszcze nie wiedział, że niejako podzieli los wszystkich uzdolnionych komików mierzących się ze stanem kontrowersyjnej kreatywności, przechodzącej w załamania nerwowe. Zauważał w Kaufmanie to, co wiele lat później zafascynowało również Formana, czyli ignorancki, wymownie milczący stosunek wobec pytania „jak daleko można się posunąć?”.
Człowiek z księżyca jest filmem, który ujmuje w cudzysłów pewien stan rzeczywistości, w której egzystował Kaufman. Jego skecze, pomysły i osobowości przenikały się wzajemnie i nakładały, nigdy nie można było mieć pewności czy jego słowa wciąż są żartami, czy już należy traktować je poważnie. Miloš Forman również utknął w tym stanie szalonego melodramatu, a jego film wcale nie trwał pomiędzy kolejnymi klapsami. Plan filmowy dział się wszędzie i bezustannie, reżyser chodził zmęczony, onieśmielony i zirytowany, próbując dogadać się z osobna z każdym z trzech facetów dzielących jedno ciało: Jimem, Andy’m i Tony’m.
To, co Carrey zrobił ze sobą w czasie kręcenia Człowieka z księżyca, wykroczyło poza metodę Stanisławskiego; to nie było „wcielanie się” w rolę, czy „bycie” postacią – to zaszło znacznie dalej i głębiej, praktycznie na skraj rozszczepu osobowości. Carrey’owi non stop towarzyszyła kamera, on sam wywoływał w ludziach prawdziwe emocje, prowokując ich swoim zachowaniem czy rozmawiając z rodziną Andy’ego jakby był samym Andy’m. Po latach mówił, że nie wiedział kiedy był sobą, Jimem, a kiedy Kaufmanem czy Cliftonem. Rzeczywistość mieszała się z fikcją na wszystkich możliwych poziomach: Carrey trafił do szpitala z urazem szyjnym, tak samo jak przed laty Andy po wrestlingu, i trudno było rozróżnić czy wciąż gra czy naprawdę coś sobie uszkodził. Wszyscy uczestniczyli w narzuconym przez niego szaleństwie.
W dokumencie kilkukrotnie pada stwierdzenie, że Andy powrócił, aby zrobić film. Być może dlatego ogląda się go jak drugą część Człowieka z księżyca, jakiś niezbędny suplement, który pozwala uchwycić aktorski geniusz Carreya, a jednocześnie dramatyczny stop obu tych osobowości. Kaufman zmarł w młodym wieku, pozostawiając po sobie rzeszę fanów oraz rozprzestrzeniającą się świadomość o dwuznacznym charakterze amerykańskiego humoru. Forman swój następny i zaraz ostatni film zrobił dopiero po niespełna dekadzie. Carrey natomiast wszedł w lata 2000 jako gwiazda, która stopniowo zaczęła blaknąć. Po skończonym filmie nie wiedział kim jest i zapomniał, co w jego życiu dotychczas było ważne, jak gdyby stając się Kaufmanem. Wziął urlop od prawdziwego Jima i jego problemów.
Jim & Andy to film niezwykły, prosty w konstrukcji i emocjonalnie szczery, skupiony na ukazaniu w czystej postaci procesu, w którym kreacja przejmuje kontrolę nad aktorem/komikiem i praktycznie zyskuje własną tożsamość. Jest tak samo fascynujący i hipnotyczny, co bolesny, gdy patrzy się z perspektywy lat na życie i twórczość Carreya. Aktor ledwie siedzi i opowiada; brakuje mu komediowej zgrywy, pozostaje przejmujący smutek oraz metafizyczne zakłopotanie, bez jakichkolwiek masek.
