search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

ALAN RICKMAN – romantyczny szarlatan

Jacek Lubiński

14 stycznia 2016

filmorgpl alan rickman
REKLAMA

Kiedy się o nim myśli, przed oczami staje głównie bogata galeria rzezimieszków i antybohaterów. Hans Gruber ze Szklanej pułapki (czyli bodaj najbardziej kulturalny, pełen klasy bad guy w historii kina); diaboliczny szeryf z Nottingham, którzy uprzykrzał życie Robin Hoodowi o twarzy Kevina Costnera; rządzący twardą ręką tyran Elliott Marston z Quigleya na Antypodach; szalony Rasputin z telewizyjnego patrzydła HBO, za którą to rolę otrzymał jedyny Złoty Glob w karierze; czy w końcu niejednoznaczny profesor Severus Snape z serii adaptacji książek o Harrym Potterze. A przecież nie zagrał ich wcale tak wielu. To tylko jedna z twarzy artysty, o którym można napisać wszystko, tylko nie to, że dał się stłamsić swej mrocznej, ekranowej manierze.

Alan Andrzej Zulawski
<em>Die Hard<em>

Londyńczyk zadebiutował jednak w przygodach Johna McClane’a z taką werwą, że już chyba zawsze będzie z nim kojarzony w pierwszej kolejności. Z jednej strony trudno się dziwić, wszak ubrany w nienaganny garnitur Gruber to postać pełna niuansów, charyzmatyczna, oczytana i w jakiś sposób przerażająca swoją „biznesową otoczką”. Pod wieloma względami fascynuje ona widza bardziej niż swojski John, który chce jedynie przeżyć. W historii kina chyba tylko Darth Vader może poszczycić się większym magnetyzmem, a i to głównie dzięki szykownemu, czarnemu wdzianku i zakrywającej twarz masce. Takie maski Gruber również potrafił założyć – drobna zmiana akcentu i zachowania w niespodziewanym spotkaniu z McClane’em nie pozbawiała go jednak przenikliwości spojrzenia, przebiegłości działania. Bez niego Die Hard byłby pustym, kliszowym filmem. A bez Rickmana, który właśnie zmarł niecały miesiąc przed swoimi siedemdziesiątymi urodzinami, X muza byłaby sztuką niepomiernie uboższą.

Brzmi to nieco na wyrost, zważywszy, że do końca swoich dni był dla przeciętnego kinomana raczej cichym bohaterem drugiego planu, sympatycznie znudzonym szefem z To właśnie miłość lub skrytym pod kapeluszem pułkownikiem Brandonem – wiernym przyjacielem rodziny w komediowo zabarwionym romansidle Rozważna i romantyczna. Dorobek Rickmana nie zachwyca ani ogromem znaczących dla tego przemysłu ról, ani tym bardziej nikłą liczbą ważkich nagród za nie (do wspomnianego Globa dochodzi jeszcze tylko jedna BAFTA, jedna Emmy i odebrana osobiście, niespełna dwa lata temu w Bydgoszczy, nagroda im. Krzysztofa Kieślowskiego na Camerimage). Alan Sidney Patrick nie powalał na kolana również niezwykłą różnorodnością swego fachu, chociaż wyreżyserował i napisał samodzielnie dwa filmy – skromny Zimowy gość i powstała w siedem lat później, kostiumowa Odrobina chaosu, w której pojawił się także przed kamerą. Śpiewał w hollywoodzkiej wersji Sweeney Todda i rockowym CBGB oraz podkładał swój charakterystyczny głos w morskiej animacji Ratunku, jestem rybką! i pod uroczo przygnębionego robota Marvina w ekranizacji Autostopem przez galaktykę. Trudno jednak nazwać go aktorskim kameleonem, który zmieniał oblicze kinematografii.

alan2 filmorgpl lvtslider

A jednak był to też typ artysty, o którym nie da się pisać prostych, zdawkowych formułek. Potrafił jednym gestem lub słowem, a także magicznym brzmieniem wspomnianego już głosu skraść cały film (i kobiece serca), zapisać się w pamięci widza i sprawić, by ten zapomniał o wszystkim innym. W jego twarzy było – a raczej jest, wszak tych obrazów nijak już nie wymażemy – coś takiego, co przykuwało uwagę i zarazem potrafiło onieśmielić. Swoista przystępność wymieszana ze swojskością oraz ciepłem była w stanie zarówno rozbawić (co też czyniła najczęściej), jak i przejąć, przestraszyć, kiedy zaszła taka potrzeba. W spojrzeniu Rickmana krył się często także błysk, który z łatwością pomagał mu zdobyć sobie przychylność odbiorcy w rolach wypełnionych autoironią, flegmatycznych, niezadowolonych z życia pomagierów głównych bohaterów. Taki był właśnie anioł Metatron – wysłannik Boga w prześmiewczej Dogmie Kevina Smitha. I Alexander Dane z Kosmicznej załogi sceniczny weteran sztuk szekspirowskich, który przyjął dobrze płatną rolę w gównianym serialu telewizyjnym (oczywista parodia serii Star Trek), pełnym irytujących współpracowników o wybujałym ego, denerwujących fanów oraz gumowej charakteryzacji, pod którą z coraz większą bezradnością odgrywa kolejne scenki.

Oczywiście na tym jego repertuar się nie kończy. Był bezimiennym śledczym, który totalnie zalazł za skórę Madeleine Stowe w doskonałym Closet Land, irlandzkim bojownikiem o wolność w Michaelu Collinsie, gdzie walczył u boku Liama Neesona, detektywem policji w Pocałunku Judasza i próbującym chronić swoją córkę szlachcicem w Pachnidle: Historii mordercy, a jego interpretacje Shabandara oraz Ronalda Reagana to przypuszczalnie jedyne warte uwagi rzeczy w, odpowiednio, mdłym remake’u Gambita i politycznie poprawnej laurce, jaką jest Kamerdyner. Był też tuzinem innych postaci, mniej lub bardziej wyrazistych, drugiego planu, z których dwie ostatnie są od siebie tak różne, jak to tylko możliwe. Zobaczymy go zatem jeszcze jako generała w politycznym thrillerze Eye In the Sky oraz skrytego pod toną efektów specjalnych w najbardziej zbędnym ze wszystkich niepotrzebnych sequeli, Alicja po drugiej stronie lustra, w której powtórzył rolę Gąsienicy Absolem. Trochę to smutne, zważywszy, z jak wysokiego C zaczynał, lecz przecież kino bywa równie bezlitosne jak życie, które bez wyraźnych powodów zabiera wpierw zawsze najlepszych.

Alan faces Harmony Korine Spring Breakersd
różne oblicza Rickmana

Takim bez wątpienia był Alan. Wywodzący się z klasy robotniczej, średni syn z czworga dzieci Margaret Doreen Rose i Bernarda Rickmana, absolwent brytyjskiej RADA, której został również wiceprzewodniczącym w 2003 roku. Przede wszystkim uznany aktor i reżyser teatralny, bo też i tam odnosił największe sukcesy artystyczne (acz i w telewizji zaczynał od Szekspira – jako Tybalt w Romeo i Julii z 1978 roku), tam czuł się jak w domu (tam oraz w Kanadzie, do której regularnie powracał). Mimo że z początku studiował grafikę, a prywatnie był uzdolnionym kaligrafem i malarzem, to właśnie teatr został jego pierwszą wielką miłością, którą wielokrotnie przedkładał nad kino, odrzucając wiele potencjalnie ciekawych ról (jak Lord Farquaad ze Shreka). Drugą miłością okazała się niezwiązana z ani jedną, ani drugą branżą Rima Horton, której pozostał wierny aż do końca swych dni, wcześniej oficjalnie wyznając miłość po blisko pięćdziesięciu latach wspólnego życia.

Choć potrafił być diablo poważny i tak też podchodził do swojego zawodu, Rickman nigdy nie brał siebie samego zbyt serio. Ten charakterystyczny luz mocno wpływał na jego ekranowe emploi, a i w życiu prywatnym tworzył wraz z przychodzącym mu naturalnie humorem, głębokim tembrem głosu i niezapomnianymi grymasami mieszankę, której trudno się było oprzeć. Nic zatem dziwnego, że – pomimo niezbyt powalającej aparycji – kobiety często do niego wzdychały, a mężczyźni darzyli szacunkiem. Emanował w dużej mierze także szczerością ekspresji, a jego wrodzona (chociaż patrząc po niektórych rolach wcale nieoczywista) serdeczność oraz radość z życia sprawiły, że nijak nie można było po nim poznać, iż od jakiegoś czasu toczy zacięty bój z nowotworem. Przegrał go w końcu, tak samo jak trzy dni wcześniej David Bowie. Pocieszać można się faktem, że w tańcu z kostuchą obaj byli mistrzami…

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA