INTRYGI, SEKS, MORDERSTWO. Największe hetery ekranu
Ashton Main Huntoon, Północ-Południe (1985)
Niewątpliwie urodziwa kobieta grana przez zachowującą się nieco zbyt słodko Terri Garber. Być może jest to celowe, ponieważ mężczyźni, zwłaszcza w czasach wojny secesyjnej, uwielbiali kobiety z pozoru nieskomplikowane i łatwe. Ashton, siostra głównego bohatera Orry’ego Maine’a, z pozoru właśnie taka jest. Jej ogromną siłę stanowi uroda oraz kulturowa ułuda, którą skrzętnie się otacza, wykorzystując kolejnych mężczyzn, a w końcu posuwając się do zaplanowania morderstwa, oczywiście z zazdrości. Po co to wszystko? Ważnym motywem są pieniądze, lecz tak naprawdę chodzi o poczucie władzy, której Ashton pragnie bardziej niż kochanków. Oni dobrzy są tylko na chwilę. Przyszłość jednak nie polega na kruchych układach (ślubach) z zamożnymi właścicielami ziemskimi, zwłaszcza podczas bratobójczej wojny. Mało która kobieta wychowana w XIX-wiecznych Stanach Zjednoczonych myśli tak niezależnie i odważnie. Jakkolwiek by nie oceniać metod, które stosuje Ashton do realizacji własnych celów, jest ona odbiciem niepokojów pośród kobiet, które już niedługo miały dojść do głosu i zrewolucjonizować rolę płci pięknej na tle innych warstw społeczeństwa amerykańskiego.
Alexis Carrington Colby, Dynastia (1981–1989)
Któż jej nie zna? To ikona amerykańskiego ekranu. Jedna z pierwszych postaci reprezentujących zaoceaniczny szyk. Podziwiana przez jeszcze nielicznych wówczas posiadaczy kolorowych telewizorów w na wpół komunistycznych państewkach na wschodnich rubieżach Europy. Czy to nie stoi w sprzeczności z tym, że niewątpliwie Alexis jest postacią negatywną? Znakomicie wykreowana przez Joan Collins zapadła mi w pamięć od dzieciństwa. Wszystkich jej krętactw i podłości nie sposób zliczyć. Mimo rozwodu z Blake’iem Carringtonem wciąż pozostaje w jego ścisłym otoczeniu i sukcesywnie wpływa na jego życie. Jest jak utajony nowotwór. Nie sposób się go pozbyć konwencjonalnymi środkami, chyba że wejdzie się w konflikt z prawem. Nie mam wątpliwości, że Alexis do knucia swoich niecnych planów używa raczej własnego ponadprzeciętnego rozumu niż ciała. Cielesnych metod używała być może kiedyś, póki nie zorientowała się, że w świecie wyższych sfer długofalowo działa wyłącznie rozum, a nie podatne na zmarszczki ciało. Żeby wygrać z mężczyznami nie można być ich ofiarą ani maskotką. Tym podejściem Alexis nieco różni się od sporej części postaci w moim zestawieniu, niemniej właśnie dlatego jest w nim dla niej miejsce.
Annie Wilkes, Misery (1990)
Książkę Stephena Kinga przeczytałem w wieku 16 lat i to z wypiekami na twarzy. Po seansie filmu szczęka mi trochę opadła. Nie mogłem się pogodzić, że tak nonszalancko można było potraktować tak świetnie rozpisany horror relacji między dwiema osobami. Dopiero po dłuższym czasie doceniłem Kathy Bates i wyzwoliłem się z okowów opowiedzianej słowami Kinga historii. Annie Wilkes jest psychofanką Paula Sheldona i jednocześnie bardzo samotną, nieatrakcyjną w oczach mężczyzn kobietą. Kiedy w czasie śnieżycy pisarz ma wypadek i dosłownie wpada w jej ręce, kiełkuje w jej chorym umyśle nadzieja, że wreszcie nie będzie samotna, a jej idol ją pokocha. Naiwne, prawda? Psychofanowskie uwielbienie dla pisarza miesza się z zazdrością, chęcią posiadania, dominacji, a wreszcie sadystycznej zemsty na nim. Bo jeśli nie pokocha, nie doceni, nie napisze nowej, znakomitej powieści pod dyktando fanki i, co najważniejsze, nie zostanie na zawsze ze swoją wielbicielką, to niech lepiej już nigdy niczego nie stworzy i zgnije w ziemi. W niewielkim świecie pokoju z łóżkiem, biurkiem i maszyną do pisania Annie Wilkes jest niemal jak wszystkowiedzący, psychopatyczny duch. A gdyby tak Sheldon przypadkiem poczuł do niej pożądanie, mogłoby się zrobić jeszcze bardziej strasznie.