HARRY POTTER I KAMIEŃ FILOZOFICZNY. 20 urodziny pierwszego filmu z serii
Ani upływ czasu, ani kontrowersje wokół postaci J. K. Rowling nie wpłynęły na zmniejszenie uwielbienia dla sagi.
Ale że to już 20 lat? Kiedy to minęło? Przecież to film mojego dzieciństwa, przecież to było wczoraj. Przecież ja jeszcze pamiętam seans pierwszej części w kinie: byłam wtedy, o ile dobrze liczę, w zerówce. Kiedy Harry złapał znicz na swoim debiutanckim meczu quidditcha, wstałam z fotela i zaczęłam bić mu brawo, a reszta zgromadzonych w kinie dzieci dołączyła się do oklasków. I jasne, dzieckiem nie jestem już od dawna, ale nie od AŻ TAK DAWNA… prawda?
Jestem z pokolenia Harry’ego Pottera, jak wszystkie osoby urodzone w pierwszej połowie lat 90. Dorastałam razem z tymi filmami i książkami. Podstawówka upłynęła mi pod znakiem konkursów z wiedzy o Harrym Potterze, nieporadnych prób literackich mocno inspirowanych serią o świecie magii i czarodziejstwa oraz sporów z katechetką przestrzegającą całą moją klasę przed diabłem czającym się na młodych czytelników z kart powieści J. K. Rowling. To Harry Potter był moją pierwszą tak silną fascynacją filmową i książkową. I zawsze będzie zajmował specjalne miejsce w moim sercu, chociaż już dawno z niego wyrosłam, nie odczuwam też potrzeby odświeżania sobie tej opowieści („Państwo Dursleyowie spod numeru 4 przy Privet Drive mogli z dumą twierdzić, że są całkowicie normalni, chwała Bogu. Byli ostatnimi ludźmi, których można by posądzać o udział w czymś dziwnym lub tajemniczym, bo po prostu nie wierzyli w takie bzdury…” – tak, dopóki potrafię przytoczyć z pamięci początek Kamienia filozoficznego, nie muszę sobie przypominać tej historii. Chyba że coś pomyliłam? Dajcie znać w komentarzach).
W ciągu dwudziestu lat, które dziś mijają od premiery Kamienia filozoficznego, filmowi Harry, Hermiona i Ron zdążyli rozpocząć dorosłe życie i z lepszym bądź gorszym skutkiem rozwinąć aktorskie kariery. J. K. Rowling została najpierw najbogatszą żyjącą pisarką, a następnie wrogiem numer jeden Twittera. Ja zaczęłam trochę więcej czytać i zauważyłam, że moja ukochana saga nie jest tak perfekcyjna, jak mi się początkowo wydawało, bo zmieniacz czasu Hermiony rozwala logikę całości, a istnienie eliksiru prawdy Veritaserum czyni wszystkie przypadki nieporozumień i niesprawiedliwych zsyłek do Azkabanu po prostu bezsensownymi. Chociaż gwiazda Harry’ego Pottera zbladła nieco przez lata, jak dzieje się ze wszystkimi ikonami popkultury, to nie udało się wypromować drugiej takiej młodzieżowej franczyzy, która powtórzyłaby sukces nastoletniego czarodzieja. Percy Jackson, Igrzyska śmierci, Eragon – kolejne hity przypływały i odpływały, rozpalały przez moment masową wyobraźnię, by po chwili zgasnąć i ustąpić pola kolejnemu modnemu tytułowi. A Harry Potter nadal pozostaje popularny i wciąż gromadzi nowych fanów. Dedykowane mu kolekcje w sieciówkach wyprzedają się na pniu, a dzieci na całym świecie – tak samo jak ja w ich wieku – nadal wykonują internetowy test przydzielający do jednego z czterech domów Hogwartu (pozdrawiam z tego miejsca wszystkich Krukonów). Magia?
Wszystko zaczęło się od części pierwszej, Kamienia filozoficznego. Po ogromnym sukcesie książek adaptacja filmowa była już tylko kwestią czasu. O prawa do powieści Rowling ubiegały się największe wytwórnie. I tutaj należą się autorce ukłony, ponieważ zrobiła dla swoich fanów najlepszą rzecz, jaką mogła – była wybredna i nieprzekupna. Zanim zgodziła się powierzyć realizację filmów studiu Warner Bros., przedstawiła swoje warunki, a potem twardo pilnowała ich egzekwowania, dzięki czemu otrzymaliśmy adaptację zgodną z duchem książek. Rowling zażądała m.in. braku amerykańskich aktorów w obsadzie i obsadzenia siebie w roli konsultanta reżysera.
Pierwsze części sagi są chyba moimi ulubionymi. Późniejsze adaptacje nie były już tak wierne książkom, dochodziło w nich do wielu koniecznych skrótów, przez co wkradł się chaos. Należę też do tego grona czytelników, dla których zakończenie całej serii było zbyt proste, a pokonanie Voldemorta – zbyt łatwe. To te pierwsze części, kiedy Harry jest jeszcze mały i niewinny, kiedy do historii nie wkrada się tak dużo mroku, darzę największym sentymentem i to w nich zawiera się esencja całego uroku sagi. Bo dlaczego dzieci na całym świecie pokochały Harry’ego Pottera? Pełna zwrotów akcji intryga – tak. Protagonista, z którym każdy może się utożsamić – też. Ale przede wszystkim kochaliśmy Harry’ego, bo chcieliśmy żyć w jego świecie. To pełen fantastycznych i niebezpiecznych atrakcji Hogwart, tajemnicza alternatywna rzeczywistość i ekscentryczni bohaterowie, tak niepodobni do normalnych „Dursleyów”, zamieszkujących nasz świat – te immersyjne elementy najskuteczniej przyciągały do serii.
Jakiś czas temu rozmawiałam ze znajomym o tym, że gdyby miał powstać remake serii, to powinien być serialem. To pozwoliłoby należycie przedstawić wszystkie wątki poruszane w tych grubych powieściach, a może i rozszerzyć nieco ich świat o kolejne smaczki. Szybko jednak doszliśmy do wniosku, że na taką ponowną adaptację jest jeszcze za wcześnie, bo wykonawcy projektu musieliby zmierzyć się z ikonicznym statusem filmów o Harrym. Jak tu przebić doskonały casting z oryginału? Bezbłędny wybór odtwórców poszczególnych ról sprawił, że dziś trudno nie myśleć o Alanie Rickmanie, czytając o Snapie, a jako Bellatrix wyobrazić sobie kogokolwiek innego niż Helenę Bonham Carter. Maggie Smith to profesor McGonagall, Robbie Coltrane to Hagrid, a Emma Watson to Hermiona (pomimo braku fizycznego podobieństwa do książkowej). No i Harry Potter również ma w mojej głowie twarz Daniela Radcliffe’a, chociaż kolor oczu u aktora się nie zgadza. Kolejnym elementem, który niezwykle trudno byłoby przebić, jest muzyka. John Williams stworzył ścieżkę dźwiękową, która nierozerwalnie kojarzy się zarówno z całą marką, jak i z ogólnie rozumianym czarodziejstwem, magią, niesamowitością. Muzyka robi tutaj połowę roboty w kwestii budowania odpowiedniej atmosfery. Temat przewodni Kamienia filozoficznego przypomina motyw mocy z Gwiezdnych wojen tego samego kompozytora, ale cóż – jeśli już recyklingować swoje własne osiągnięcia, to te najlepsze.
Obraz w reżyserii Chrisa Columbusa jest również przykładem wykonanej z niezwykłym pietyzmem adaptacji filmowej. Pierwszy film z serii jest tak wierny książkowemu pierwowzorowi i pomija tak niewiele wątków z powieści, że trudno traktować te dwa dzieła rozdzielnie. To ta sama historia, opowiedziana poprzez inne medium. Adaptacja Kamienia filozoficznego spotkała się z niemal jednogłośnie pozytywnym odbiorem ze strony fanów powieści i zgodnie z oczekiwaniami stała się międzynarodowym przebojem kasowym.
Nie jestem z tych, którzy jakoś szczególnie cenią sobie moralizatorstwo w sztuce, ale w książkach i filmach dla dzieci zwracam mimo wszystko uwagę na to, czy przekazują najmłodszym jakieś wartości. I dzisiaj, już z dorosłej perspektywy, mogę powiedzieć to, co jako dziecko przeczuwałam – Harry Potter opowiada się jednoznacznie po stronie przyjaźni, lojalności, odwagi i szlachetności. Wbrew temu, czego życzyliby sobie fanatycy, fabularna książka może powiedzieć dziecku więcej o moralności niż suche pouczanie i katechizm. Oferuje czytelnikom bohatera, który mimo lęku, samotności, nieśmiałości i ogólnej niepozorności potrafi stać się, no właśnie, bohaterem. Wartka opowieść pełna niebezpieczeństw i zagadek pokazuje w praktyce, jak być dobrym i myślącym małym człowiekiem: co nie zawsze jest równoznaczne z przestrzeganiem szkolnego regulaminu i ślepym posłuszeństwem względem autorytetów. Kiedyś na pewno obejrzę Harry’ego Pottera i kamień filozoficzny z moim dzieckiem. A jeśli za jakieś pięćdziesiąt lat dzieci nadal będą dziećmi, filmy filmami, a wyobraźnia wyobraźnią, to jestem przekonana, że i moje dzieci pokażą Harry’ego swoim dzieciom.