HISTORIE NIEMIŁOSNE. Ekranowe romanse bez happy-endu
Kochankowie
Chociaż jedną z ulubionych emocjonalnych konstelacji pozostają miłosne trójkąty, odwiecznie naznaczone bólem i niespełnieniem, to obraz Jamesa Graya porusza swoją intymnością. Kochankowie to ten typ małego dramatu, który mógłby dziać się w domowym zaciszu pod każdą szerokością geograficzną, bo ludzie czasem po prostu bywają w życiu nieszczęśliwi. Schemat wydaje się do cna prosty: jedna z nich jest sympatyczną dziewczyną z sąsiedztwa, która byłaby gotowa oddać całą siebie za odrobinę miłości, druga ma w sobie tornado sprzecznych, niekiedy autodestrukcyjnych emocji, a zarazem pięknie się uśmiecha i nieświadomie uwodzi. Pomiędzy nimi natomiast Leonard, który odrobinę próbuje być kimś innym, niż jest (depresyjnym typem człowieka grzęznącego w zwyczajności życia), i który sądzi, że już nigdy naprawdę nie pokocha (w tej roli niesamowity Joaquin Phoenix, więc dla tych, do których przemówiła Ona Spike’a Jonze’a, to pozycja obowiązkowa!). Jednocześnie w swojej skromności jest to film bolesny, bo mówiący o nieidealnych, pogubionych ludziach, ich smutkach i niepokojach.
Lobster
W świecie Yorgosa Lanthimosa nie ma i nie było miłości. Lobster jest niczym najmroczniejszy sen romantyków, bo nie ma w nim miejsca w jakiekolwiek uczucia. Jest tylko przymus wspólnego życia, albo skazanie na banicję w samotności; bez kompromisów czy szans na ugranie innej możliwości. David (Colin Farrell) trafia do ośrodka, w którym ma ledwie czterdzieści pięć dni, by związać się z kimś innym, inaczej zostanie zamieniony w zwierzę jako nieużyteczna społecznie jednostka. Lobster to bezkompromisowy obraz, który porusza się między ekstremami – znajdź partnera albo umieraj, zdaje się mówić reżyser. Nawet jeśli jest pośrodku tej ciemnej doliny jakaś ścieżka obiecująca ucieczkę, to ona również prawdopodobnie prowadzi donikąd. W tym świecie po prostu nie ma możliwości, by zadecydowały uczucia. Groteskowa, a jednocześnie mroczna wizja Greka przypomina satyrę na współczesny świat emocji, ale zarazem jest także bardzo poważnym pytaniem o to, co stanowi decydujący czynnik w relacji pomiędzy dwójką ludzi.
Zwierzęta nocy
Podobne wpisy
Tom Ford zamyka historię miłosną swoich bohaterów w innej opowieści – pisanej przez Edwarda (Jake Gyllenhaal) niejako kryminalnej książce – i dzięki temu buduje wielowarstwową strukturę relacji między nimi. Początkowo sytuacja wydaje się prosta, bo niby to Susan (Amy Adams) z bezwzględnym wyrachowaniem zostawiła Edwarda, ale z każdą przeczytaną przez nią stronę jakiekolwiek osądy stają się coraz trudniejsze. Z jednej strony ich romantyczny związek z przeszłości skażony był zbyt wieloma obwarowaniami, takimi jak oskarżenia o brak wsparcia i wiary w jego sukces czy zarzuty jej matki, która za często mówiła dziewczynie o wygodach i standardach życia. Z drugiej chyba nie ma nic bardziej rozczarowującego niż eleganckie, urządzone ze smakiem przestrzenie, w których przebywają na poły emocjonalnie martwi ludzie. Retrospekcje nakładają się na wizualizacje z czytanych przez Susan stronic, dających złudzenie, że w tej historii są jakiekolwiek odpowiedzi. Czy rozstanie było tak bolesne, że Edward symbolicznie musiał ją zabić, czy może fakt bycia porzuconym doprowadził go na skraj metaforycznej śmierci? Ford więzi swoich bohaterów w wizualnie zachwycających kadrach, podduszając ich tłamszonymi wcześniej, niechcianymi uczuciami, spod których niekiedy przebija wręcz odór rozkładu.