John Wick 2. Sequel doskonały
Ten akapit powinien być ostatnim, podsumowującym, ale być może nie wszyscy dotrwalibyście do niego, a muszę przekazać jeden ważny komunikat – koniecznie idźcie do kin na John Wick 2. To może być jedna z ostatnich okazji, aby uratować współczesne filmy akcji. Jeżeli czuliście zażenowanie, patrząc na Liama Neesona przeskakującego przez płot w czternastu cięciach (Uprowadzona 3), jeżeli macie dosyć trzęsącej się kamery i bardzo bliskich ujęć ukrywających warsztatowe braki w trakcie scen walki, zamanifestujcie to, kupując bilet na John Wick 2.
Rzadko się zdarza, żeby sequel zbliżył się do oryginału, a powodem zazwyczaj jest nastawienie na zrobienie czegoś droższego, większego, bardziej spektakularnego. Keanu Reeves w drugiej części przygód obdarzonego stoickim spokojem zabójcy tylko w niewielkim stopniu został wystawiony na tę pokusę – zabija znacznie większą liczbę przeciwników. Chad Stahelski nie zmarnował budżetu na wybuchy i kilkanaście kamer kręcących jednocześnie tę samą scenę, co w montażu pozwoliłoby na stworzenie nienaturalnej, chaotycznej dynamiki. Nie uległ wszystkim tym pokusom, którymi Gareth Evans zniszczył The Raid. Co jednak istotniejsze, scenariusz nie jest powtórzeniem identycznej historii w nieco zmienionych realiach. Wielu dziennikarzy dopytywało żartobliwie, czy i tym razem John Wick będzie mścić się za śmierć psa, i chociaż jest to oczywista hiperbola, to podobnych przypadków w historii kina nie brakuje. Wystarczy wspomnieć Speed 2 (którego Reeves na szczęście uniknął), gdzie autobus został zastąpiony wbijającym się w nabrzeże okrętem, ale budowanie dramaturgii jest niemalże identyczne.
Tym razem zostajemy wprowadzeni w tajniki świata płatnych zabójców. Okazuje się, że mają nie tylko własne hotele, ale także specjalne sklepy z bronią, noszą eleganckie kreacje i wyrażają się językiem, jakiego nie powstydziłby się T. S. Eliot, a poza tym mogą być właściwie wszędzie. Brzmi to dosyć absurdalnie i tutaj Stahelski ukazał swój drugi talent (o tym, że jest jednym z najlepszych reżyserów kina akcji już wiadomo). Stworzony przez niego świat jest nierzeczywisty, wiele jego elementów można odebrać wręcz jako komediowe, a jednak przedstawione są w taki sposób, że nie wywołują odruchu negowania. Łatwo można dać się oszukać autorowi tej wizji, a im dalej, tym potrzeba uczestnictwa w tym perfekcyjnym kłamstwie staje się silniejsza.
Pomysł jest na tyle dobry, że aż prosi się o rozwinięcie i niekoniecznie w formie trzeciej części filmu (aczkolwiek mam nadzieję, że i do niej dojdzie), lecz w postaci komiksu. Weźmy na przykład scenę walki ulokowaną w pomieszczeniu pełnym luster – sama w sobie wygląda jak żywcem przeniesiona z graficznej opowieści i prawdopodobnie gdyby stał za nią Olivier Megaton, otrzymalibyśmy pokaz tandety na najgorszym poziomie. Stahelski i Reeves sprawiają jednak, że kupujemy tę spotęgowaną kliszę filmu akcji, a w dodatku czerpiemy z niej ogromną satysfakcję.
Umiejętności Keanu Reevesa są imponujące, ale dopiero spotkanie z Laurencem Fishburnem uświadamia, jak bardzo nadludzkie są to wyczyny. Panowie spotkali się blisko dwadzieścia lat temu na planie Matrixa i o ile Morfeusz został poddany procesowi starzenia jak każdy śmiertelnik, o tyle Neo jawi się jako niezniszczalny Krzysztof Ibisz, który pomimo pięćdziesięciu dwóch lat na karku aktualnie jest w amerykańskim kinie bezkonkurencyjny, jeżeli chodzi o talent w obijaniu anonimowych drabów. Wick jest równie skuteczny co Rambo czy Commando, ale wyróżnia go to, że śledzenie jego potyczek nie przypomina grania w strzelankę na najniższym poziomie trudności po wpisaniu kodu na nieśmiertelność. Z jednej strony oczywistym jest, że wyjdzie cało z każdej opresji, z drugiej nieustannie czuć napięcie, bo może akurat tym razem przyjmie o jeden cios za dużo, a przyjmuje ich zdecydowanie więcej niż podobne mu postacie. Ponadto wszystko, co John Wick robi na ekranie, Keanu Reeves faktycznie wykonał i choćbyście nie wiem jak bardzo narzekali, że jest drewnianym aktorem o jednym wyrazie twarzy, to akurat tutaj robi duże wrażenie.
Zmobilizujcie wszystkie siły i idźcie masowo do kin. Włodarze wytwórni filmowych muszą wiedzieć, że właśnie takiego kina akcji chcemy.
John Wick 2 zachwyca genialną choreografią; wiarygodnością osiągniętą pomimo użycia niemal komiksowych środków; sensowną fabułą nieprzeszkadzającą czysto rozrywkowemu charakterowi filmu. Myślę, że nie przesadzę, nazywając ten film absolutem w swojej klasie i dlatego na koniec ponawiam apel – zmobilizujcie wszystkie siły i idźcie masowo do kin. Włodarze wytwórni filmowych muszą wiedzieć, że właśnie takiego kina akcji chcemy.