search
REKLAMA
Zestawienie

GRZESZNE PRZYJEMNOŚCI PRZED EKRANEM. Złe filmy, które KOCHAMY

Odys Korczyński

2 kwietnia 2019

REKLAMA

Barbarella – królowa galaktyki (1968), reż. Roger Vadim

W ocenie Barbarelli trudno o obiektywizm, zwłaszcza gdy film ocenia męska część widowni. Damska pewnie w ogóle nie zainteresuje się tym typem filmu. W sumie to rozumiem. Klaustrofobicznie studyjna to produkcja wyjęta spod ręki Vadima, czyli żadnego specjalisty od gatunku czystego science fiction. Skąd więc ten sentyment – w tym i mój? Zaręczam od razu, że nie chodzi o skąpe ubrania Jane Fondy. Może z powodu mnogości dekoracji i wymyślnych strojów? Może dlatego, że Jane jest ładna? A może też współcześni odbiorcy potrzebują nieco odmiany od CGI w postaci prawdziwych dekoracji i wyraźnie obecnej, teatralnej atmosfery. Wszystkie te cechy zawiera Barbarella, a na dodatek stawia kobietę zarazem w roli przedmiotu do międzygalaktycznego posiadania, a jednak na tyle niezależnego, że stał się on mocnym, niezależnym bohaterem. Dzisiaj takie podejście jest wręcz modne. W którym współczesnym mainstreamowym filmie science fiction powierzono główną rolę ślicznej, bardzo seksualnie nastawionej do rzeczywistości dziewczynie? Mogłoby być to niebezpieczne, bo jakaś wrażliwa grupa mogłaby stwierdzić, że film ocieka seksizmem. A tak niech widzowie kochają sobie stary, nieco kiczowaty film o kosmicznie pięknej agentce, przed której wdziękami klękają całe planety.

Kruk (1963), reż. Roger Corman

Tak naprawdę mógłby tu być jakikolwiek przedstawiciel horrorów klasy B, które wyszły spod ręki Cormana. Kruka wybrałem ze względu na to, że jest dość luźną adaptacją jednego z najbardziej znanych poematów grozy w historii literatury. Nawet używając tekstu autorstwa E.A. Poego jako wyłącznie inspiracji, niełatwo było nakręcić taki film w tamtych analogowych czasach. Ekipie Cormana się oczywiście udało, kosztem mniej lub bardziej żenujących środków technicznych w postaci rysowanych teł, trików montażowych i efektów pirotechnicznych. Dodatkowo całości osobliwego klimatu użyczyły filmowi nieostre ujęcia kruka, sztuczne pajęczyny i nieco drętwa gra aktorów – zwłaszcza Vincenta Price’a. Młodziutki Jack Nicholson sprawdził się o dziwo całkiem dobrze, chociaż wyglądał jak Robin Hood. Tych wad produkcji można by wymienić jeszcze całkiem sporo, ale co z tego, kiedy wszystkie tego typu filmy ze stajni Cormana starzeją się z wielką godnością. Tym bardziej się je uwielbia, gdy podczas seansów doświadczy się równowagi, jaka w nich pasuje – harmonia między kiczem, grozą a niewprawnościami technicznymi, które nigdy nie przesłaniają pozytywnego odbioru treści.

Głębokie gardło (1972), reż. Gerard Damiano

Kultowe porno zwłaszcza pośród hipsterów, którzy próbują udowodnić, chyba przede wszystkim sobie, że w porno chodzi o coś więcej niż wywołanie podniecenia u widza, głównie męskiego, chociaż ostatnimi czasy dla kobiet również zaczęto kręcić ten rodzaj filmów i jak dla mnie, jako mężczyzny, jest całkiem skutecznie pobudzający. Co do Głębokiego gardła, sam zaliczyłem kilka spotkań towarzyskich, gdzie film Damiana uzupełniał nadęte intelektualnie tło do picia wódki i obmacywania się po kątach. Przyznam się, że jego drętwość nie zrobiła na mnie wrażenia, bo o ile trudno stwierdzić na filmach pornograficznych, czy aktorki faktycznie są podniecone, to u Damiano nawet męskie członki miały duże trudności z powstaniem. Generalnie aktorzy bardzo się starali, a koleżanki im usilnie w tych staraniach chciały pomóc. Trzeba podkreślić, że mimo sukcesu największą ofiarą widzowskiej miłości do Głębokiego gardła jest niewątpliwie Linda Lovelace. Jej życie poukładało się tak karkołomnie, jak główny motyw filmu Damiano. Nawet dzisiaj w świecie japońskiego weird porno sam pomysł umieszczenia łechtaczki w gardle wydaje się jednak zbyt abstrakcyjny, żeby można było z niego wycisnąć przynajmniej udające zaangażowanie w potrzeby widza porno. Faktem jednak jest, że Głębokie gardło zarobiło ponad 600 milionów dolarów, kosztując zaledwie 25 tysięcy. To wielki sukces i znak, że oficjalne dopuszczenie do dystrybucji tego typu filmów mogłoby wywołać małą rewolucję społeczną. Dziesiątki milionów widzów dokonałoby coming outów i oficjalnie przyznało się, że uwielbia ten gatunek wraz z dziesiątkami specjalistycznych podgatunków. Czy nie byłoby zdrowiej?

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor