HORRORY tak ZŁE, że aż ŚMIESZNE
Diabeł (2010)
Kolejny film z windą w tle, tym razem na podstawie pomysłu M. Nighta Shyamalana. Łącząc tytułowego diabła, niewyjaśnione morderstwa oraz fatalny scenariusz, otrzymamy produkt, który wcale nie straszy, a jedynie śmieszy. Na początku widz ma jeszcze nadzieje na coś interesującego, jednak kończy seans całkowicie zażenowany. Do dziś pamiętam słynną scenę, w której dwóch strażników wysnuwa teorię, według której gdy tost spadnie dżemem na ziemię, to znaczy, że diabeł jest w pobliżu. Niestety to nic innego jak, kolokwialnie mówiąc, tandetne kino grozy, na którym można się najwyżej pośmiać ze złego aktorstwa, słabej reżyserii i kolejnych mądrości wypowiadanych przez bohaterów.
Maksymalne przyspieszenie (1986)
Podobne wpisy
Obecnie filmy na podstawie prozy Stephena Kinga przeżywają renesans i trzeba zaznaczyć, że większość z nich to naprawdę solidne produkcje. Był jednak okres, kiedy filmowe adaptacje książek mistrza grozy nie tylko nie cieszyły się popularnością, lecz także cechowały się tandetnością i były bardziej śmieszne niż straszne. Postanowiłam w tym przypadku odnieść się do Maksymalnego przyspieszenia, gdyż już na samym początku autor we własnej osobie mówi nam, że nikt nie potrafi zrobić dobrej adaptacji poza nim samym. Fabuła skupia się na morderczych samochodach, które ożywają i terroryzują mieszkańców miasteczka. W teorii brzmi to niezwykle intrygująco. Jeżeli chodzi o praktykę, okazuje się, że większość scen jest po prostu komiczna do tego stopnia, że nie da się produkcji traktować poważnie. King w jednym z wywiadów przyznał, że chyba stracił w tamtej chwili rozum i po seansie Maksymalnego przyspieszenia muszę mu przyznać rację.
Don’t be scared (2006)
Raper z Nowego Orleanu, niejaki Master P, postanowił przywrócić do świetności gatunek, jakim jest teen slasher, i nakręcił własny horror. Skutki tegoż przedsięwzięcia okazały się opłakane. Film jest bowiem przepełniony tyloma wadami, że widz zaczyna się zastanawiać, jakim cudem ktoś dał zielone światło tej produkcji. Odpowiedź okazuje się prosta – twórca ma własną wytwórnię. Jak pozostałe filmy z tego zestawienia, Don’t be scared zamiast straszyć – bawi, już na poziomie detali – bohater grany przez Mastera P wygląda na ponad 30 lat, a widz ma uwierzyć, że chodzi do college’u. Najśmieszniejsze są jednak sceny morderstw. Jedna z bohaterek zostaje zamknięta pod prysznicem i umiera. Nikt jej nie zadźgał nożem, a woda nie była zatruta. Wciąż nie wiem, jak do tego doszło.