JAMES CAMERON: HISTORIA SCIENCE FICTION. Recenzja nowego serialu dokumentalnego AMC
Czytelniku, jeżeli tak jak ja jesteś fanem science fiction, kanał AMC przygotował dla ciebie niemałą gratkę. 7 maja wystartował nowy serial dokumentalny, który ma na celu przybliżenie historii naszego ulubionego gatunku. Pomysłodawcą i gospodarzem programu jest sam James Cameron. Razem ze swoimi rozmówcami przebrnie przez esencjonalne tematy fantastyki naukowej, przytaczając najważniejsze filmy i książki, starając się podkreślić drzemiącą w gatunku wyjątkowość.
Zachęceni? To teraz zapoznajcie się z moją opinią.
Ja jestem już po seansie całości, czyli wszystkich sześciu epizodów. Jak mogłem się spodziewać, historię podzielono na rozdziały, stanowiące reprezentację typowej dla gatunku problematyki. Tak też dowiadujemy się o obcych, dystopiach, podróżach w czasie, kosmosie, potworach i sztucznej inteligencji. Ale nie dowiadujemy się niczego nowego. Nie mogę bowiem powiedzieć, by produkcja Jamesa Camerona wniosła coś odkrywczego do mego życia. Innymi słowy, jeśli chcesz się, drogi Czytelniku, dowiedzieć czegoś nowego o fantastyce naukowej, to możesz się rozczarować. James Cameron: Historia science fiction utrwala bowiem znane dla sympatyków SF fakty, przez co sprawia bardziej wrażenie tworu przeznaczonego dla niedzielnego widza niż fana mocno siedzącego w temacie, oddychającego fantastyką. Niemniej jednak trudno akurat za to ją krytykować. Intencje były dobre, końcowa konkluzja także, wątpliwości mam jednak do obranych środków.
Podobne wpisy
Jedną z podstawowych wartości science fiction jest to, że jako gatunek literacki czy filmowy daje sposobność do odbycia niezwykłej przygody, jako żywo wyciągniętej z sennych marzeń. Ale chcąc oddać temu gatunkowi pełną sprawiedliwość, należy podkreślić, że jego główna rola wykracza ponad sferę eskapizmu. Ucieczka w przyszłość, stanowiąca leitmotiv wielu wizji, najczęściej ma stanowić komentarz do tego, co dzieje się w obecnej rzeczywistości. Metafory Obcych oraz sztucznej inteligencji mają wypunktowywać przywary ludzkiej natury, a przepełnione pesymizmem dystopie – wystosowywać celne socjologiczne komentarze. Cieszę się, że w serialu AMC zostało to należycie podkreślone.
James Cameron należy do tej grupy twórców, którzy w sposób wyjątkowy upodobali sobie science fiction, rozumiejąc jego siłę. Dał to do zrozumienia, tworząc takie widowiska jak Terminator, Otchłań, Obcy – decydujące starcie czy w końcu Avatar. Do zainicjowanej przez siebie dokumentalnej opowieści o science fiction zaprosił gości, którzy mają do powiedzenia w temacie równie wiele, co on sam. Tacy reżyserzy jak Ridley Scott, Steven Spielberg czy Christopher Nolan podzielili się przed kamerą swoimi doświadczeniami. Swoją opinię na temat fantastyki naukowej dołożyły także gwiazdy hitów gatunku, m.in. Sigourney Weaver, Keanu Reeves, Arnold Schwarzenegger. Całość dopełniają komentarze scenarzystów, producentów, krytyków filmowych oraz znawców tematu.
Ta parada gadających głów generalnie wypada interesująco. Jako że mamy okazję usłyszeć informacje z pierwszej ręki, w wypowiedziach przewija się wiele ciekawostek, rzucających nowe światło na dobrze znane nam produkcje. Można np. dowiedzieć się, że pomysł na Terminatora pojawił się w głowie Camerona za sprawą nocnego koszmaru. Albo że Ridley Scott, czyniąc z kobiety główną bohaterkę pierwszego Obcego, nie miał w planie tworzenia feministycznego manifestu. Albo że George Lucas woli umieszczać w swoich filmach przyjazne dla ludzi roboty, gdyż głęboko wierzy, że Sztuczna Inteligencja przyniesie ludzkości więcej korzyści niż klęsk. Te ciekawostki i nowe wnioski zasłyszane od uznanych osób to niewątpliwie największy atut produkcji Camerona.
Tak naprawdę mam tylko jedno, kluczowe zastrzeżenie do tej serii. Patrząc na to, jakie filmy posłużyły do tego, by opowiedzieć o największych wartościach i tajemnicach gatunku, można mieć wątpliwość co do rzetelności lub celowości całego projektu. Nie bardzo rozumiem, dlaczego w epizodzie poświęconym mrocznym wizjom przyszłości, filmem niejako sygnującym ten segment są Igrzyska śmierci. Nie rozumiem także – abstrahując od ich wysokiej jakości – co robią tutaj szerokie odwołania do gorących tytułów telewizyjnych, jak Westoworld, Stranger Things, Opowieść podręcznej. Posługując się głównie popularnymi przykładami, twórcy dali mi do zrozumienia, że wolą analizować gatunek przy udziale hitów z ostatnich lat, a nie tych klasycznych obrazów, które faktycznie dokonały przełomu lub wpłynęły na przerabianą przez SF problematykę. Długa lista powstałaby z tytułów zasłużonych dla gatunku, o których Cameron słowem w swoim programie nie wspomina. Przyczyna jest chyba oczywista, acz smutna – dystrybutorzy trwających serii mogli dołożyć się do produkcji, a taki Kubrick czy inni zasłużeni już tego zrobić nie mogą. Ich zatem można tylko odfajkować.
Nie powiem, oglądało mi się to dobrze, ponieważ utwierdziłem się w przekonaniu, że science fiction jest gatunkiem niezwykle fascynującym i mądrym. Ale jako że rolą recenzenta jest krytyczne podejście do otrzymanego materiału, nie mogę wyrazić swojej pełnej satysfakcji z seansu. Razi bowiem dość mocno, że z punktu widzenia edukacyjnego produkcja Camerona posługuje się wyświechtanymi, ogranymi komunikatami, ślizgając się przy tym jedynie po widocznej na pierwszy rzut oka powierzchni gatunku. Można zatem zadać pytanie, jaka jest tego serialu rola, jeśli nic odkrywczego w świat nie wysyła, zbierając jedynie do jednego wora absolutne oczywistości?
Patrząc na to, z jaką zaciekłością reżyser sam odpowiada rozmówcom na uprzednio przez siebie zadane pytania, można uznać, że ma do przekazania coś bardziej osobistego niż obiektywnego. Sugeruje to też tytuł – to nie jest historia SF, ale historia SF według Camerona. Pamiętajmy przy tym, że już jakiś czas temu ruszyła produkcja szumnie zapowiadanych kontynuacji Avatara. Czyżbyśmy zatem za sprawą produkcji AMC mieli do czynienia z początkiem nakręcania się machiny promocyjnej nowych filmów Camerona (i nie tylko)? To smutne, ale taka może być właśnie prawdziwa natura tej dokumentalnej serii. Cameron raz jeszcze bowiem przypomina o sobie, o swoich dziełach, twórczym zmyśle, dając do zrozumienia, że wciąż ma coś wartościowego do powiedzenia w obrębie swej ulubionej dziedziny. Jakby chciał powiedzieć: “oto SF jakie znacie dotychczas. Za kilka lat znowu jednak postawię wszystko na głowie”.