search
REKLAMA
Zestawienie

Jak znaleźć żywego TRYLOBITA. Najbardziej ODJECHANE filmy SCIENCE FICTION

Odys Korczyński

1 sierpnia 2020

REKLAMA

G.O.R.A. (2004), reż. Ömer Faruk Sorak

Turcja raczej nie jest znana z kina science fiction. Tym większą sławą i kultowością powinna się cieszyć produkcja G.O.R.A. Zapewne również teraźniejsza władza turecka nie przyczyniłaby się do wyprodukowania czegoś tak kontrowersyjnego i odmiennego od wartości wyznawanych przez skłonne do fundamentalizmu, integryzmu i totalitaryzmu otoczenie prezydenta Recepa Erdoğana. W 2004 roku jednak Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, matecznik erdoganistów, nie była aż tak żądna władzy i dusz, a ideały wcielone w tureckie życie przez Mustafę Kemala Atatürka wydawały się szanowane. Kiczowaty, technicznie denny i miejscami całkiem amatorski film Ömera Faruka Soraka traktuję jako właśnie taki sprzeciw wobec totalności, wobec zmiany tureckiej drogi, którą widać dopiero teraz, a nie jeszcze wtedy, gdy G.O.R.A. miała premierę. A jak to się wszystko zaczęło w tureckim sci-fi? Podobno dziadek jednego z czarnych charakterów trafił na Ziemię w całkiem pokojowych zamiarach, a jakiś spragniony wrażeń seksualnych z innymi gatunkami turecki wieśniak zgwałcił mu ukochanego robota.

Iron Sky (2012), reż. Timo Vuorensola

Strach przed nazistami jest wprost proporcjonalny do ich wyśmiewania, dlatego powstają takie filmy. Dlatego wysyłamy ich na ciemną stronę Księżyca i wyobrażamy sobie, że znów coś tam knują, a nasz świat mimo wszystko ich pokona. I to w jakim stylu – wykorzystując ich własne uprzedzenia. Mam tu na myśli czarnoskórego Jamesa Washingtona, który przypadkiem ląduje w nazistowskiej bazie. Timo Vuorensola nakręcił niezmiernie kiczowatą komedię science fiction, ale uratował ją od kompletnego upadku, zawierając w niej krytykę wszelkich “-izmów”, nie tylko nazizmu. Możemy więc pośmiać się nie tylko z hailujących mieszkańców Księżyca, ale i z tego wszystkiego, na co im pozwoliliśmy w XX wieku. Iron Sky boleśnie obnaża naturę współczesnych systemów politycznych, namawiając nas do odpowiedzenia sobie na pytanie, czy niemożliwe jest, żeby tragedia II wojny światowej się powtórzyła, w odjechany sposób rzecz jasna.

Jutro wstanę rano i oparzę się herbatą (1977), reż. Jindřich Polák

Kolejny przykład czeskiej fantazji. Tym razem w społeczeństwie przyszłości, które opóźnia swoją starość tabletkami na młodość, podróże w czasie stają się tak powszechne, że państwo robi z tej działalności dochodowy biznes. Można udać się na wycieczkę na przykład w czasy prehistoryczne, do czego zapraszają hostessy ubrane w bikini zrobione z kawałków skór. W owych futurystycznych Czechach żyją też sztucznie odmładzani byli żołnierze SS i Wehrmachtu. Wpadają na pomysł, żeby przenieść się w czasie i dostarczyć Hitlerowi do roku 1944 muzealny egzemplarz bomby wodorowej. Tak zaczyna się ta doprawdy niecodzienna, opowiedziana z charakterystycznym czeskim podejściem do rzeczywistości historia science fiction, inna niż większość, a współczesnemu pokoleniu uwielbiającemu Star Wars właściwie nieznana.

Miasto zaginionych dzieci (1995), reż. Jean-Pierre Jeunet, Marc Caro

Odjechany w tym przypadku znaczy surrealistyczny, a surrealistyczny z kolei przesadzony, uwznioślony, przerysowany. Rzeczywistość przedstawiona w jednym z najlepszych filmów duetu Jeunet–Caro to na wpół senny koszmar, upadły świat, którym rządzi przemoc, chęć przetrwania za wszelką cenę, cyklopi, dziecięce gangi i oszalały naukowiec Krank, który za wszelką cenę chce ukraść dzieciom sny. W tę rolę wcielił się charyzmatyczny Daniel Emilfork, zaś jego przeciwnika, siłacza One, stojącego po dobrej stronie, zagrał nie mniej charakterny z wyglądu Ron Perlman. Jeunet i Caro wymieszali w jednym dziele filmowym wiele gatunków – horror, komedię, science fiction, dramat. Stworzyli również niejednoznaczną moralnie postać naukowca, któremu tak naprawdę nic nie wyszło – karłowata żona, szóstka podobnie sklonowanych dzieci (Dominique Pinon), cierpiących na narkolepsję i przy tym niezbyt inteligentnych, a nawet mózg żyjący bez ciała w specjalnym akwarium. Nietrudno się było domyślić, że taka rodzina Kranka nie zadowoli. Zaczął więc porywać dzieci.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA