Guns. Lots of guns. Najlepsze akcje z serii JOHN WICK
Wciąż w kinach można oglądać prawdopodobnie jeden z najbardziej spektakularnych filmów akcji roku, jeśli nie kilku ostatnich lat. Mowa oczywiście o czwartym rozdziale niezwykle dziwnej, ale i fascynującej zarazem serii „John Wick”.
Wszystko zaczęło się w 2014 roku od kameralnego akcyjniaka spod ręki dwóch debiutantów Chada Stahelskiego i Davida Leitcha z Keanu Reevesem w roli głównej. Udało się tam w świeży sposób wymieszać wymuskaną stylistycznie tendencję neo noir, poetykę gun fu i aurę prostych filmów sensacyjnych z lat 70. i 80. Skala, jak i jakość choreograficzno-techniczna dopracowanej rozwałki rosła z części na część. Widzowie nie tylko nie nudzili się taką rozrywką, ale wręcz przeciwnie: zainteresowanie i frekwencja sukcesywnie rosły. Przyjrzyjmy się zatem temu fenomenowi, ale od strony ściśle specyficznej: zastanówmy się, jakie były najlepsze sceny akcji w całej serii. Ile razy twórcy dali z siebie 200%? Ile razy poczuliśmy adrenalinę? Do których momentów chcemy wracać najczęściej, choćby poprzez klipy na YouTubie? Przedstawiam 10 takich scen/sekwencji akcji z cyklu — może się wydawać, że to sporo pozycji, ale i tak parę odrobinę mniej udanych czy pamiętliwych musiało odpaść — trudno. Niemniej, czy poniżej wymienione akcje to mistrzostwo filmowej operatorki, kaskaderki i choreografii? — cytując samego Johna: Yeah.
Uwaga! W artykule mogą znaleźć się mniejsze i większe spoilery ze wszystkich części cyklu „John Wick”, także z niedawnej, czwartej odsłony.
Akcja w klubie – „John Wick” (2014)
Zaczniemy od momentu (nie bójmy się tego słowa) historycznego — od sceny z Johna Wicka, która rozwiała wątpliwości widzów — od sceny, która pokazała, że ten film to coś więcej niż kolejny taki sam sensacyjniak na modłę Uprowadzonej czy sagi o Jasonie Bournie. W tym dziele jest jeszcze parę świetnych scen, niestety te nie dały rady załapać się do tego rankingu. Jest przykładowo strzelanina w stylu Gorączki Michaela Manna, pojedynek 1 : 1 z morderczynią w pokoju hotelu Continental czy finałowe, gustowne wizualnie porachunki. Jednak żadna scena z pierwszej części nie robi chyba aż takiego wrażenia jak ta w klubie nocnym właśnie. Zaczyna się od pogoni za mordercą psa w sferze jacuzzi, by przejść do dyskotekowych pomieszczeń, gdzie na Wicka wyskakuje cała zgraja wrogów, a ten pokazuje swój kunszt i doświadczenie w technikach zarówno walki wręcz, jak i bezbłędnego celowania z broni palnej. Ten efektowny fragment posłuży Stahelskiemu jako wzór i kierunek w przyszłości. Większość scen rozróby z kolejnych części podąży właśnie w tę stronę — teatru permanentnej przemocy, gdzie muzyka techno, stylowe garnitury i neonowe oświetlenie tworzą zjawiskową jedność. Oto rewolucja dla kina akcji na miarę XXI wieku.
Masakra w muzeum – „John Wick 2” (2017)
Gdy wyszła kontynuacja do tego niepozornego filmu z Keanu Reevesem, było wiadome, że od twórców oczekuje się, by zaoferowali podobną sekwencję co ta w klubie, ale mocniej, szybciej, głośniej — a może i nieco inaczej, żeby pozbyć się nużącego poczucia powtarzalności. Spokojnie, Stahelski był na pokładzie i jak zwykle nie zawiódł. Sekwencja w muzeum zaczyna się od trzymającego w napięciu prologu. Przechadzający się po gustownej przestrzeni Wick zauważa jednego z głównych antagonistów filmu: Santina D’Antonio — tłum rozstępuje się, słychać niepokojącą elektroniczną muzykę. Wiemy, że suspens zaraz ustąpi fali przemocy i to następuje. Przy akompaniamencie Czterech pór roku Vivaldiego Wick rozstrzeliwuje mnożące się zastępy nieprzyjaciela. Nerwowo, w niesamowitym tempie przeładowuje broń — wiemy, że jego gniew od czasu zabicia psa w pierwszej części cyklu cały czas eskaluje, i ta sekwencja jest tego dowodem. Kamera czysto, przejrzyście ilustruje kolejne morderstwa — warto dodać, że są one bardziej krwawe niż poprzednio. Priorytetem dla prawdziwego zabójcy na zlecenie są bowiem strzały w głowę. Całość skontrowana jest ze stylowym, pięknie oświetlonym, sterylnym wnętrzem muzeum. To jest prawdziwa sztuka, godna własnej wystawy.
John pokonuje kolejnych asasynów – „John Wick 2” (2017)
Pora na sekwencję niepozorną i nietypową jak na standardy serii, ale i tego rankingu. Montaż symultaniczny łączy jednocześnie kilka kolejnych morderstw z ręki Wicka — zabójstwa przeprowadzone są w różnych stylach i w niejednakowych, zawsze stylowych przestrzeniach. Pomysłowe morderstwo za pomocą ołówka? Jest. Wskakiwanie na wielkiego zawodnika sumo? Jest. Zapasy z przebiegłą i niezwykle zwinną wojowniczką — oczywiście. Obietnica intensywności i rosnącej dawki absurdu w kolejnych częściach? Również. Długo zastanawiałem się, czy zostawić tę scenę na liście, czy w jej miejsce zaserwować którąś akcję z części pierwszej — choćby słynny napad na dom Wicka. Zaważyła większa atrakcyjność kolejnych pojedynków z dwójki, ale też swoista unikalność tej akcji na przestrzeni całej serii. Co więcej, mamy tu do czynienia z umiejętnym poszerzaniem naszej wiedzy o świecie przedstawionym — wszystko opowiedziane przez ruch, bez ani jednego wypowiedzianego słowa. Oto maestria i piękno rzeczywistości zarojonej przez najdziwniejszych i najbardziej nieprzewidywalnych morderców na zlecenie — utopia dla każdego fana kina akcji.
Walka na noże – „John Wick 3” (2019)
Najczęstszym typem walki w serii są pojedynki na broń palną, ewentualnie walka na gołe pięści — bądź mieszanka obu stylów — szumnie nazywana jako gun fu. Czasem jednak znajdą się akcje o charakterze odmiennym. W tym wypadku jest to batalia z użyciem noży wyjmowanych z trzaskiem szkła z bogato wystrojonych gablot gdzieś tam w pierwszych trzydziestu minutach Johna Wicka 3. Stahelski ogranicza nieco liczbę wojowników i prezentuje bodaj najbardziej baletową w swej esencji sekwencję w całym cyklu. To czysta perfekcja. Jest odważnie, błyskotliwie, a przy tym nad wyraz okrutnie, czy wręcz sadystycznie w szczegółach. Osoby wrażliwe na naturalistyczną przemoc w finale sceny będą zasłaniać oczy. Dynamiczna choreografia, strach widza o poważne kontuzje, zwiększona czujność uczestniczących na nagły ból i krzyki walczących na tle druzgocącej ciszy — w 2019 roku cała sala kinowa zamarła — nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni w historii cyklu.
Walka z udziałem Halle Berry i psów – „John Wick 3” (2019)
Czas na scenę, po której psiarze, ale i miłośnicy gier-strzelanek zbierali szczękę z podłogi. „Zastrzelił mojego psa” — tłumaczy atak na lokalnego bossa bohaterka odgrywana przez Halle Berry. Wickowi nie trzeba wiele więcej tłumaczyć i natychmiast dołącza się do brutalnego działania. Scena wygrywa czujnością operatorską — każdy szczegół zawrotnie szybkiej akcji ujęty w genialnych jazdach kamery, wirtuozersko orientujących widza w przestrzeni. Drugim kluczowym elementem sukcesu sekwencji jest nieco rwany, dynamiczny montaż, pokazujący zarówno zmagania Johna na froncie, jak i Halle Berry, a także — wreszcie — jej doskonale wyszkolonych psów. W scenie rolę muzyki pełni w głównej mierze nieustępliwy huk broni palnej — liczy się surowa brutalność, ale i wzmożone poczucie długiego czasu trwania całej strzelaniny. Stahelski na tym etapie swej tetralogii pokazał, że nie celuje już w krótkie, dosadne sceny przemocy — pora na rozciągnięte i zmaksymalizowane do granic możliwości widowisko. A będzie tylko lepiej.
Wojna w hotelu Continental – „John Wick 3” (2019)
Nie bez przyczyny użyłem tu słowa „wojna”. Fani z ekscytacją będą wracać do tej sekwencji latami, zwłaszcza gdy nie ma z nami już Lance’a Reddicka, odtwórcy jednej z bardziej charakterystycznych postaci cyklu, konsjerża Charona — tutaj po raz pierwszy można zobaczyć go w akcji. Jakkolwiek odnoszę wrażenie, że wszystko, co dzieje się po tej scenie w dalszej części filmu, jest już nieco męczące, tak sama ta rozróba z pancernie uzbrojonymi wojownikami robi ogromne wrażenie nietypowym oświetleniem, intensywną warstwą dźwiękową, ale i poczuciem uczestniczenia w prawdziwej bitwie o ogromnej stawce. Jaką drogę przeszliśmy: od samotnego wojownika, pokonującego swoich przeciwników w kameralnych, często osobistych starciach, do wielkich bitew, gdzie Wick solidaryzuje się z konsjerżem przeciwko potężnej, niemal niezniszczalnej armii. To wciągająca scena z ponownie rozbrzmiewającą donośnie zremiksowaną muzyką Vivaldiego, uzupełniona o doskonały humor. W połowie całej zadymy John i Charon idą do specjalnej skrytki uzupełnić amunicję i krótko pogawędzić z kompletnie wyluzowanym Winstonem. Bezpardonowe mieszanie surowej powagi z błyskotliwym żartem i luzem to uwielbiany przez publiczność znak rozpoznawczy serii.
Wojna w hotelu w Osace – „John Wick 4” (2023)
Ponad półgodzinna spektakularna sekwencja, umieszczona już w pierwszym akcie Johna Wicka 4, udowadnia, że twórcy nie zapomnieli o klasycystycznej energii serii, jej elegancji i dżentelmeńskiej tradycji, z jaką powinni atakować się kolejni przeciwnicy. Mamy tu do czynienia z nagromadzeniem wielu różnych elementów, które po latach mogą okazać się ikoniczne: stoicki, natchniony występ aktorski legendy kina samurajskiego Hiroyuki Sanady, wstępny pokaz niebywałych sił innej ikony wschodnich filmów walki: Donniego Yena czy po raz pierwszy wykorzystanie na taką skalę pięknych srebrnych, kuloodpornych marynarek przez niebezpiecznych dżentelmenów. Wreszcie, niezwykle na miejscu wydaje się to, że na samego Johna w pełnej krasie musimy trochę poczekać. Gdy w końcu się pojawia, musi jak za starych dobrych czasów samotnie mordować całe zastępy wrogów. W ruch idzie nunczako, broń, której jeszcze dotąd nie używał i trzeba przyznać, że posługuje się nią ze spodziewaną mistrzowską precyzją. Chwilę później dochodzi do poetyckiego spotkania z jego niegdysiejszym przyjacielem, Cainem, który z miejsca dołącza do panteonu charakterystycznych, uwielbianych przez widzów bohaterów. John w tej akcji znowu jest nieustannie o kilka milimetrów od śmierci, a my pochłonięci zachwytem nad tym tańcem śmierci — tym razem w kolorycie wschodnioazjatyckim.
Walka pośród samochodów pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu – „John wick 4” (2023)
Tak, to znowu scena akcji z czwórki, ale co poradzę, że ewidentnie Chad Stahelski chciał niejako podsumować dotychczasową drogę — zarówno swego bohatera, jak i tą, którą sam przeszedł jako reżyser. Trzeba przyznać, że pożegnał się tu z przytupem, ale i gracją. Cała akcja zaczyna się od przypomnienia, że John Wick (o czym można było zapomnieć) oprócz nieustannego spuszczania manta całym zastępom przeciwników jest także doskonałym kierowcą. Dynamiczny pościg wygląda jak ulepszona wersja początkowej sekwencji z Johna Wicka 2. Gdy bohater wreszcie wypada z auta, jest na najbardziej ruchliwym i potencjalnie niebezpiecznym rondzie, jakie można sobie wyobrazić. Scena jest do granic możliwości umowna. Pojedynki walczących pomiędzy pędzącymi samochodami wcale nie mają być realistyczne czy wiarygodne. Czy jest to nawiązanie do retro gier komputerowych o przechodzeniu postaci przez ulicę, ale z dodatkiem porywającego mordobicia? Chyba tak to można nazwać. Komiksowy absurd miesza się z pulsującym i paradoksalnie autentycznym wrażeniem bycia osaczonym w centrum niebezpiecznego nocnego życia Paryża. Zwariowana sekwencja jest jedną z najbardziej skomplikowanych technicznie w całej serii, brawurowo uzupełniona o wspomagające efekty specjalne i udział dzielnego psa Nobody’ego, który ma tutaj okazję zabłyszczeć.
Walka w opuszczonej paryskiej kamienicy – „John Wick 4” (2023)
To mogła być kolejna taka sama sekwencja, złudnie przypominająca sceny z Johna Wicka 3, pokroju tej z psami albo wspomnianej finałowej wojny w hotelu Continental. Chad Stahelski nie byłby sobą, gdyby znowu nie przeskoczył rekina i zaserwował odbiorcom nowatorskiego dodatku do znanych już konwencji. Po raz kolejny twórcy doskonale zarysowują scenograficznie kunsztowną przestrzeń kamerą filmową — tym razem jednak wznoszą się poziom wyżej (też dosłownie) w technicznej maestrii przedsięwzięcia. Kamera stopniowo odlatuje od Johna Wicka, by zawiesić się na wysokości sufitu i z tej nieoczywistej perspektywy ukazać prawie cały bój, na niemal nieprzerwanym, długim ujęciu. Muzyka została tu wrzucona wprost ze sceny klubowej z pierwszej części cyklu, co może przypominać nam, jaki seria zaliczyła progres — zarówno wizualny, jak i kreatywny. W finale tej bombastycznej akcji John nawiązuje więź porozumienia z chcącym go zabić asasynem, imieniem Nobody, gdy ratuje jego psa przed śmiercią. Ten moment po raz kolejny kradnie serca publiki i przechodzi do historii.
Walka na schodach – „John Wick 4” (2023)
W momencie, gdy widzowie myślą, że naprawdę widzieli już wszystko, przychodzi TA scena — strzelaniny na schodach. Zmęczenie Wicka, jak i pomysłowość twórców zdają zbliżać się do zenitu — jednak nikt się w tej bitwie nie poddaje, a chęci i serce do walki są tu na pierwszym miejscu. Przywitajmy z otwartymi rękoma ten gargantuiczny hołd dla pracy kaskaderów. Kto wie, może to jest właśnie sekwencja, dzięki której w przyszłości będziemy mieć na Oscarach osobną kategorię wyróżniającą robotę tych niedocenianych członków ekip filmowych? Jeśli myśleliście, że ogromna stawka w tej sekwencji, jej doniosłość, ale i wytworna nastrojowość z czasem zmordują także i odbiorcę — nic bardziej mylnego. Znowu jest tu obowiązkowe miejsce na żarty — publika wpierw chwyta się oparcia fotela i śledzi z zapartym tchem zmagania bohatera, by chwilę później pośmiać się z niego, gdy ten turla się w nieskończoność po schodach. Oczywiście, po całym gagu Wick magicznie przeżywa, ale niestety zdaje się coraz bardziej wyczerpany. Całe szczęście, chwilę później w powrocie do pionu i dokończeniu starcia pomaga mu nie kto inny jak Caine. „John, musisz wejść na te schody” — mówi. Nawet mimo nierozstrzygniętych porachunków na karku i często wrogich zobowiązań, prawdziwe braterstwo w tym świecie okazuje się możliwe. Ostatnią prostą do bazyliki Sacré-Cœur przejdą ramię w ramię, broniąc sobie plecy, a widzowie już do końca z wielkim przejęciem będą im kibicować. Czy to finał pięknej przyjaźni?