GORZKIE GODY. 25 lat od premiery
Nie ma radości w ranieniu kogoś, do kogo nie żywi się żadnych uczuć…
Łączy ich coś, co trudno opisać. Zostają zamknięci w pułapce, z której nie ma wyjścia. Wchodzą w role, które niegdyś były dla nich obce – on, sparaliżowany od pasa w dół – uzależniony od kobiety, której nie może już mieć, zamknięty w czterech ścianach, zniewolony. Ona – z roli kobiety zakochanej i naiwnej wskakuje w skórę demona, obsesyjnie zagłębiając się w zemstę. Gdy pewnego razu tańczy po kolacji z innym mężczyzną na oczach Oskara, wbija gwóźdź do jego trumny. Erotyczne pląsy tych dwojga kończą się w sypialni. Nie zamykają za sobą drzwi, aby Oskar mógł wszystko wyraźnie słyszeć. Tę sekwencję uzupełnia jeden z najlepszych utworów Vangelisa stworzonych do Gorzkich godów. Dzięki tej ilustracji muzycznej scena ocieka zwierzęcym erotyzmem, w pełni też można wejść w rolę Oskara. Zrozumieć, co w tym momencie czuje. Mimi wykorzystuje seks do poniżenia tego, który ją zrujnował, przez którego usunęła dziecko i który teraz jest zupełnie zależny od niej przez swą ułomność fizyczną, tak jak ona niegdyś przez fakt, że zbyt mocno kochała. Zależność między tymi dwojgiem fascynuje, nie ma ucieczki, stają się niewolnikami swego pożądania, a gdy ono mija- pasji niszczenia. Rozwiązanie jednak jest w zasięgu ręki… Na urodziny Mimi wręcza Oskarowi pistolet… biorą ślub i wyruszają w ostatnią podróż swego życia…
– Płyniecie do Istambułu?
– Tak. A potem lecimy do Bombaju.
– A ty, dokąd?
– Dalej… dużo dalej…
Końcowy akt dramatu ma rozegrać się na oczach zagubionego małżeństwa – Fiony i Nigela. Nie wiemy, kiedy Mimi i Oskar podjęli decyzję o popełnieniu samobójstwa. Było to jednak zaplanowane, co kilkakrotnie przewija się w wypowiedziach kuszącej blondynki. To jednak po prostu kolejny stopień, po ślubie – drastyczne wypełnienie słów “dopóki nas śmierć nie rozłączy”. Jest to jedyny sposób na odzyskanie wolności, wzajemne zrezygnowanie z siebie i odkupienie grzechów. Oskar kończy opowieść na przedostatnim akcie tragedii…
Snując tę historię prezentował krańcowy voyeuryzm. Słuchając tego mężczyzny, odpychającego, wizualnie już zupełnie nieatrakcyjnego i zestawiając go z Nigelem – przystojnym, uroczym, okazuje się, że to nie tym pierwszym widz pogardza. Podstarzały kaleka mówi bowiem o wszystkim, mówi o tym, o czym jego rozmówca marzy, co sprawia, że zaczyna obsesyjnie pożądać Mimi, do czego jednak nigdy się nie przyzna, prezentując “święte oburzenie”. Nieprzypadkową jest scena, kiedy słuchacz siada na wózku inwalidzkim Oskara. Nigel symbolizuje ludzi, nie potrafiących poradzić sobie z samymi sobą, oszukujących, chcących jednak uchodzić za uosobienie praworządności, uważających, że dotarli do istoty poznania i mogą rozstrzygać, co jest poprawne, a co nie, jednocześnie podchodząc zupełnie bezkrytycznie do własnej osoby. On jest inwalidą emocjonalnym, wstydzącym się przed samym sobą swych pragnień, udającym, że wszystko jest takie, jakim być powinno.
To zestawienie wydaje się być żartem twórcy, bezczelnym pokazaniem, że odpychający masochista jest kimś lepszym niż szary obywatel. Za kryterium przyjmuje prawdę, kpiąc z pozorów, wokół których ludzie budują swe wyobrażenia o innych. Czy bowiem możliwe jest obdarzenie szacunkiem osoby, jaką jest Nigel? Ekshibicjonizm dzieła nie opiera się wyłącznie na ukazaniu erotycznych perwersji kochanków, ale dokonania za ich pomocą analizy ludzkiego zakłamania. Ta opowieść odsłania prawdziwe oblicze człowieka, który jej słucha. Autor kpi z tej postaci, ukazując, kim faktycznie jest mężczyzna, nie mający sam sobie nic do zarzucenia… Tak też wspaniała jest scena w noc sylwestrową, kiedy Nigel tańczy z Mimi, i dialog między nimi:
– Chyba się w tobie zakochałem.
– Daj spokój. Jestem tylko snem. Urozmaiceniem nudnej podróży.
– Czyli to dalej jest gra?
– A czy kiedyś mówiłam, że nie jest?
– Ale ja się naprawdę w tobie zakochałem.
– I dlatego nigdy nie będę twoja.
– Ranisz mnie.
– Czy tak, jak ty swoją żonę?
– Ona o nas nic nie wie.
– Właśnie na nas patrzy.
Podobne wpisy
Oczywiście jedyne, co może zrobić w tym momencie niewydarzony uwodziciel, to pobiec do swojej żony, mając jej do zaoferowania stwierdzenie, iż… “wspaniale, że przyszła na bal”. Ona jednak okazuje się być postacią silniejszą. Patrząc na Mimi, która pozostała na parkiecie, podąża w jej kierunku. I tak następuje jedna z najwspanialszych scen – taniec dwóch kobiet, przy dźwiękach Slave to love. Sekwencja naładowana erotyzmem, magią, ale też jeden z najszczerszych momentów filmu. Brzmi paradoksalnie – przecież czy Fiona nie chce po prostu zemścić się na swym mężu? Mimo wszystko Nigel nie jest tu ważny. To tylko marionetka, widz, człowiek słaby, niehonorowy, którego cierpieniem z powodu odrzucenia trudno zaprawdę się przejąć. Dużo uroku dodaje mu Hugh Grant, i owszem, ale pod tą przyjazną fizjonomią kryje się mężczyzna, który jest odpychający. Czy dwie kobiety, złączone w namiętnym pocałunku, naprawdę mogą o nim myśleć w tej jednej, magicznej chwili? Możliwe, tylko… po co? Wówczas traci je obie. Nie wie bowiem, co to miłość, namiętność, chce Mimi, bo ta pociąga go fizycznie, bo jego małżeństwo jest na skraju przepaści, ale czy zabawna scena, kiedy planuje, co powie żonie, gdy już ją zdradzi, nie sprawia wrażenia, że jest on niezmiernie żałosny? A jednak to on dostaje szansę na odrodzenie…
Miłość tu ukazana przywodzi mi na myśl tę samą, o której opowiada Kar-Wai, najdoskonalej w 2046. Delikatność, pasja… apogeum namiętności… i tu należy przerwać! Można zachować jej doskonałość, niepowtarzalność, najcudowniejsze wspomnienia, lecz gdy będzie się dalej eksploatować to uczucie, przerodzi się ono w nienawiść i poniżenie. Namiętność bowiem, która zaczyna się od ognia, spala kochanków. Bohaterowie Kar-waia uciekają, także cierpią, ale potrafią ocalić samych siebie, nie są tak zachłanni jak Mimi i Oskar. Ci ostatni, przez swe nienasycenie, połączone z jedną z najbardziej rozwiniętych zdolności człowieka – a więc darem do zadawania bólu, stają się niewolnikami uczucia, którego czystość i niewinność umarła dawno temu. A jednak następuje tu dziwne katharsis. Oni zamieniają się w popiół, lecz istnieje szansa, że z tego popiołu odrodzi się miłość Nigela i Fiony. Może trudno uwierzyć w szansę dla takiego hipokryty, jak bohater kreowany przez Hugh Granta… jednak otrzymuje ją.
Sam finał jest perfekcyjnie rozegrany (duże brawa za zmienienie tego, z jakim mamy do czynienia w powieści), łzy wydają się symbolizować oczyszczenie, jakie winno nastąpić po ujrzeniu antycznej tragedii. Taki bowiem jest i sam obraz. Nigel to widz, obserwujący szamotaninę aktorów. Czy uda mu się wyciągnąć cokolwiek z tego, co usłyszał i ujrzał, czego był świadkiem i częścią? To już zależne jest tylko od niego. Może nie do końca wydaje się sprawiedliwe, że taki człowiek zyskuje drugą szansę, dostępuje tego, co poza zasięgiem innych. A jednak daje to nadzieję dla większości widzów. Ten film bowiem idealnie obnaża swego odbiorcę. Można w nim dostrzegać tylko skandalizujący erotyk, którym Polański chciał wrócić na szczyt, ale można też ujrzeć to, o czym faktycznie jest. Sięgając po temat erotycznych fascynacji, w których znajdują się elementy sadomasochistyczne, analizuje Polański coś znacznie ważniejszego, a zatem typowe zachowania ludzkie, uczucia, destrukcyjną siłę miłości. Oczywiście można zapytać, dlaczego przy pomocy takich środków. Środków, które mogły wepchnąć dzieło w kategorię erotyków. Odpowiedź znajdujemy w samym obrazie. Ludzie nie potrafią mówić o miłości w taki sposób jak Oskar. Wstydzą się tego, tak jak Nigel, gdy poci się, wysłuchując detali, jakimi obdarza go rozmówca.
– Nigel, co ty? Czyżbyś był zszokowany?
– No, trochę przesadzasz…
– Zagłębiam się w takie szczegóły, tylko po to, by pokazać ci, jak bardzo moje ciało i dusza zostały zniewolone przez walory istoty, która tak ci zaimponowała.
Nie chodzi jednak tylko o erotyzm, a o to, jak przekłada się to na wszystkie inne sfery życia człowieka. Autor w tym przypadku, aby zilustrować uzależnienie, chwilę szczęścia i upadek na dno, posłużył się być może kontrowersyjną formą, ale zrobił to na tyle z wyczuciem, że trudno dostrzec w tym cokolwiek szokującego, zwłaszcza dziś, tyle lat po premierze filmu. Obraz jest niezwykle zmysłowy, co wyraża się zwłaszcza w motywie tańca, wielokrotnie powtórzonym. Dwoje kochanków zniszczyło się, spaliła ich miłość, wzajemna zależność, ale przez chwilę potrafili żyć pełnią szczęścia. Odnaleźli je w sobie nawzajem. Potrafili pragnąć i nienawidzić, a we wszystkim, co robili była niekłamana pasja. Potrafili także zapłacić za zamienienie się w niewolników uczucia. Przeżyli zbyt wiele i runęli w przepaść, dokonali jednak tego, na co większość ludzi nie jest w stanie się zdobyć… pozwolili, aby na chwilę zawładnęła nimi prawdziwa miłość i jak stwierdza Oskar – to ona ich zniszczyła. Jednak uchwycili swe marzenia na ten jeden, kruchy moment. Później zbyt trudno było się z nimi rozstać…
Tu historia powinna była się zakończyć. Kochankowie powinni rozstać się, będąc u szczytu swojej namiętności. Nie czekać na jej nieuchronny regres.
Moje pożądanie zaczęło wygasać. Mogła sobie leżeć obok piękna
i zmysłowa, a mnie to już nie podniecało. Zacząłem ją winić za
to, że nie ekscytowała mnie jak dawniej. Popadliśmy w narkotyczne
uzależnienie od telewizji – tej małżeńskiej protezy, dzięki której nie trzeba ze sobą rozmawiać…
Czy gdyby mogli, cofnęliby czas i nigdy się nie poznali? Patrząc na sielankowe sceny początkowe, trudno uwierzyć w taki wariant. Mieli to, czego niektórzy nie potrafią osiągnąć przez całą swą egzystencję. Wzięli z życia wszystko co najpiękniejsze i wszystko, co najbardziej podłe… ale potrafili zapłonąć, a później zgasnąć. Tragedia kończy się łzami widzów, nieprzygotowanych na taki finał, ale dzięki niemu dostępujących katharsis. W trakcie trwania przedstawienia małżeństwo Fiony i Nigela zostaje odarte z pruderii, zakłamania i zostają odsłonięte problemy, z którymi teraz będą musieli się zmierzyć. Polański po raz kolejny udowodnił, z jaką łatwością zagłębia się w psychikę bohaterów, jak potrafi manipulować odczuciami i fragment po fragmencie odkrywać najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy.
Tekst z archiwum film.org.pl (14.07.2005)