search
REKLAMA
Action Collection

HUDSON HAWK. Podróż za jeden uśmiech z LEONARDEM

Odys Korczyński

24 maja 2020

REKLAMA

Powinien je rzecz jasna dostać również Richard E. Grant za rolę Darwina Mayflowera. Obydwoje z Minervą prześcigali się, kto osiągnie wyższy poziom żenady. Z pewnością ich przerysowanie było celowe i miało za zadanie podtrzymać wątek komediowy. Nic bardziej mylnego – wyszli sztucznie, groteskowo i męcząco. Obawiałem się miejscami, że w podobną pułapkę przerysowania wpadnie Bruce Willis. Na szczęście Mayflowerowie i grupa wsparcia Jamesa Coburna (George Kaplan) z nawiązką wykonały zadanie. O ile kamaryla Kaplana nie przekroczyła aż tak bardzo granic obciachu, to Mayflowerowie zaszli tak daleko, że w drugiej połowie filmu już się drżało ze wstrętu, kiedy tylko zjawiali się na ekranie i zaczynali bezsensownie krzyczeć. Nie pasowali do świata przedstawionego filmu. Byli zbyt ordynarni.

Od strony technicznej za to nie ma się czego przyczepić – no, może blueboxy z latającą machiną wyglądają niezbyt naturalnie, lecz mało który z filmów w owych czasach prezentował pod tym względem wystarczającą z dzisiejszego punktu widzenia jakość. Produkcja kosztowała 65 milionów dolarów, co nie jest aż tak małą sumą jak na ilość użytych efektów specjalnych. Scenografia też wyjątkowo skomplikowana nie była, za wyjątkiem tajemniczej maszyny Leonarda zamieniającego ołów w złoto. Tak na marginesie tę koncepcję w scenariuszu można było lepiej opracować. Nadać jej chociaż znamiona naukowości, a nie pozostawić widza z samym faktem, że Leonardo taki aparat wymyślił i na tym koniec. Kino Nowej Przygody ze względu na swój gatunkowy synkretyzm, wymaga o wiele dogłębniejszej, popularnonaukowej demonstracji tematów z różnych dziedzin. Do tego jednak trzeba tych brakujących 30 minut, do których ciągle w tej recenzji wracam. Tak niewiele czasu projekcji, a tyle możliwości przekazania brakujących elementów fabuły.

Z drugiej strony można zadać pytanie, czy faktycznie było aż tak źle, że film w 1992 roku otrzymał Złotą Malinę? To, że dostał ją reżyser, całkowicie rozumiem, właśnie za owo zmarnowanie potencjału, ale produkcji jako całości się ona nie należała. Wydaje się, że grono przyznające tę jakże szacowną nagrodę nie zwróciło uwagi na dobre, plastyczne zdjęcia Dantego Spinottiego ani klimatyczną muzykę Michaela Kamena. Oni właśnie swoją pracą dołożyli ważne cegiełki do uratowania całości, nie pozwalając jej się do końca rozpaść z powodu niekonsekwentnego montażu realizującego założenia skrótowego w wielu kwestiach scenariusza. Kilka scen powinno być dłuższych, z mniej oszczędnymi dialogami wygłaszanymi nie na zasadzie sloganów reklamowych czy haseł wykrzykiwanych podczas demonstracji. Film zachowałby wtedy coś, co jest kluczowe dla dobrego kina, czyli rytm, a więc wszystko to, co wiąże się z równomiernym zaplanowaniem czasu i miejsca dla fabularnych wydarzeń – wstęp, zbudowanie napięcia, postawienie pytań wiążących widza emocjonalnie i intelektualnie z treścią produkcji, rozwinięcie suspensu, kulminację i wyjaśnienie bądź sformułowanie kolejnych jątrzących publikę niewiadomych.

Wiem, że wynarzekałem się już sowicie na Hudsona Hawka. Sądząc po ilości utyskiwania, gdyby nie graficzna prezentacja oceny, myślelibyście, że film nie otrzyma ode mnie więcej niż trzy gwiazdki. Nic bardziej mylnego, jest ich aż siedem, ponieważ miłość do Leonarda i Willisa bywa ślepa.

 

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA